środa, 31 sierpnia 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 15.



- Gdzie ty znów wychodzisz o tak późnej porze? Pełnia jest. Chcesz, żeby cię jakiś wilkołak dopadł? – wypytywała mnie Lisa.
- Muszę jedną sprawę załatwić. Wrócę późno, nie czekajcie na mnie – odpowiedziałam jej.
- Tylko, żeby to późno nie zamieniło się w jutro.
- Spokojnie – mrugnęłam okiem do mamy i wyszłam.
            Mróz szczypał mnie w policzki i nos. Opatuliłam się szalikiem jeszcze bardziej. Śnieg leżący wokół odbijał światło, dzięki czemu na dworze było dość jasno. Widziałam dokładnie wszystko, prawie.
            Kiedy doszłam na skraj lasu stanęłam. Spojrzałam w głąb kniei. Gąszcz wyglądał przerażająco w nocy, a jak się było samemu i wiedziało się, że między drzewami hasają wilkołaki, strach paraliżował sto razy potężniej.
            Nie miałam zamiaru rezygnować z planów, weszłam do lasu, w ciemność. Wszędzie panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Nawet wiatr nie poruszał nagimi gałęziami.  Nie wiem czemu miałam trudność z odnalezieniem tajemnej polany, miałam wrażenie, że nic nie jest tu na swoim miejscu. Drzewa i krzewy nie mogą się przemieszczać, a mimo to nie mogłam namierzyć wodospadu. Kręciłam się w kółko, aż w końcu musiałam przyznać przed sobą samą, że zabłądziłam. Usiadłam na najbliższym kamieniu i załamałam ręce. Co teraz? Nawet nie miałam pojęcia jak wrócić, w którą stronę iść.
            Coś zaszeleściło w krzakach. Serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam przekonana, że zaraz wyskoczy na mnie wilkołak, ale takiego widoku się nie spodziewałam.
            W ciemnościach ujrzałam wielki, czarny kształt, który rósł i rósł. Zaświeciły się żółte jak kwas ślepia. Stwór wskoczył na pień drzewa i wdrapał się na sam szczyt.
            Wstałam. Słyszałam jak potwór skacze po gałęziach nad moją głową. Parę patyków spadło na mnie, a z góry, tuż przed moją twarzą, zaczął się pojawiać zakrwawiony pysk z wielkimi, białymi kłami. Istota zsuwała się w dół, aż w końcu stanęła przede mną w pełnej okazałości. To coś wyglądało jak  chiński smok, ciało miało owłosione, a z pyska zwisały długie wąsy jak u suma. Zwierzę posiadało dwie przednie i dwie tylne łapy, zdecydowanie zbyt małe w porównaniu do reszty.
            Po policzkach zaczęły mi płynąć gorące łzy, które momentalnie zamarzały. Przerażenie mnie sparaliżowało. Już bym wolała stanąć twarzą w twarz z Talbotami.
- A więc to ty jesteś tym dzieckiem, które zagraża mej pani – powiedział smok, wężowym głosem z mojego snu.
            Przez chwilę odebrało mi mowę.
- Jak widać – odpowiedziałam.
- Jak się zwiesz? – zapytał stwór.
- Teresa ci nie powiedziała?
- Nie, a lubię znać imiona istot, które zabijam.
- Jestem Erica, a ty smoku?
- Hellscream. Miło mi cię poznać. Nie wyglądasz na kogoś potężnego, jesteś jeszcze dzieckiem – Hellscream przyglądał mi się badawczo.
- Na obrazie wyglądałam poważniej? – spytałam ironicznie.
- Zdecydowanie. Hmm – mój rozmówca chyba nie łapał moich sarkastycznych odzywek.
- Naprawdę mnie zabijesz?
- Taki otrzymałem rozkaz od królowej.
- Teresa nie jest królową, co najwyżej samozwańczą. Hekate nią była, lecz twoja „pani” ją zabiła!
- Nie odpowiadam za czyny Teresy, wypełniam jedynie jej rozkazy.
- Dlaczego jej służysz?
            Po tym pytanie Hellscream zrobił wielkie oczy, nie spodziewał się tego. Zapadła głęboka cisza, słychać było jedynie nasze zdenerwowane oddechy.
            Milczenie przedłużało się, postanowiłam zaryzykować i je przerwać.
- Hellscream, czemu służysz Teresie? – zadałam ponownie to samo pytanie.
