piątek, 29 kwietnia 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 8.



- Jako ostatnia wystąpi przed państwem Erica Williams. – zapowiedziała pani Dowell.
            Zestresowana wyszłam na scenę i usiadłam przy pianinie. Zerknęłam na widownię. Zobaczyłam Hope i Xaviera, którzy bili mi brawo i skandowali moje imię. W najwyższym rzędzie trybun siedział Alex, uśmiechający się do mnie pokrzepiająco. Poprawiłam mikrofon i zaczęłam grać. Muzyka wypływała spod moich palców, zamknęłam oczy. Na sali panowała idealna cisza. Zaczęłam śpiewać. „Jestem tak zmęczona byciem tu, przytłoczona przez wszystkie moje dziecięce lęki.” Starałam się, by mój głos nie drgał, by brzmiał tak samo jak podczas moich prób w domu. „Te rany wydają się nie leczyć, ten ból jest po prostu zbyt prawdziwy, to po prostu zbyt dużo by czas mógł wymazać.” Zacisnęłam mocniej oczy nie przerywając gry i śpiewu. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem w swoim pokoju, sama, bez tych wszystkich ludzi patrzących na mnie z widowni. „Gdybyś płakał, otarłabym każdą Twoją łzę, gdybyś krzyczał, pokonałabym każdy Twój lęk. I przez te wszystkie lata trzymałam Twoją dłoń, jednak Ty wciąż masz całą mnie.” Wyłączenie się zaczęło pomagać. Czułam się mniej zdenerwowana, przestałam przejmować się jury i postanowiłam grać nie dla nich, lecz dla siebie. Tak, bym to ja była zadowolona z efektu, a nie oni. „Tak mocno próbowałam powiedzieć sobie, że odszedłeś, ale pomimo to wciąż jesteś ze mną, a ja przez cały czas byłam samotna...” Zaczynałam grać ostatni refren, w który włożyłam jak najwięcej siły i serca. Chciałam, by końcówka powaliła ludzi na kolana. Grałam i śpiewałam bardzo emocjonalnie. Wkładałam w ten utwór całą siebie. Nagle moja gra i głos uspokoiły się, zakończyłam piosenkę bardzo delikatnym akcentem. Gdy ostatnie dźwięki pianina rozniosły się echem po pomieszczeniu, nastała cisza.
            Bałam się, lecz jednak otworzyłam oczy. Wzrok wszystkich zebranych był skupiony na mnie, ludzie stali z otworzonymi szeroko ustami. I naraz wybuchła fala oklasków i krzyków. Osoby z mojego liceum, a nawet jury bili mi brawa na stojąco. Wstałam i ukłoniłam się nisko. Ogarnęło mnie wielkie szczęście. Poczułam się doceniona za swój talent. Po policzku spłynęła mi łza. Ukłoniłam się raz jeszcze i zeszłam ze sceny, gdzie czekał na mnie Alex ogromnym bukietem róż, w każdym możliwym kolorze.
- To było cudowne. – powiedział przytulając mnie mocno.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uścisk. Wręczył mi kwiaty.
- Nie chwaliłaś się, że tak pięknie grasz, ani, że twój głos brzmi tak anielsko.
- Chciałam, żebyś sam usłyszał go na żywo i jak widać wykorzystałeś możliwą okazję.
- Nie darowałbym sobie, gdybym przegapił tak epicki występ.
- Dziękuję.
            Za kulisy weszli Xavier i Hope. Przyjaciółka rzuciła mi się na szyję, a przyjaciel objął nas obydwie i mocno uścisnął.
- To była wspaniałe. – wykrzyknęła dziewczyna.
- Zgadzam się. – zapewnił chłopak.
- Dziękuję, cieszę się, że podobało wam się. – zarumieniłam się.
- Chodźmy na kawę. – zaproponowała Hope. – Trochę im się jeszcze zejdzie z ogłoszeniem wyników, bo muszą wygrawerować imię zwycięzcy na nagrodzie.
