- Znalazłam! – zawołała Hope, na co obydwie z Crystal
rzuciłyśmy się w jej kierunku.
Siedziałyśmy
u Hope przeglądając stare księgi i manuskrypty, aby dowiedzieć się skąd
pochodzą runy na moim sztylecie.
- Skandynawia? – zapytałam robiąc wielkie oczy.
- Na to wychodzi – odpowiedziała przyjaciółka. – Twoja
babka nie podróżowała?
- Z tego co wiem to się prawie z domu nie ruszała –
odpowiedziałam. – Wiecznie narzekała na swoje stare kości, tata jej robił
zakupy codziennie.
- W czasach pierwszych czarownic Skandynawia stanowiła
jedno, nie było podziału na państwa, więc ciężko będzie określić czy runy
pochodzą z Finlandii, Szwecji lub Norwegii. Szczerze mówiąc, to właściwie
niemożliwe – smutno stwierdziła Crystal.
- Przynajmniej tyle mamy – powiedziałam. – Coś jeszcze
nam potrzeba wiedzieć?
- Najważniejsze pytanie, na które nie znamy
odpowiedzi, to jak sztylet znalazł się u twojej babki – odpowiedziała Hope.
- Przeanalizujmy wszystko co już wiemy na ten temat –
zaproponowała Crystal. Usiadłyśmy z Hope bliżej niej. – Babcia Doris była
czarownicą, lecz nie wiemy jaką miała specjalność. Runiczny sztylet, pochodzący
ze Skandynawii jakimś cudem znalazł się w jej posiadaniu. Podejrzewam, że
wiedziała co robi przekazując ci go, zrobiła to w jakimś celu, którego nie
znamy – zwróciła się w stronę Hope. – Myślisz, że… rodzina Erici może mieć
związek z patronami?
- Gdyby tak było, jej babka, by tego nie ukrywała –
przyjaciółka spojrzała tym razem na mnie. – Czarownice, których przodkami byli
patroni runów, są z tego faktu bardzo dumne, obnoszą się z tym na wszystkie
strony. Nigdy nie zapominają podkreślić tego podczas przedstawiania się.
Crystal
pokazała kuzynce język, tamta odpowiedziała jej tym samym i uśmiechnęły się do
siebie. Ja siedziałam cicho, pochłonięta własnymi myślami.
Coś w
tym sztylecie mi się nie podobało, niby wyglądał jak te narysowane na kartach
księgi, ale jak patrzyłam na niego czułam, że jednak coś go różni. Podeszłam do
stolika i wzięłam go do ręki. Wyglądał jak zwykły, grawerowany nóż, z pięknie
zdobioną rękojeścią, jednosieczny, ostrze nie za długie, na oko 20, może 25
centymetrów. Nic specjalnego, gratka dla kolekcjonerów, lecz trzymając go
czułam niepokój. Miałam wrażenie, że niedługo stanie się coś złego, ale nie
miałam pojęcia co.
- Dziewczyny, czy mogę pożyczyć tę księgę o runach i
sztyletach? – zapytałam.
- Oczywiście, że możesz. Chce ci się to wszystko
czytać? – Crystal podała mi rękopis.
- Z braku lepszej lektury, tak – zażartowałam w
odpowiedzi.
„Może
dzięki temu poznam powód mojego niepokoju?” pomyślałam.
- Hope – zwróciłam się do przyjaciółki. – Kiedy możesz
zacząć mnie uczyć używać mocy?
- Nawet teraz – wykrzyknęła zadowolona dziewczyna. –
Zacznijmy od czegoś prostego.
~~
- Jeszcze raz – wołała Hope.
- Ignis –
krzyknęłam, lecz z mojej dłoni buchnął jedynie dym.
- Źle wymawiasz zaklęcie, musisz zaakcentować drugą
sylabę – pouczyła mnie przyjaciółka.
- Ignis! –
zawołałam i nagle przede mną utworzyła się smuga ognia, która po chwili
zamieniła się w kulę unoszącą się nad moją dłonią.
Otworzyłam
szeroko usta, ogień wydobywał się z mojej ręki, lecz nie parzył mnie. To było
niesamowite uczucie.
- Widzisz? Wspaniale! – uradowała się Crystal, która
siedziała na pnie powalonego drzewa i przyglądała się moim ćwiczeniom.
- To teraz spróbujemy przywołać mgłę. Zaklęcie brzmi Nebula i pamiętaj, że musisz akcentować
ostatnią sylabę – zwróciła mi uwagę Hope.
- Rozumiem – odpowiedziałam. – Nebula.
Pod
moimi stopami zaczęła się unosić delikatna mgiełka. Szybko jednak zniknęła.