- Służę jej, ponieważ… - zaczął smok, lecz nie wiedział jak skończyć.
            Spojrzałam stworowi w oczy. Nie było w nich rządzy mordu lub fanatycznego ubóstwiania wiedźmy, lecz smutek i zagubienie.
- Posłuchaj – zaczęłam. – Nie musisz jej służyć. Możesz sam decydować co zrobisz ze swoim życiem, jak każda wolna istota.
- Dawno temu straciłem swoją wolność i niezależność. Teraz nie pozostało mi nic innego niż ślepe wypełnianie rozkazów. Wybacz, Erico, ale muszę cię zabić – powiedział z żalem smok i rzucił się na mnie.
- Praesidium! – zdążyłam krzyknąć, a Hellscream odbił się od niewidzialnej tarczy.
            Szybko jednak otrząsnął się i ponownie zaatakował. Byłam na to przygotowana.
- Impetus!
            Stwór uniknął mojego zaklęcia, próbowałam dalej.
- Passus!
            Tym razem dostał. Przeciwnik zaczął się wić na środku polany w męczarniach. Moc zaklęcia zdziwiła mnie samą. Stałam jak wryta i patrzyłam jak cierpi. Nie mogłam tego dłużej znieść, podbiegłam do niego.
- Hellscream, przepraszam, przepraszam cię! Zaraz ci pomogę. Remedium! – zawołałam.
            Musiałam bardzo uważać, żeby nie dostać ogonem. Powtarzałam zaklęcie w kółko, aż drgawki ustały. Z pyska smoka toczyła się piana. Ręką zaczęłam gładzić jego ciało. Zdałam sobie sprawę, że nie musiałam rzucać morderczego zaklęcia, to było wystarczająco silne, lecz dlaczego?
- Dlaczego mnie uratowałaś? – zapytał Hellscream dysząc.
- Nie mogłam patrzeć jak cierpisz, nigdy wcześniej nie rzuciłam tak silnego zaklęcia. Nie wiem jak to się stało, mogłam cię zabić, przepraszam.
- Przybyłem tu, by odebrać ci życie, a ty mnie ratujesz. Mam u ciebie dług. Widzę dziecko, że masz dobre serce i nie zasługujesz na śmierć – smok uśmiechnął się słabo do mnie.
            Zanim zdążyłam odpowiedzieć za moimi plecami odezwał się kolejny męski głos.
- Masz rację stary przyjacielu.
            Odwróciłam się szybko. Za mną stał wielki koń, z długim smoczym ogonem i jelenimi rogami. Król Puszczy.
- Witaj Shadowsong – Hellscream skinął głową w stronę przybysza.
            Patrzyłam oniemiała. Tak bardzo chciałam go spotkać, a teraz co? Milczę, bo nie potrafię skleić jednego zdania.
- Czarodziejko, dobrze wiem, że przyszłaś tu po to, by ze mną porozmawiać. Podziwiam twoją odwagę, dobrze wiedziałaś co ci grozi, jeśli zapuścisz się sama, w środku w nocy w głąb lasu – powiedział do mnie Shadowsong.
- Tak – wydusiłam z siebie. – Po to tu właśnie jestem Królu. Miałam nadzieję, że pomożesz mi w walce z Teresą.
- Moja droga, mów mi Shadowsong, ponieważ to jest moje imię. Król Puszczy to tylko przydomek, który otrzymałem od ludzi na przestrzeni wieków.
- Dobrze.
- Erico – odezwał się Hellscream. – Jestem ci winny przeprosiny. Odpowiadając na twoje pytanie, nie wiem dlaczego służę Teresie. Ta wiedźma odebrała mi rodzinę podczas wielkiej wojny. Nie chciałem się zgodzić na służbę u niej, więc wybiła cały mój gatunek, zostałem tylko ja, więc przyłączyłem się do niej. Nie miałem już nic do stracenia. Spotkanie z tobą odmieniło mój światopogląd. Teraz widzę, że źle postąpiłem. Wiedz, że masz moje wsparcie w tej walce.
- Dziękuję – objęłam smoka za szyję i przytuliłam go. Zwróciłam się do Shadowsong’a. – Powiedz mi, czemu mi się pokazałeś?
- Zasłużyłaś na to dobrocią swojego serca – odpowiedział. – Możesz liczyć na mą pomoc w każdej sytuacji. Zresztą, jesteś potomkinią Hekate, a ta była mi bliska.