- Myślałam, że nagrodą jest występ na balu dobroczynnym. – powiedziałam.
- To również, ale zwycięzca dostaje też złotą nutkę na pamiątkę.– odpowiedział Xavier.
            Kiwnęłam głową na zrozumienie. Całą czwórką poszliśmy do automatu z gorącymi napojami. Po występie strasznie zaschło mi w gardle. Zauważyłam, że dzisiaj moi przyjaciele nie są negatywnie nastawieni do Alexa. Wręcz przeciwnie, rozmawiali z nim, śmiali się i wspólnie zachwycali się moim występem. Cieszył mnie ten widok. Po około trzech kwadransach pani Dowell zaprosiła nas na ogłoszenie zwycięzcy. Moi znajomi udali się z powrotem na widownię, a ja za scenę.
- Po długich rozmowach i analizach wszystkich dzisiejszych występów, wspólnie z jury podjęliśmy decyzję, kto zagra na tegorocznym balu dobroczynnym. Jest mi niezmiernie miło ogłosić, że konkurs wygrywa Erica Williams. – rzekł dyrektor Watson.
            Szczęka mi opadła. Usłyszałam krzyki, oklaski i gwizdy. Stałam jak wryta dopóki pani Dowell nie popchnęła mnie w stronę sceny. Ruszyłam przed siebie, oniemiała z wrażenie. Nie mogłam uwierzyć, że wygrałam. Dyrektor wręczył mi figurkę w kształcie złotej nuty i uścisnęłam mu dłoń oraz każdemu członkowi jury. Po skończonej wymianie uprzejmości, wyszłam przed budynek szkoły, gdzie czekali na mnie Alex, Hope i Xavier.
- Musimy uczcić twój sukces. – zawołała Hope.
- To może zamówimy pizzę i pójdziemy do mnie oglądać filmy? – zaproponowałam.
- Świetny pomysł. – zgodzili się ze mną znajomi.
            Reszta dnia minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Oglądaliśmy głupie komedie jedząc pizzę, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Nikt nie patrzył na siebie spode łba, tak jak to miało miejsce w klubie „Czerwony Aksamit”. Postanowiłam z Hope, że przyjaciółka dziś u mnie przenocuje i zrobimy sobie babski wieczór z maseczkami i plotkami. Kiedy chłopaki wychodzili, Hope rzuciła krótkie „tylko się nie pozabijajcie po drodze” na co oni zaczęli się tylko śmiać i wyszli w ciemności. Siedziałyśmy z maseczkami na twarzy pijąc kakao kiedy Hope mnie zagadnęła.
- Rzeczywiście Alex się zachowuje jakby mu na tobie bardzo zależało. Nigdy wcześniej żadnej dziewczynie nie dał takiego wielkiego bukietu kwiatów, ani nie zabrał jej na kawę. Był w stosunku do nich raczej oschły, ale w sumie nic dziwnego skoro leciały na kasę jego rodziców.
- Nie rozumiem takiego zachowania u dziewczyn. Nie cierpię materializmu.
- Ja też nie.
- Myślisz, że może mi się udać z Alexem? Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka.
- Oczywiście, że tak uważam. Kiedyś był on draniem, ale przy tobie się zmienił nie do poznania. A co do tego, że nie byłaś wcześniej w związku. Posłuchaj mnie kochana, bądź słodka i urocza, lecz pamiętaj o zdrowym rozsądku i mniej własne zdanie. Nie zgadzaj się na wszystko co on powie. Mówi się, że mózg człowieka pracuje bezustannie przez całe życia, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wiesz kiedy jedynie ma przerwę?
- Nie.
- Kiedy masz egzamin lub się zakochasz. Ty nie daj swoim szarym komórkom przerwy. Nigdy i mimo wszystko, uważaj na Alexa.
- Dobrze.
- To co? Idziemy spać?
- Chętnie, jestem padnięta.
- Słodkich snów skarbie. – powiedziała Hope kładąc się na materac.
- Dobranoc. – odpowiedziałam gasząc nocną lampkę.
            Przed zaśnięciem sporo myślałam. Dlaczego wszyscy mi każą uważać na coś? Jakie zasady panują w Moonlight Falls? Musiałam się tego dowiedzieć za wszelką cenę.

niedziela, 24 kwietnia 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 7.



            Kolejne kilka dni minęło mi całkiem normalnie. Chodziłam grzecznie do szkoły, spotykałam się z Alexem i ćwiczyłam utwór do konkursu na pianinie. Do występu zostało mi już niewiele czasu. Jeśli chodzi o moje stosunki z Xavierem i Hope, to mogę powiedzieć tylko tyle, że nasz kontakt osłabł i to bardzo. Od kiedy zostawili mnie w klubie czułam się urażona i mało z nimi rozmawiałam. Właściwie dzień w dzień, przy każdej możliwej okazji i wolnej chwili spotykałam się z Alexem. Polubiłam go, mimo, że wcześniej podchodziłam do tej znajomości ostrożnie i z dystansem. Był dobrze wychowany, szarmancki, czarujący i nieziemsko przystojny. Gdy na mnie patrzył to miękły mi kolana. Mogłam mu powiedzieć o każdym moim problemie czy smutku i wiedziałam, że zostanę wysłuchana.
            Nie wiedziałam co się ze mną stało. Nigdy żaden chłopak tak na mnie nie działał. Czyżbym się zauroczyła? Musiałam przyznać, że myślałam o Alexie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Śniłam o nim bardzo często. Pragnęłam spędzać z nim jak najwięcej czasu. Czasami łapałam się na tym, że marzyłam o nim jako moim chłopaku. Co się ze mną działo? Erica ogarnij się. Żaden chłopak do tej pory nie zawrócił ci w głowie, musisz być twarda, nie daj się. Obawiam się, że już za późno. Straciłam głowę dla Alexa. Co on takiego w sobie miał? Nie potrafiłam na to pytanie odpowiedzieć. Miałam do czynienia z wieloma przystojniakami w swoim życiu, z niektórymi się przyjaźniłam i spotykałam, lecz przy żadnym się tak nie czułam.
            Nagle mój telefon zadzwonił, przyszedł mi sms. „Ma Panna Erica może ochotę na kawę?” odczytałam wiadomość od Alexa. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Odpisałam i umówiliśmy się w parku. Było dziś chłodno więc założyłam sweter w szaro-czarne paski, który niedawno kupiłam i jasne, poprzecierane jeansy. Zrobiłam szybki makijaż, chciałam wyglądać dziś naturalnie. Kiedy zbiegałam po schodach w glanach, zatrzymała mnie mama.
- Gdzie to się moja córka wybiera tak niepomalowana? – zażartowała.
- Na kawę z Alexem. – odpowiedziałam
- Widzę, że ktoś tu zaczyna romansować. – mama puściła do mnie oczko.
- A co! Kiedyś trzeba. – zaśmiałam się.
- A jeśli ci zabronię się spotykać z chłopakami?
- Mamusiu, jestem w takim wieku, że tego nie zrobisz. Zresztą sama mi ciągle powtarzałaś, żebym sobie z kimś poflirtowała.
- Kurczę, tu mnie masz. Tym razem wygrałaś. – Lisa pokazał mi język. Odpowiedziałam jej tym samym.
            Kiedy wyszłam z domu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było założenie słuchawek i włączenie muzyki. Na dworze było szaro, Słońca jak zwykle nie było widać, a nad polami unosiła się mgła. Wiał delikatny wiatr. W parku nie było dużo ludzi, tylko dwóch starszych panów grających w szachy i małżeństwo z małym dzieckiem, które bawiło się na mini placu zabaw. Przy fontannie, na środku parku stał Alex. Ubrany był w ciemne jeansy, biały t-shirt i marynarkę. Atrakcyjny i seksowny jak zawsze. Przygryzłam wargę.
- Cześć. – przywitałam się.
- Dzień dobry królewno. – dał mi całusa w policzek.
- Gdzie idziemy? – zapytałam czując, że się rumienię.
- Na najlepszą kawę w Moonlight Falls. – odpowiedział.
            Kawiarnia znajdowała się niedaleko. Była to niewielka kamienica, z charakterystycznymi dla baroku zdobieniami. Przed nią stało parę ogrodowych stolików z krzesłami. Wnętrze było ciemne, pachnące kawą i starymi książkami. Wystrój elegancki, przywodzący na myśl XIX-wieczny salon. Magiczne miejsce.
            Usiedliśmy w eleganckich fotelach, po przejrzeniu karty menu zdecydowałam się na kawę kokosową z białą czekoladą, a Alex wybrał cynamonowe latte. Czekając na nasze zamówienie rozmawialiśmy o filmach i muzyce. Całkiem młodzieżowe tematy. Kiedy dostałam swoją kawę pociekła mi ślinka. Elegancki kubek, na jego dnie odznaczała się biała czekolada, resztę naczynia wypełniała kawa, a na samej górze było dużo bitej śmietany posypanej cukrem trzcinowym. Po spróbowaniu stwierdziłam, że w życiu czegoś tak dobrego nie piłam.
- Madame Luna jest najlepszą baristką w miasteczku. – powiedział Alex popijając swój napój.
- Przepyszna jest ta kawa. – zgodziłam się.
- Jak ci się podoba Moonlight Falls?
- Na początku nie podobało mi się w ogóle. Byłam zła na rodziców, że kazali mi w ciągu kilku dni zerwać ze swoim dotychczasowym życiem i wywieźli mnie na takie odludzie. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam, że wszystko tu jest takie starodawne. Nawet, niektórzy ludzie ubierają się jakby żyli w innym stuleciu, na przykład państwo Hudson. Jednak po tych kilku tygodniach zaczęłam się przyzwyczajać do tego miejsca. Cieszy mnie to, że jest tak spokojnie, w mieście nie miałam miejsca gdzie mogłabym się zaszyć samej oprócz mojego pokoju, a tutaj wystarczy, że wyjdę z domu i jestem sama. Polubiłam Moonlight Falls.
- Miło mi to słyszeć. A słyszałaś może jak zostało założone miasto?
- Nie. – słowa Alexa mnie zaintrygowały. Lubiłam legendy i historie.
- W XIX wieku głowy rodów wilkołaków, wampirów i czarownic zebrały się, by rozwiązać problem prześladowań przez ludzi. Do tej pory istoty nadnaturalne żyły w zgodzie wśród ludzi, lecz w 1815 zaczęły się nękania, prześladowania i mordy na osobach  z niezwykłymi mocami i zdolnościami. Najgorzej miały czarownice i wróżki. Dlatego właśnie głowy rodów spotkały się po raz pierwszy w historii świata nocy.  Aby pozbyć się tego zmartwienia postanowili założyć miasteczko, schronie dla istot nadnaturalnych, z dala od ludzkich osad. Nazwali to miejsce Moonlight Falls, ponieważ w dniu kiedy odbyło się zgromadzenie, była pełnia. Zdaje sobie sprawę, że może to dla ciebie być śmieszne i nieprawdopodobne, ale taka jest legenda. – zakończył.
- Ciekawa historia, lecz co to jest świat nocy?
- Tak nazywa się wszystkie rasy nadnaturalne, o specjalnych mocach i zdolnościach. Należą do niego wróżki, wiedźmy, wilkołaki i wampiry.
- Rozumiem, fascynujące. – powiedziałam. – Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie słyszałam.
- Teraz już wiesz w jak bardzo dziwnym miejscu żyjesz. – zaśmiał się Alex.
- To prawda, dziękuję za uświadomienie mnie. – zażartowałam.
- Pięknie dziś wyglądasz. -  powiedział nagle.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się i poczułam jak oblewam się rumieńcem.
            Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie pożądliwym wzrokiem. Moje serce zaczęło szybciej bić. Erica spokojnie, to tylko komplement, zresztą sama chciałaś ładnie wyglądać specjalnie dla niego. Wdech i wydech, wdech i wydech.
- Pozwolisz mi się odprowadzić do domu? – zapytał.
- Oczywiście.
            Alex zapłacił rachunek, założył marynarkę i wyszliśmy w noc. Była pełnia. Przypomniały mi się słowa dyrektora w szkole.
- Dlaczego pan Watson mówił, żeby nie wychodzić podczas pełni z domu?
- To stary wariat, jego żona została zamordowana podczas pełni księżyca i teraz wszystkich przestrzega, żeby w tę noc zamykali się na cztery spusty w domach.
- To straszne. Wiadomo kto to zrobił?
- Nie. Policja prowadziła śledztwo, ale nie znaleźli żadnych śladów prowadzących do mordercy. To było zabójstwo idealne, zaplanowane w najmniejszych szczegółach.
            W oddali zawył pies. Przestraszyłam się i złapałam Alexa za dłoń. Uśmiechnął się.
- Boisz się? – zamruczał.
- Nie. – skłamałam. Objął mnie ramieniem dzięki czemu poczułam się pewniej.
- Mam jednak prośbę. – zaczął.
- Jaką?
- Sama nie wychodź w nocy, szczególnie podczas pełni.
- Dobrze, ale czemu?
- Kto wie? Może ten wariat się tu jeszcze gdzieś kręci. Martwię się o ciebie. Jesteś taka delikatna i nie do końca znasz zasady panujące tutaj.
- Jakie zasady?
- Dowiesz się w swoim czasie moja droga.
- Ale…
- Ciii. – położył mi palec na ustach uciszając mnie. – Niech takie błahostki nie zaprzątają teraz twojej główki.
- Dobrze. – westchnęłam.
            Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Na pożegnanie Alex dał mi całusa w policzek i prosił, bym na siebie uważała. Kiedy weszłam do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wspominać dzień spędzony w kawiarni. Byłam bardzo szczęśliwa. Czyżbym się zakochała? Zadzwonił mój telefon.
- Halo. – powiedziałam po odebraniu.
- Cześć skarbie. Co u ciebie słychać? – usłyszałam głos Hope w słuchawce.
- No hej. U mnie bardzo dobrze. Byłam dziś na kawie z Alexem i chyba mu się podobam.
- To super. Wybacz naszą reakcję na niego wtedy w klubie. Po prostu od dzieciństwa za sobą nie przepadamy. – zaśmiała się moja przyjaciółka. – Ale cieszę się, że ty się z nim dogadujesz. Może rzeczywiście coś ciekawego z tego wyjdzie. – zakończyła specyficznym tonem głosu.
- Sugerujesz coś?
- Ja? No coś ty, nigdy. – wybuchła śmiechem.
- Jasne, jasne.
- Lepiej opowiadaj jak było na randce.
- Zabrał mnie do kawiarni Madame Luny, wypiliśmy kawę, odprowadził mnie do domu i tyle.
- Ze szczegółami moja droga. Chcę wiedzieć o wszystkich komplementach.
- Dużo mi ich mówił, nawet powiedział, że pięknie wyglądam.
- Jakie to słodkie. W sumie ładna byłaby z was para.
- Swatka się znalazła.
- Kochanie, ja od podstawówki swatam ludzi.
- A co u Xaviera? – zapytałam.
- Ciągle się uczy. Zaczęły się testy i za każdym razem jak chce go gdzieś wyciągnąć na miasto to słyszę, że siedzi wśród książek i nie wiem kiedy skończy.
- Wiesz, przynajmniej jemu zależy na ocenach.
- My jesteśmy tak mądre, że nam podręczniki niepotrzebne. – po tych słowach wybuchłyśmy śmiechem.
- Aż się popłakałam. – powiedziałam ocierając łzę z policzka. – Może byśmy wyskoczyły gdzieś we dwie jutro? – zapytałam.
- A ty nie masz przypadkiem jutro konkursu muzycznego?
            Po tych słowach zamilkłam i zaczęłam analizować daty. Byłam przekonana, że konkurs jest za dwa dni, ale po tym co usłyszałam od Hope postanowiłam sprawdzić.
- O kurczę. Rzeczywiście jest jutro. Muszę jeszcze poćwiczyć! – wykrzyknęłam.
- Ćwicz, ćwicz. Musisz go wygrać. Nie będę ci przeszkadzać, do zobaczenia jutro na scenie.
- Hope, ja nie wiem jak się na ten występ ubrać.
- Ubierz się elegancko, lecz bez przesady. Mogą być proste spodnie bez jakiś dziur czy przetarć i ładna koszula.
- Dzięki ci moja stylistko.
- Nie ma za co moja modelko.
- To do jutra. Mam nadzieję, że zobaczę ciebie i Xaviera na widowni.
- Będziemy tam na sto procent. I pamiętaj, nie denerwuj się.
- Postaram się. Dobranoc.
- Słodkich snów. – zaśpiewała Hope i rozłączyła się.
            Ćwiczyłam do późna. Kiedy rano zadzwonił mi budzik, wstałam z łóżka bardzo niewyspana. Ubrałam się jak radziła mi przyjaciółka, zrobiłam delikatny makijaż, by zakryć cienie pod oczami. Byłam tak zdenerwowana, że nie zjadłam śniadania, wypiłam jedynie mocną kawę i pobiegłam do szkoły na konkurs, nie biorąc ze sobą nut.

niedziela, 17 kwietnia 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 6.



- Brawo, macie ocenę celującą. – powiedziała pani Dowell, kiedy razem z Xavierem skończyliśmy wygłaszać nasze wypracowanie o Joannie d’Arc.
            Cieszyłam się, że mam to już z głowy. Bardzo stresowałam się publicznymi występami nawet w tak małym gronie. Uświadomiłam sobie, że czeka mnie jeszcze przecież konkurs. W co ja się wpakowałam?
            Dzień minął mi bardzo szybko. Wracając do domu kupiłam puszkę czarnej farby. Planowałam ozdobić ściany swojego pokoju tak, jak zrobiłam to w poprzednim mieszkaniu. Po obiedzie wzięłam pędzel i nad łóżkiem stworzyłam napis „A kiedy twoje marzenia zbliżają się do końca, jak kupisz sobie szczęście? A kiedy ty sam jesteś wszystkim co ci pozostało, czym wypełnisz swoją pustkę?”.  Był to cytat z piosenki, którą bardzo lubiłam. Tekst zrobiłam tak piękny, że mało brakowało, a popadłabym w samouwielbienie. Kochałam gotyckie pismo. Po namalowaniu jeszcze paru rysunków usiadłam do pianina i zaczęłam ćwiczyć utwór na konkurs. Starałam się nauczyć go na pamięć, nie chciałam grać z nut. To by było zbyt proste.
            Muzyka tak mnie pochłonęła, że nie zorientowałam się, że ktoś wszedł do mojego pokoju. Dopiero jak poczułam dotyk na ramieniu przerwałam grę i odwróciłam się. Za mną stali Xavier i Hope.
- Wspaniale. – powiedzieli chórem.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się.
- Nie mówiłaś, że grasz na pianinie. – powiedział chłopak.
- Umiem grać nie tylko na instrumentach klawiszowych, lecz także na perkusji, wszelkiego rodzaju gitarach i instrumentach smyczkowych. – odpowiedziałam. Nie widziałam sensu ukrywać tego faktu.
- Powinnaś wziąć udział w szkolnym konkursie muzycznym. – wykrzyknęła Hope.
- Biorę. Ten utwór przygotowuje właśnie w tym celu.
- Zwycięstwo masz w kieszeni. – stwierdził Xavier.
- Przyszliśmy cię gdzieś zabrać. Musisz poznać miasto, które wcale nie jest takie nudne jak się wydaje. Można się tu nieźle zabawić. Ty ciągle siedzisz w domu, dziwię się, że jeszcze nie zwariowałaś. Trzeba cię trochę rozerwać sztywniaro. – Hope pokazała mi język i zawirowała.
- Ale ja nawet nie wiem jak powinnam się ubrać. – odrzekłam.
- O to się nie martw. Ona cię już wystroi odpowiednio. - Xavier wybuchnął śmiechem.
- No dobrze. – wzruszyłam ramionami.
            Hope wyprosiła naszego kolegę za drzwi, a sama zaczęła przeglądać moją szafę. Po dłuższej chwili wyjęła krótką spódniczkę w szkocką kratę, białą koszulę i czarny krawat  z czaszką na końcu. Stała jeszcze przez moment, po czym podała mi rajstopy kabaretki i wysokie buty na koturnie z klamrami na bokach.
- Ty tak serio? – zapytałam. To były moje ubrania, prawda, ale dostałam je od znajomych i tak szczerze to nigdy ich na sobie nie miałam.
- Tak, dodatkowo zrobimy ci warkoczyki. Będzie wyglądać jak niegrzeczna uczennica. – zachichotała.
            Spojrzałam na strój mojej przyjaciółki. Obcisła mini, błyszczący top i szpilki. W życiu bym się tak nie ubrała, nie mój styl. Kiedy Hope mnie już wyszykowała, zeszłyśmy na dół. Xavier na mój widok otworzył szeroko oczy i usta, lecz szybko się opamiętał. Myślał, że tego nie zauważyłam, ale się mylił. Teraz tylko pytanie – zszokował go mój strój czy mu się podobał. Czas pokaże.
            Pojechaliśmy do klubu o nazwie „Czerwony Aksamit”. W środku wszystko było eleganckie. Mimo to nikt nie założył smokingu lub sukni wieczorowej. Kiedy spojrzałam na twarze, zorientowałam się, że większość osób była w moim wieku. Z głośników leciała muzyka, jak na zwyczajnej dyskotece, można było potańczyć. Całą trójką podeszliśmy do baru i zamówiliśmy po drinku, po czym usiedliśmy przy wolnym stoliku. Gadaliśmy i śmialiśmy parę ładnych godzin. Nagle Xavier spoważniał, a jego twarz spochmurniała. Patrzył na coś za moimi plecami. Odwróciłam się. W naszą stronę zmierzał wysoki chłopak, na oko w wieku licealnym. Miał czarne włosy do ramion i był przystojny, bardzo przystojny. Kiedy podszedł zauważyłam, że miał bladą cerę, prawie jak kartka papieru.
- Witaj, czy możemy zatańczyć? – zapytał wyciągając do mnie dłoń.
            Spojrzałam Hope i Xaviera, obydwoje patrzyli na przybysza spode łba. Jednakże głupio mi było odmówić, więc posłałam moim przyjaciołom przepraszające spojrzenie i ujęłam dłoń nieznajomego, który zaprowadził mnie daleko na parkiet. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jak chłopak i dziewczyna szepczą coś sobie na ucho. Czy byli źli za moją decyzję? Z drugiej strony, chyba mało kto się lubił w Moonlight Falls.
- Powinienem się przedstawić, wybacz moje maniery. Jestem Alex Wright. A ty, piękna?
- Nazywam się Erica Williams.
- Nigdy wcześniej cię nie widziałem.
- Niedawno się przeprowadziłam.
- To wszystko wyjaśnia.
            Alex kiwnął ręką w stronę dj-a, który puścił wolniejszy utwór. Objął mnie w pasie, a ja położyłam mu dłoń na ramieniu i zaczęliśmy tańczyć. Musiałam przyznać, że był świetnym tancerzem
- Dlaczego zadajesz się akurat z tą dwójką? Nie pytam dlatego, że coś mam do nich. Zwykła ciekawość czemu właśnie oni.
- Jakoś tak wyszło. Poznałam ich już pierwszego dnia szkoły i od tamtej pory utrzymujemy kontakt.
- Rozumiem.
            Zawirowaliśmy. Mój partner zgrabnie prowadził.
- Muszę przyznać, że pięknie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Słodko i jednocześnie z pazurem. Na co dzień też się tak nosisz?
- Nie, noszę raczej spodnie i koszulki.
- Uroczo.
            Spojrzałam w dół, by nie potknąć się o własne stopy.
- Nie martw się swoim brakiem doświadczenia w tańcu.
- Skąd wiesz, że ja…
- Widzę, moja droga. Jesteś niepewna swoich ruchów.
- Niestety masz rację, nie pamiętam kiedy ostatni raz tańczyłam.
- Spokojnie, zaufaj mi.
- Dobrze.
            Rozejrzałam się w poszukiwaniu Xaviera i Hope, lecz nigdzie ich nie zauważyłam. Czyżby wyszli beze mnie? Zaniepokoiłam się. Nie mogli mnie tu zostawić przecież za zwykły taniec, nawet jeśli nie przepadali za Alexem.
            Nagle zrobiło mi się bardzo zimno. Zadrżałam.
- Chłodno? – zapytał chłopak.
- Troszkę. – przyznałam.
- Chętnie użyczę ci mojej marynarki.
- Dziękuję. – powiedziałam.
- Nie widzę twoich znajomych.
- Ja też nie. Mam nadzieję, że mnie nie zostawili.
- Odprowadzę cię z największą przyjemnością do domu.
- To bardzo miłe, ale najpierw chciałabym ich poszukać w klubie.
- Oczywiście.
            Zeszliśmy z parkietu i skierowaliśmy się w stronę stolika gdzie zostawiłam przyjaciół. Na ich miejscach siedziała inna para. Teraz już naprawdę się denerwowałam. Jak mogli sobie tak po prostu wyjść? Sami mnie tu zabrali, żebym się zabawiła. Obeszliśmy cały Czerwony Aksamit, lecz nigdzie nie spotkaliśmy Hope i Xaviera. Zła i zrezygnowana pozwoliłam odprowadzić się Alexowi. W drodze do domu dostałam sms-a od przyjaciółki. „ Xavier źle się poczuł. Wybacz.”. I tyle? Super. „Mogliście mnie poinformować” odpisałam. „Nie chciałam przeszkadzać.”. Westchnęłam.
- Wszystko w porządku? – zapytał mój nowy znajomy.
- Tak. – skłamałam.
            Zbliżaliśmy się do mojego domu.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Na przykład w szkole.– powiedział Wright.
- Chętnie. – uśmiechnęłam się.
- Trzymam za słowo. – mrugnął.
- Dziękuję za odprowadzenie. Dobranoc. – pożegnałam się.
- Śpij dobrze, królewno. - odwrócił się w mrok i zniknął.
            Całą noc śnił mi się Alex. Patrzył na mnie pożądliwie, posyłał mi czarujący uśmiech. Puszczał mi oczko. Bardzo mi się te wizje podobały. Przez nie zapomniałam całkowicie o Xavierze. Po co uganiać się za kimś, kto nie zwraca na ciebie uwagi? Tak, zdecydowanie powinnam się skupić na Alexandrze. Rano wstałam wypoczęta i bardzo  szczęśliwa. Naszła mnie ochota, by znów spotkać się z moim wczorajszym tancerzem, Umówiliśmy się. Jeszcze nigdy dla nikogo się tak nie stroiłam. Dla niego chciałam wyglądać perfekcyjnie.
            Przez kolejne kilka nocy również śniłam o Alexie, były to sny piękne, lecz nie miałam pojęcia, że ktoś nasyłał na mnie te sny.