- Gdzie ty znów wychodzisz o tak późnej porze? Pełnia
jest. Chcesz, żeby cię jakiś wilkołak dopadł? – wypytywała mnie Lisa.
- Muszę jedną sprawę załatwić. Wrócę późno, nie
czekajcie na mnie – odpowiedziałam jej.
- Tylko, żeby to późno nie zamieniło się w jutro.
- Spokojnie – mrugnęłam okiem do mamy i wyszłam.
Mróz
szczypał mnie w policzki i nos. Opatuliłam się szalikiem jeszcze bardziej.
Śnieg leżący wokół odbijał światło, dzięki czemu na dworze było dość jasno.
Widziałam dokładnie wszystko, prawie.
Kiedy
doszłam na skraj lasu stanęłam. Spojrzałam w głąb kniei. Gąszcz wyglądał
przerażająco w nocy, a jak się było samemu i wiedziało się, że między drzewami
hasają wilkołaki, strach paraliżował sto razy potężniej.
Nie
miałam zamiaru rezygnować z planów, weszłam do lasu, w ciemność. Wszędzie
panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Nawet wiatr nie poruszał nagimi
gałęziami. Nie wiem czemu miałam
trudność z odnalezieniem tajemnej polany, miałam wrażenie, że nic nie jest tu
na swoim miejscu. Drzewa i krzewy nie mogą się przemieszczać, a mimo to nie
mogłam namierzyć wodospadu. Kręciłam się w kółko, aż w końcu musiałam przyznać
przed sobą samą, że zabłądziłam. Usiadłam na najbliższym kamieniu i załamałam
ręce. Co teraz? Nawet nie miałam pojęcia jak wrócić, w którą stronę iść.
Coś
zaszeleściło w krzakach. Serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam przekonana, że
zaraz wyskoczy na mnie wilkołak, ale takiego widoku się nie spodziewałam.
W
ciemnościach ujrzałam wielki, czarny kształt, który rósł i rósł. Zaświeciły się
żółte jak kwas ślepia. Stwór wskoczył na pień drzewa i wdrapał się na sam
szczyt.
Wstałam.
Słyszałam jak potwór skacze po gałęziach nad moją głową. Parę patyków spadło na
mnie, a z góry, tuż przed moją twarzą, zaczął się pojawiać zakrwawiony pysk z
wielkimi, białymi kłami. Istota zsuwała się w dół, aż w końcu stanęła przede
mną w pełnej okazałości. To coś wyglądało jak
chiński smok, ciało miało owłosione, a z pyska zwisały długie wąsy jak u
suma. Zwierzę posiadało dwie przednie i dwie tylne łapy, zdecydowanie zbyt małe
w porównaniu do reszty.
Po
policzkach zaczęły mi płynąć gorące łzy, które momentalnie zamarzały.
Przerażenie mnie sparaliżowało. Już bym wolała stanąć twarzą w twarz z
Talbotami.
- A więc to ty jesteś tym dzieckiem, które zagraża mej
pani – powiedział smok, wężowym głosem z mojego snu.
Przez
chwilę odebrało mi mowę.
- Jak widać – odpowiedziałam.
- Jak się zwiesz? – zapytał stwór.
- Teresa ci nie powiedziała?
- Nie, a lubię znać imiona istot, które zabijam.
- Jestem Erica, a ty smoku?
- Hellscream. Miło mi cię poznać. Nie wyglądasz na
kogoś potężnego, jesteś jeszcze dzieckiem – Hellscream przyglądał mi się
badawczo.
- Na obrazie wyglądałam poważniej? – spytałam
ironicznie.
- Zdecydowanie. Hmm – mój rozmówca chyba nie łapał
moich sarkastycznych odzywek.
- Naprawdę mnie zabijesz?
- Taki otrzymałem rozkaz od królowej.
- Teresa nie jest królową, co najwyżej samozwańczą.
Hekate nią była, lecz twoja „pani” ją zabiła!
- Nie odpowiadam za czyny Teresy, wypełniam jedynie
jej rozkazy.
- Dlaczego jej służysz?
Po
tym pytanie Hellscream zrobił wielkie oczy, nie spodziewał się tego. Zapadła
głęboka cisza, słychać było jedynie nasze zdenerwowane oddechy.
Milczenie
przedłużało się, postanowiłam zaryzykować i je przerwać.
- Hellscream, czemu służysz Teresie? – zadałam
ponownie to samo pytanie.
- Służę jej, ponieważ… - zaczął smok, lecz nie
wiedział jak skończyć.
Spojrzałam
stworowi w oczy. Nie było w nich rządzy mordu lub fanatycznego ubóstwiania
wiedźmy, lecz smutek i zagubienie.
- Posłuchaj – zaczęłam. – Nie musisz jej służyć.
Możesz sam decydować co zrobisz ze swoim życiem, jak każda wolna istota.
- Dawno temu straciłem swoją wolność i niezależność.
Teraz nie pozostało mi nic innego niż ślepe wypełnianie rozkazów. Wybacz,
Erico, ale muszę cię zabić – powiedział z żalem smok i rzucił się na mnie.
- Praesidium!
– zdążyłam krzyknąć, a Hellscream odbił się od niewidzialnej tarczy.
Szybko
jednak otrząsnął się i ponownie zaatakował. Byłam na to przygotowana.
- Impetus!
Stwór uniknął mojego zaklęcia, próbowałam dalej.
- Passus!
Tym
razem dostał. Przeciwnik zaczął się wić na środku polany w męczarniach. Moc
zaklęcia zdziwiła mnie samą. Stałam jak wryta i patrzyłam jak cierpi. Nie
mogłam tego dłużej znieść, podbiegłam do niego.
- Hellscream, przepraszam, przepraszam cię! Zaraz ci
pomogę. Remedium! – zawołałam.
Musiałam
bardzo uważać, żeby nie dostać ogonem. Powtarzałam zaklęcie w kółko, aż drgawki
ustały. Z pyska smoka toczyła się piana. Ręką zaczęłam gładzić jego ciało.
Zdałam sobie sprawę, że nie musiałam rzucać morderczego zaklęcia, to było
wystarczająco silne, lecz dlaczego?
- Dlaczego mnie uratowałaś? – zapytał Hellscream
dysząc.
- Nie mogłam patrzeć jak cierpisz, nigdy wcześniej nie
rzuciłam tak silnego zaklęcia. Nie wiem jak to się stało, mogłam cię zabić,
przepraszam.
- Przybyłem tu, by odebrać ci życie, a ty mnie
ratujesz. Mam u ciebie dług. Widzę dziecko, że masz dobre serce i nie
zasługujesz na śmierć – smok uśmiechnął się słabo do mnie.
Zanim
zdążyłam odpowiedzieć za moimi plecami odezwał się kolejny męski głos.
- Masz rację stary przyjacielu.
Odwróciłam
się szybko. Za mną stał wielki koń, z długim smoczym ogonem i jelenimi rogami.
Król Puszczy.
- Witaj Shadowsong – Hellscream skinął głową w stronę
przybysza.
Patrzyłam
oniemiała. Tak bardzo chciałam go spotkać, a teraz co? Milczę, bo nie potrafię
skleić jednego zdania.
- Czarodziejko, dobrze wiem, że przyszłaś tu po to, by
ze mną porozmawiać. Podziwiam twoją odwagę, dobrze wiedziałaś co ci grozi,
jeśli zapuścisz się sama, w środku w nocy w głąb lasu – powiedział do mnie
Shadowsong.
- Tak – wydusiłam z siebie. – Po to tu właśnie jestem
Królu. Miałam nadzieję, że pomożesz mi w walce z Teresą.
- Moja droga, mów mi Shadowsong, ponieważ to jest moje
imię. Król Puszczy to tylko przydomek, który otrzymałem od ludzi na przestrzeni
wieków.
- Dobrze.
- Erico – odezwał się Hellscream. – Jestem ci winny
przeprosiny. Odpowiadając na twoje pytanie, nie wiem dlaczego służę Teresie. Ta
wiedźma odebrała mi rodzinę podczas wielkiej wojny. Nie chciałem się zgodzić na
służbę u niej, więc wybiła cały mój gatunek, zostałem tylko ja, więc
przyłączyłem się do niej. Nie miałem już nic do stracenia. Spotkanie z tobą
odmieniło mój światopogląd. Teraz widzę, że źle postąpiłem. Wiedz, że masz moje
wsparcie w tej walce.
- Dziękuję – objęłam smoka za szyję i przytuliłam go.
Zwróciłam się do Shadowsong’a. – Powiedz mi, czemu mi się pokazałeś?
- Zasłużyłaś na to dobrocią swojego serca –
odpowiedział. – Możesz liczyć na mą pomoc w każdej sytuacji. Zresztą, jesteś
potomkinią Hekate, a ta była mi bliska.
- Nie jestem jednak jak ona. Nie mam takiej mocy, nie
jestem w stanie pokonać jej siostry.
- To tylko twoje zdanie. My dwaj wiemy dobrze jaka
potęga drzemie w tobie. Proszę, usiądź na mym grzbiecie. Odwiozę cię do twego
domu – powiedział Shadowsong i położył się na ziemi, bym mogła na niego wsiąść.
Spojrzałam
na Hellscream’a.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak – odpowiedział i uśmiechnął się.
- Pójdziesz z nami?
- Z przyjemnością, za tobą wszędzie.
Czułam
się wspaniale. W ich towarzystwie wiedziałam, że jestem bezpieczna. Jednakże,
odebrałam Teresie sprzymierzeńca, teraz będzie mnie jeszcze bardziej ścigać,
ale nie bałam się tego już tak bardzo. Miałam dwie cudowne istoty, które nade mną
czuwały oraz przyjaciół, którzy mi pomogą w każdej potrzebie.
Tej
nocy spałam spokojnie, kilka następnych również minęło mi bez koszmarów z
Teresą w roli głównej.
Jeszcze
tego samego dnia opowiedziałam całą historię, która wydarzyła się w lesie, Hope.
Ciężko jej było w to wszystko uwierzyć, ale wiedziała, że nie kłamię. Cały czas
powtarzała „To niesamowite!” podczas naszej rozmowy telefonicznej. Jednak nawet
ona nie potrafiła wytłumaczyć siły mojego zaklęcia. Wiedziałam, że teraz muszę
uważać z czarowaniem. Nie chciałam przecież kogoś skrzywdzić.
Parę
dni później udałam się ponownie do lasu spotkać się z Królem. Podczas naszej
rozmowy powiedział, że tyle uwolnionej na świecie magii, nie było od czasów
wielkiej wojny. Ostrzegł, że może mieć to bardzo złe skutki, na przykład
mutacja zwierząt albo co gorsza, magia zacznie zwalczać technikę. Gdy zapytałam
czy może to mieć wpływ na siłę zaklęć odpowiedział, że jak najbardziej.
Zrobiłam udawaną obrażoną minę, wiedział to już na naszym pierwszym spotkaniu,
ale nie odezwał się o tym słowem. Widać czekał, aż sama na to wpadnę. Tym razem
również odwiózł mnie na swym grzbiecie do domu. Powiedział, że jestem drugą
osobą, która w ten sposób podróżowała. Czułam się zaszczycona.
Ferie
się skończyły. Trzeba było wrócić do szarej, szkolnej rzeczywistości. Co dzień,
idąc do szkoły, słyszałam trzask łamanych gałęzi, to Hellscream skakał z drzewa
na drzewo podążając za mną. Spłacał w ten sposób swój dług, czuwając nade mną
dwadzieścia cztery godziny na dobę. To było na swój sposób miłe.
Miałam
nadzieję, że teraz oprócz kolejnego starcia z Teresą, nic nie będzie w stanie
zniszczyć mojego dobrego nastroju. Myliłam się.