- Nie jestem jednak jak ona. Nie mam takiej mocy, nie jestem w stanie pokonać jej siostry.
- To tylko twoje zdanie. My dwaj wiemy dobrze jaka potęga drzemie w tobie. Proszę, usiądź na mym grzbiecie. Odwiozę cię do twego domu – powiedział Shadowsong i położył się na ziemi, bym mogła na niego wsiąść.
            Spojrzałam na Hellscream’a.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak – odpowiedział i uśmiechnął się.
- Pójdziesz z nami?
- Z przyjemnością, za tobą wszędzie.
            Czułam się wspaniale. W ich towarzystwie wiedziałam, że jestem bezpieczna. Jednakże, odebrałam Teresie sprzymierzeńca, teraz będzie mnie jeszcze bardziej ścigać, ale nie bałam się tego już tak bardzo. Miałam dwie cudowne istoty, które nade mną czuwały oraz przyjaciół, którzy mi pomogą w każdej potrzebie.
            Tej nocy spałam spokojnie, kilka następnych również minęło mi bez koszmarów z Teresą w roli głównej.
            Jeszcze tego samego dnia opowiedziałam całą historię, która wydarzyła się w lesie, Hope. Ciężko jej było w to wszystko uwierzyć, ale wiedziała, że nie kłamię. Cały czas powtarzała „To niesamowite!” podczas naszej rozmowy telefonicznej. Jednak nawet ona nie potrafiła wytłumaczyć siły mojego zaklęcia. Wiedziałam, że teraz muszę uważać z czarowaniem. Nie chciałam przecież kogoś skrzywdzić.
            Parę dni później udałam się ponownie do lasu spotkać się z Królem. Podczas naszej rozmowy powiedział, że tyle uwolnionej na świecie magii, nie było od czasów wielkiej wojny. Ostrzegł, że może mieć to bardzo złe skutki, na przykład mutacja zwierząt albo co gorsza, magia zacznie zwalczać technikę. Gdy zapytałam czy może to mieć wpływ na siłę zaklęć odpowiedział, że jak najbardziej. Zrobiłam udawaną obrażoną minę, wiedział to już na naszym pierwszym spotkaniu, ale nie odezwał się o tym słowem. Widać czekał, aż sama na to wpadnę. Tym razem również odwiózł mnie na swym grzbiecie do domu. Powiedział, że jestem drugą osobą, która w ten sposób podróżowała. Czułam się zaszczycona.
            Ferie się skończyły. Trzeba było wrócić do szarej, szkolnej rzeczywistości. Co dzień, idąc do szkoły, słyszałam trzask łamanych gałęzi, to Hellscream skakał z drzewa na drzewo podążając za mną. Spłacał w ten sposób swój dług, czuwając nade mną dwadzieścia cztery godziny na dobę. To było na swój sposób miłe.
            Miałam nadzieję, że teraz oprócz kolejnego starcia z Teresą, nic nie będzie w stanie zniszczyć mojego dobrego nastroju. Myliłam się.

środa, 24 sierpnia 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 14.



- Zimno mi! – powtarzała tysięczny raz Hope kilka dni później kiedy zabrałam ją na następną całodniową wędrówkę po lesie.
- To trzeba było się cieplej ubrać, wiedziałaś, że nie idziemy na pokaz mody – odpowiedziałam jej również tysięczny raz to samo.
- Ja muszę wszędzie wyglądać ładnie – żachnęła się dziewczyna i zrobiła naburmuszoną minę.
- Już się nie dąsaj – wyciągnęłam z plecaka termos i jej podałam. – Gorąca czekolada.
- Z mleczkiem? – oczy jej się zaświeciły.
- Tak jak lubisz – uśmiechnęłam się.
- Kocham cię mój wybawco! – rzuciła mi się na szyję na chwilę tak krótką, że ledwo ją zarejestrowałam i zaczęła nalewać sobie napoju do kubeczka.
            Szłam dalej przed siebie, zbliżał się już wieczór, od godziny było ciemno, a my nadal nie znalazłyśmy żadnego wyjątkowego miejsca. Pełnia zbliżała się nieubłaganie wielkimi krokami. Od czasu wizyty w bibliotece nic innego nie zaprzątało moich myśli.