Zmarszczyłam brwi i spróbowałam raz jeszcze, tym razem jednak głośniej
wypowiedziałam czar. Znikąd pojawiła się mgła sięgająca do pasa. Dziewczyny
były ewidentnie zadowolone z moich postępów.
- Szybko się uczysz – ucieszyły się.
- Mam dobre nauczycielki – uśmiechnęłam się.
- W takim tempie to szybko załapiesz podstawy. Potem
przejdziemy do trudniejszych rzeczy.
- Jakich? – spytałam zaciekawiona.
- Zielarstwo i zaklęcia obronne.
- Robi się ciekawie – stwierdziłam.
- Zmarzłam i robi się ciemno, chodźmy do domu –
zaczęła marudzić Crystal.
- Hope – szepnęłam do ucha przyjaciółki podczas drogi
powrotnej. – Nie mów o mojej mocy Xavierowi.
- Dlaczego? Nic nie chcesz mu mówić – zauważyła
dziewczyna.
- Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czuję, że to
jeszcze nie czas, żeby się o tym wszystkim dowiedział – odpowiedziałam.
- Jestem twoją przyjaciółką i dotrzymam tajemnicy. Jeśli
uważasz to za słuszne, niech tak będzie.
Czasami
powaga Hope mnie przerażała. Na ogóle była wesołą dziewczyną, żartowała na
prawo i lewo, wygłupiała się, ale bywały momenty kiedy robiła się śmiertelnie
poważna, mówiła wtedy tak mądre słowa, że nawet bym jej o to nie podejrzewała.
Co nie oznacza, że miałam ją za głupią osobę. Z wyglądu Hope wyglądała na taką
typową szkolną piękność, głupiutką blondyneczkę, ale posiadała ogromna wiedzę,
na każdy temat. Ceniłam ją za to bardzo.
Po
powrocie do domu zrobiłam sobie ciepłe kakao i usiadłam w fotelu przed
kominkiem. Dosiadła się do mnie Lisa.
- Jak ci minął dzień? – zapytała.
- Dobrze, znalazłyśmy skąd pochodzi sztylet babki,
zaczęłam również ćwiczyć rzucanie pierwszych zaklęć.
- Jakieś szczegóły? – mama uniosła jedną brew wyżej.
- Sztylet jest ze Skandynawii. Nie wiadomo dokładnie
skąd. Dziewczyny stwierdziły, że szybko się uczę czarów, niedługo przejdziemy
do zielarstwa i zaklęć obronnych.
- Rozumiem, cieszę się – uśmiechnęła się Lisa. – A jak
z Xavierem ci się układa?
- Bardzo dobrze – również się uśmiechnęłam na
wspomnienie chłopaka.
- Jakoś nie jesteś dziś zbyt rozmowna.
- Zmęczona bardzo jestem, Hope mówi, że używanie magii
pochłania sporo energii, a jak na pierwszy raz to dziś bardzo długo ćwiczyłam
zaklęcia.
- Kładź się spać niedługo. Nie siedź jak zawsze do
północy. Dobranoc skarbie – Lisa wstała, ucałowała mnie w czoło i wyszła.
Nie
mogłam jednak zasnąć. Cały czas zastanawiałam się czego dotyczył ten niepokój
związany ze sztyletem. Wyjęłam z torby pożyczoną księgę i zagłębiłam się w
lekturze.
Nigdy
wcześniej żadna książka mnie tak nie zainteresowała jak ten rękopis. Opowiadał
dokładnie historię czarownic, którą opowiedziała mi w skrócie Hope. Zagłębiałam
się coraz bardziej w lekturę. Czułam jak mnie wciąga, jakbym naprawdę brała
udział we wszystkich wydarzeniach opisanych w niej. To było niesamowite.
Księga
zawierała mnóstwo informacji. Kiedy skończyły się stronice opisujące stare
dzieje, rozpoczęły się opisy zaklęć, w pierwszej kolejności podstawowe, później
czary obronne i służące do walki. Postanowiłam się skupić na zaklęciach
neutralnych, bo jeszcze bym coś wysadziła w powietrze. Tak, to by się
zdecydowanie nie spodobało staruszkom. Szeptałam sobie pod nosem zaklęcia.
Cieszyłam się jak dziecko podczas gwiazdki kiedy z mojej dłoni zaczęły się
sypać iskierki. Czułam delikatne mrowienie, gdy użyta moc rozchodziła się po
moim ciele.
Prawie
całą noc spędziłam na bawieniu się nowo poznanymi czarami. Zasnęłam kiedy nad
horyzontem pojawiły się pierwsze promienie Słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz