Zajęcia
minęły mi dość szybko. Zbliżała się pora lunchu więc wyszłam na plac przed
szkołą. Kiedy siedziałam na ławce i czytałam książkę, naprzeciwko mnie usiadła
dwójka nastolatków, których widziałam wcześniej w parku. Prowadzili ożywioną
rozmowę, a dziewczyna trzymała grubą księgę w twardej okładce. Otworzyła
książkę i obydwoje nachylili się nad nią. Nagle na placu pojawiła się grupka
chłopaków, byli wysocy oraz bardzo dobrze zbudowani. Musieli chodzić do
sportowej klasy. Wygłupiali się, krzyczeli i podrywali mijane dziewczyny lecz
kiedy zbliżyli się do uczącej się dwójki spoważnieli. Obydwie strony patrzyły
na siebie spode łba. Widziałam jedynie twarz chłopaka z parku, znowu miałam
wrażenie, że jego oczy lśnią.
Naraz
usłyszałam warczenie. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu psa lecz żadnego
zwierzęcia nie widziałam. Zdałam sobie sprawę, że dźwięk pochodzi z gardeł
stojących przede mną osób. Byłam zszokowana, ci ludzie naprawdę na siebie
warczeli. Wszyscy obecni na placu zachowywali się jakby nie zauważali
odbywającej się sceny. Chłopak i dziewczyna z parku wstali, ich miny były
zacięte. Wyglądali jakby chcieli się rzucić na grupkę mięśniaków. Nagle, nie
wiadomo skąd, między stronami konfliktu stanęła czerwono-włosa kobieta, w tej
samej zielonej sukni, w której widziałam ją wczoraj w parku. Spojrzała ostro na
grupkę chłopaków, powiedziała coś do nich i machnęła ręką. Stali jeszcze przez
chwilę, a potem odeszli. Kobieta odwróciła się do dwójki nastolatków, zapytała
o coś, a oni skinęli potwierdzająco głowami. Zauważyłam, że chłopak się na mnie
patrzy, zawstydzona odwróciłam wzrok i wróciłam do czytania książki.
- Cześć, jesteś tu nowa, prawda? – usłyszałam.
Spojrzałam w górę.
- Tak, niedawno się tu przeprowadziłam z rodzicami.
Przepraszam, że tak nachalnie na was patrzyłam. – odpowiedziałam chłopakowi z
parku.
- Nic nie szkodzi. Jestem Xavier, to moja mama
Penelopa i przyjaciółka Hope.
- Nazywam się Erica. – przywitałam się ze wszystkimi.
- Co was sprowadza do takiej dziury? – zapytała Hope.
- Mój tata dostał tu pracę, w szpitalu.
- Będę musiała porozmawiać z Cornelią Talbot, żeby
trzymała swoich chłopców krótko na smyczy. – powiedziała w przestrzeń pani
Penelopa.
Zdziwiły
mnie trochę jej słowa, szczególnie to porównanie do smyczy, lecz wiedziałam, że
nie wypada pytać o to. Zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec przerwy. Teraz miał
być apel. Pożegnaliśmy się z mamą Xaviera i ruszyliśmy w stronę sali
gimnastycznej. Usiedliśmy we trójkę obok siebie. Cieszyłam się, z nowych
znajomości.
- Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym. – zaczął
dyrektor, pan Watson.
Nigdy
nie lubiłam słuchać apeli, zawsze się wtedy wyłączam i oddaję własnym myślom.
Monolog był długi, bardzo długi, gdy nagle dyrektor wypowiedział słowa, które
mnie zaniepokoiły.
- I pamiętajcie, żeby nie wychodzić podczas pełni z
domu. Nigdy. – twarz nauczyciela przerażająco spoważniała, a wzrok skierował na
mnie. Moje serce zaczęło szybciej bić.