- Ej – zaczęła Hope, by zwrócić na siebie moja uwagę. – A może to wcale nie chodzi o wygląd miejsca?
- Co sugerujesz? – odpowiedziałam pytaniem.
- Może tu chodzi o to, że to ma być miejsce wyjątkowe, wręcz magiczne dla ciebie?
- Dalej nie rozumiem.
- Kobieto, magia nie opiera się na piękne przyrody tylko na uczuciach, emocjach związanych z nią. Czy jest w lesie miejsce, które jest twoją oazą spokoju, gdzie czujesz się wolna i szczęśliwa, gdzie możesz pójść i wypłakać się, by nikt nie widział twoich łez?
- Nie wiem…
            Nagle mnie olśniło. Miałam takie miejsce, naszą tajemną polankę z wodospadem.
- Hope jesteś genialna! – krzyknęłam.
- Czasem mi się zdarza – przyznała przyjaciółka wzruszając ramionami. – Możemy już wracać? Nie czuję stóp.
- Tak, teraz już możemy – powiedziałam szczęśliwa.
            Odprowadziłam Hope do jej domu po czym sama skierowałam się w stronę własnego. Po powrocie zjadłam ciepły posiłek, popiłam herbatką i poszłam wziąć gorącą kąpiel. Zasnęłam bardzo szybko, spałam jak aniołek pod puchową kołderką. Niestety, nie dane mi było śnić o jednorożcach i elfach.
            Otaczała mnie ciemność, dokoła nie było nic. Krzyczałam w pustkę, lecz odpowiadało mi jedynie echo. Nagle usłyszałam syczenie, jakby zbliżał się do mnie ogromny wąż, przestraszyłam się nie na żarty, choć wiedziałam, że to tylko sen. Zamknęłam oczy czekając aż coś oślizgłego dotknie mojej bosej stopy, ale nic takie nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszałam głos, od którego przeszły mnie ciarki. „Jestem królowo na twoje rozkazy” odezwał się mężczyzna. „Mój drogi, czekałam na ciebie. Mam zadanie, któremu tylko ty możesz podołać” odpowiedziała Teresa. Skąd ja wiedziałam, że akurat ona będzie w tym śnie? „Słucham pani”. Ten głos był naprawdę przerażający. „Widzisz tę dziewczynę? Masz ją zabić tak, by nigdy nie odnaleziono jej ciała. Zrozumiałeś?” rozkazała zimnym tonem czarownica. „Tak jest wasza wysokość, to dziecko niedługo przestanie ci zagrażać i stać na drodze do władzy, obiecuję”. Jakie dziecko? Jaka dziewczyna? „Ruszaj!” krzyknęła Teresa.
            Obudziłam się zlana potem. Po omacku zaczęłam szukać telefonu. W końcu mi się udało, światło ekranu oślepiło mnie. Po dłuższej chwili wzrok przyzwyczaił się do światła i wybrałam numer do Hope.
- Halo? – zapytała zaspanym głosem.
- Hope, miałam kolejny sen o Teresie!
- Jaki? – przyjaciółka nadal chyba spała.
- Kazała jakiemuś mężczyźnie zabić dziewczynę, która stoi jej na drodze do władzy.
- Jakiemu mężczyźnie? – słychać było jak dziewczyna nagle oprzytomniała.
- Nie wiem, miał głos tak przerażający, że aż mnie w śnie ciarki przechodziły. I słyszałam na samym początku syczenie, tak silne jakby należało do ogromnego węża. Zwracał się do Teresy królowo, moja pani, wasza wysokość i tym podobne. Ona mu pokazała tą dziewczynę, ale ja nic nie widziałam, tylko ciemność. Hope, ja się boję, że ona kazała mu mnie zabić – rozpłakałam się.
- Erica, kochana uspokój się. Przyjdę do ciebie z samego rana, a teraz spróbuj zasnąć…
- Jak ja mam spać po takim śnie?!
            Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza.
- Hope? – zapytałam, obawiając się, że ją uraziłam.
- Do wschodu Słońca zostało trzy godziny. Zapal światła w pokoju, poczytaj coś. Przyjdę tak wcześnie, że nawet nie podejrzewasz, że mogę o tak barbarzyńskiej godzinie wstać.
- Dobrze – zaśmiałam się przez łzy. – Słodkich snów.
- Powiedziałabym „tobie również”, ale biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację to byłoby bez sensu. Życzę ci w takim razie miłej lektury, buziaki – rozłączyła się.
            Odłożyłam telefon na szafkę nocną, zapaliłam lampkę, potem wstałam i zapaliłam górne światło. Wzięłam księgę z biblioteki i pogrążyłam się w treści, którą zawierała.
            Czas do wschodu dłużył mi się niemiłosiernie. Jak tylko ujrzałam pierwsze promyki odłożyłam lekturę i poszłam się ogarnąć przed wizytą Hope. Wzięłam długi prysznic, by choć przez chwilę czuć się jak nowonarodzona.
            Jadłam śniadanie kiedy usłyszałam cichutkie pukanie do kuchennych drzwi. Otworzyłam je, do środka weszła dygocząca Hope.
- Ciepełka – wybąkała.
- Siadaj, zrobię ci kawy – mruknęłam, miałam paskudny humor.
- Jak się czujesz? – zapytała przyjaciółka zdejmując płaszczyk.
- Jak trup. W sumie… niedługo nim pewnie będę.
- I mówisz o tym tak spokojnie?!
- Mam dziś grobowy humor – odcięłam się.
- Rozumiem – temperament Hope troszkę ostygł. – Gdybyśmy chociaż wiedziały jak ten gość wygląda… - zaczęła głośno myśleć biorąc ode mnie kubek z czarnym napojem.
- Myślisz, że z ksiąg się czegokolwiek dowiemy? – zapytałam.
- Nie mam pojęcia – odparła przyjaciółka.
            Westchnęłam.
- Chodźmy czegoś poszukać – zdecydowałam.
            Godziny mijały nam na wertowaniu zżółkniętych stronic. Czytałam o wielu sprzymierzeńcach, zarówno Hekate jak i Teresy. Nie było słowa o Królu Puszczy lub mężczyźnie z głosem węża. To było dziwne, wydawało mi się, że są oni dość znaczącymi postaciami, na tyle, by zostać wspomnianymi w zapiskach, a tu nic. Zadzwoniłam do biblioteki zapytać o inne księgi, gdzie ci dwaj zostali uwzględnienie. Niestety, bibliotekarka mi odpowiedziała, że dostałam wszystkie książki na temat wielkiej wojny jakie tylko miała.
            Zaczęłam się denerwować nie na żarty. Ewidentnie chodziło w tym śnie o mnie. Teresa sama mi przyznała, że tylko ja stoję jej na drodze do władzy. Nie wiedziałam z czym walczę i było to najgorsze uczucie jakie w życiu doznałam.
            Zastanawiałam się od kiedy to ja się zrobiłam taka odważna. Zanim przyjechałam do Moonlight Falls mama mi musiała kanapki robić, taką sierotą byłam, a teraz? Walczę z potężną wiedźmą, ba, sama nią jestem! Dodatkowo mam już za sobą walkę z wampirem, może za bardzo się w niej nie udzielałam, ale byłam gotowa to zrobić. To, że była bystra słyszałam od dawna, szczególnie od nauczycieli, którzy na wywiadówkach mówili moim rodzicom „Erica jestem bardzo zdolną i inteligentną dziewczynką, ale strasznie leniwą”. Nigdy nie lubiłam robić czegoś, co ktoś mi narzucał. W przypadku szkoły był to program i nauczyciele, którzy mi mówili co mam się uczyć. Teraz nauka zaklęć przychodziła mi bez problemu, bo mnie to interesuje.
            Reasumując, była całkiem inną Ericą niż przed przeprowadzką i szczerze mówiąc, byłam z siebie dumna. Zadziorny charakterek nadal mi pozostał, z czego bardzo się cieszyłam, chociaż nie byłam już taka porywcza na wszystko jak wcześniej. Potrafiłam ocenić zagrożenie oraz własne możliwości. Myślę, że te pół roku w Moonlight Falls wyszło mi na dobre. 

piątek, 19 sierpnia 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 13.



            Nie miałam zamiaru oddawać Teresie sztyletu. Zrozumiałam też, że od tej pory muszę liczyć na siebie samą. Ani Hope, ani Xavier, ani nawet Crystal nie rozumieli mnie. Nie zdawali sobie sprawy z mocy tej wiedźmy, nikt nie mógł się z nią równać. Wiedziałam, że muszę ją pokonać sama, bo to z mojej winy powróciła, czułam się do tego zobowiązana, ale zadanie mnie zaczynało przerastać.
            Następnego dnia z samego rana wyruszyłam do miejskiej biblioteki, zamierzałam przestudiować każdą księgę, rękopis i manuskrypt opisujące wielką wojnę czarownic. Miałam złudną nadzieję, że mi to w czymś pomoże.
            Kiedy weszłam do środka, starsza pani bibliotekarka nie patrzyła już na mnie tak bardzo podejrzliwie, jak podczas mojej pierwszej wizyty. Trochę mi z tego powodu ulżyło, przynajmniej nie czułam się obserwowana na każdym kroku do regału.
            Babunia bardzo ochoczo spełniła moją prośbę, gdy poprosiłam o interesujące mnie materiały, ba, nawet obdarzyła mnie parę razy uśmiechem pokazując żółte zęby. Była w stosunku do mnie serdeczna i jak się okazało sporo wie na temat wielkiej wojny, z przyjemnością słuchałam jej opowiadań. Nie miałam odwagi jej przerwać, lecz w pewnym momencie nie mogłam się powstrzymać od pytania.
- Kto to jest król puszczy?
- Król Puszczy moja damo, to prehistoryczny strażnik, obrońca lasów i zwierząt. Mówi się, że Hekate była jedyną osobą na świecie, której pozwalał jeździć na swoim grzbiecie – odpowiedziała bibliotekarka.
- Ma jakieś magiczne zdolności? Jak wygląda? Przyczynił się do pokonania Teresy? – zasypywałam rozmówczynię pytaniami.
- Spokojnie dziecko – zaśmiała się. – Odpowiem ci na wszystkie pytania po kolei. Król Puszczy to przydomek, nikt tak naprawdę nie wie, jak on się zwie. Podobno wygląda jak wielki, zimnokrwisty koń, ma rogi jak jeleń i ogon niczym smok. Czy przyczynił się do pokonania tej wiedźmy? Oczywiście! Bez niego kochana Hekate nie pokonałaby siostry, lecz po śmierci swojej najukochańszej przyjaciółki, Król zniknął. Od czasu tej pamiętnej bitwy nie widziano go. Plotki głoszą, że z żalu umarł w samotności, ale był on stworzeniem nieśmiertelnym, więc szczerze w to wątpię. Krąży legenda, że kiedyś powróci, lecz nie wiadomo na ten temat nic dokładnego.
- Myśli Pani, że można go jakoś odszukać albo przywołać?
- Kochaniutka, jedynie Hekate miała takie zdolności, ale Król był strasznie kapryśny i czasem nawet na jej wołanie nie odpowiadał. Nie jest to zwykła kobyła, która przybędzie na byle gwizdnięcie, by go spotkać, trzeba zasłużyć.
- Chciałabym go ujrzeć… - rozmarzyłam się.
- Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, a czuję, że jesteś, to twoje marzenie może się kiedyś spełni – babunia obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. – Słyszałam, że jeśli ktoś uda się do najbardziej magicznego miejsca w lesie, podczas pełni to wtedy jest największa szansa na to.
            Po tej informacji oczy mi zaiskrzyły, nie mogłam się potem skupić na niczym. Mimo to nadal starałam się uważnie słuchać opowieści bibliotekarki.
            Spędziłam w bibliotece cały dzień, oprócz mnie nikt inny się w niej nie pojawił. Starsza Pani serdecznie podziękowała mi za wizytę i umilenie jej pracy, chętnie pożyczyła mi stare księgi, bym mogła więcej o wielkiej wojnie poczytać w domu.
            Mogłoby się wydawać, że ta wizyta nic mi nie pomogła, lecz informacja o Królu Puszczy tak mnie zaintrygowała, że w nocy nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam o spotkaniu z legendarnym stworzeniem. Nie miałam w 100% pewności, że on istnieje, ale intuicja kazała mi nie rezygnować z marzeń, więc i tym razem jej posłuchałam. Wstałam z łóżka i podeszłam do kalendarza wiszącego na ścianie. Do pełni zostało trzynaście dni, szmat czasu. Wróciłam zrezygnowana do łóżka i nadal bezskutecznie próbowałam zasnąć. Zastanawiałam się czy jestem godna tego spotkania.
            Sen przyszedł nagle. Rano o dziwo nie czułam żadnego zmęczenia spowodowanego niewyspaniem. Spojrzałam w lustro, zero worów pod oczami. Szok.
            Zeszłam na dół do kuchni zwabiona zapachem naleśników. Nawet nie przebrałam koszuli nocnej. Usiadłam do stołu i zjadłam najlepsze śniadanie w życiu, pochwaliłam mamę, nigdy wcześniej czegoś tak pysznego nie ugotowała. Kakao powaliło mnie na kolana.
            Wróciłam do pokoju ogarnąć się i wzięłam notes z rysunkami. Zastanawiałam się jakie miejsce w lesie jest magiczne. Polana? Jest ich w nim wiele. Myśląc nad zagadką, moja ręka z ołówkiem wiodła po kartce ręcznie robionego papieru. Notes był prezentem od przyjaciela ze starej szkoły, Maxa, zrobił go dla mnie na warsztatach, wiedział, że uwielbiam rysować. Kate twierdziła, że się we mnie podkochuje i chce mi tym zaimponować. Zerknęłam na kartkę. Ujrzałam mityczne stworzenie, konia z rogami. W wyobraźni widziałam jak moje oczy szeroko się otwierają.  Czy to jakiś znak? Pogubiłam się już.
            Nagle ktoś zapukał.
- Proszę – zawołałam.
            Do środka weszli Hope i Xavier cali w skowronkach.
- Cześć piękna – chłopak pocałował mnie czule.
- Co się mendo w ogóle nie odzywasz? – przywitała mnie przyjaciółka.
- Jaka ty miła – odgryzłam jej się.
- Jak zawsze – znajoma wysłała mi w powietrzy buziaka. – Co tam nabazgrałaś?
- Takie coś…
            Nie zdążyłam dokończyć, bo Hope wyrwała mi notes z rąk.
- Toż to Król Puszczy jest. Wygląda jak żywy? Skąd o nim się dowiedziałaś?
- Bibliotekarka mi wczoraj powiedziała. Poszłam poczytać coś o wielkiej wojnie, a ona zaczęła mi wszystko dokładnie opowiadać, zupełnie jakby brała w niej udział i wspomniała o nim.
- Kto to Król puszczy? – zapytał niewtajemniczony Xavier.
- Erica opowiedz mu – Hope mrugnęła do mnie.
            Powtórzyłam im wszystko czego dowiedziałam się dzień wcześniej. Trochę mi to zajęło, ale myślę, że poinformowałam ich o wszystkim.
- Wow, ja sama tyle nie wiem na jego temat. To jedna wielka zagadka. Legenda – trajkotała dziewczyna.
- Skoro już jesteśmy przy zagadkach, to jakie miejsce w lesie jest według was magiczne? – zapytałam.
- Bo ja wiem? Jakaś polana pewnie – odpowiedział chłopak.
- No tak, tylko zauważ mój drogi, że polan w lesie jest mnóstwo – zwróciła mu uwagę Hope.
- Dokładnie tak samo wczoraj pomyślałam – powiedziałam. – To musi być jakieś wyjątkowe miejsce, ale jakie? Może to rzeczywiście jest jakaś polana, która się czymś szczególnym charakteryzuje?
- Nie mam pojęcia, znam ten las na pamięć i nie zauważyłem w nim nic szczególnego – odpowiedział Xavier.
- Ja tak samo, choć nie hasam po nim w nocy na czterech łapach i w dodatku nago – powiedziała Hope.
- Ej, nie robią ciuchów na wilki, w dodatku futro wszystko zakrywa!
- Dobra, dobra, i tak twierdzę, że latasz po krzakach nago.
- Ja nie wykonuje jakiś chorych wygibasów wokół ogniska.
- Co niby nazywasz chorymi wygibasami?!
            Słuchałam ich dyskusji z wielkim uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się, że mimo ciężkiej sytuacji, w której się znaleźliśmy, nadal trzymamy się razem i potrafimy się śmiać z byle czego.
- No dobra, to kiedy następna pełnia? – zapytała w końcu Hope, po tym jak zwyciężyła potyczkę słowną.
- Za trzynaście dni – odpowiedziałam.
- Masz sporo czasu, żeby coś wymyślić. Mamy teraz ferie zimowe, więc możesz łazić po lesie nawet w nocy w towarzystwie golasa i szukać magicznej miejscówki.
            Xavier pokazał dziewczynie język. Jego mina była tak rozbrajająca, że nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.