niedziela, 29 maja 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 12.



            W szkole bardzo dłużył mi się czas, na lekcjach siedziałam jak na szpilkach. Wierciłam się i nie mogłam się skupić. Ciągle chodziłam zamyślona, ciężko było ze mną porozmawiać. Kiedy wreszcie zadzwonił ostatni dzwonek, prawie pobiegłam do ratusza, gdzie znajdowała się miejska biblioteka. Gdy przekroczyłam próg, zadzwonił cicho dzwonek, a starsza pani w okularach uśmiechnęła się serdecznie do mnie zza kontuaru.
- W czym mogę ci pomóc, moja droga? – zapytała.
- Szukam książek na temat historii Moonlight Falls – odpowiedziałam rozglądając się.
- A do czego ci ona potrzebna? – uśmiech zniknął z twarzy mojej rozmówczyni, a jej wzrok stał się bardzo podejrzliwy.
- Potrzebuję jej do wykonania pracy na historię – skłamałam
- Rozumiem – starsza pani znowu zaczęła się ciepło uśmiechać.
            Wyszła zza kontuaru, podeszła do jednego z wysokich regałów. Palcem jeździła po tytułach ksiąg, aż w końcu zatrzymała się na jednej i wyjęła ją.
- Niestety tej książki nie pożyczamy, możesz z niej korzystać tylko na terenie czytelni – poinformowała mnie podając mi starą księgę.
- Oczywiście – odpowiedziałam i skierowałam się do wolnego stolika, z dala od oczu podejrzliwej bibliotekarki.
            Otworzyłam pierwszą stronę i zaczęłam czytać. Początek był dość nudny, opisywał okolicę, w której postanowiono założyć osadę, która miała być schronieniem dla prześladowanych ludzi. Jak się okazało, krajobraz nie został bardzo zmieniony przez rękę człowieka. To co widziałam za oknem odpowiadało opisom w tekście. Następny rozdział opisywał początki prześladowań, były opisane w nim największe zbrodnie popełnione w tym okresie.  Temu tematowi było poświęcone więcej rozdziałów, które pominęłam. W końcu dotarłam do maja, 1815 roku. To wtedy odbyło się zebranie. Skupiłam się bardziej na czytanym tekście. Czułam na sobie wzrok bibliotekarki. Musiałam się spieszyć.
            Nagle zamarłam. Była tu opisana legenda, którą parę dni temu opowiedział mi Alex. To jakieś kpiny były! Babka dała mi książkę z historyjkami dla dzieci? Spojrzałam na tytuł, który brzmiał „Dzieje Moonlight Falls”. Bardzo chwytliwe. Westchnęłam zrezygnowana, to niemożliwe, żeby miasto założyły czarownice, wilkołaki i wampiry. „Przecież twój własny chłopak był wampirem” pomyślałam. Zajrzałam na ostatnią stronę książki. Z tekstu wynikało, że istoty nadnaturalne nadal żyją w miasteczku, lecz ukrywają się ze strachu przed ludźmi. Boją się, by historia z prześladowaniami się nie powtórzyła. Szukałam opisów zasad panujących tu, lecz nic nie znalazłam.
            Zrezygnowana zamknęłam księgę i odniosłam bibliotekarce. Nie dowiedziałam się niczego, a opisane w niej wydarzenia to były bajki i legendy. Dobra, może i Alex był wampirem, ale istnienie tych wszystkich stworzeń to nie mogła być prawda. „Jesteś tego pewna?” zabrzmiało w mojej głowie. Stanęłam zastanawiając się nad tym pytaniem, lecz po chwili potrząsnęłam głową i wyszłam z ratusza. „Tak, jestem tego pewna”.

poniedziałek, 23 maja 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 11.



            Dzień rozpoczęłam od jakże ciekawych lekcji biologii na temat krzyżówek genetycznych. Przez 3 godziny uczyłam się o genach, genotypach, fenotypach, cechach dominujących oraz recesywnych, allelach dominujących, allelach recesywnych, homozygotach i heterozygotach. Nudne, ale na szczęście szybko załapałam i jedyna z klasy za ćwiczenia dostałam ocenę bardzo dobrą. Hope i Xavier patrzyli na mnie z zazdrością kiedy nauczycielka wstawiała ocenę do dziennika.  Po lekcji przyjaciele podeszli do mnie.
- Jak ty to zrobiłaś?- zapytał mnie Xavier.
- Nie wiem, po prostu to rozumiem. Nie jest to dla mnie trudne. – odpowiedziałam.
- Musisz nam to wytłumaczyć. Te ćwiczenia trzeba zaliczyć, a skoro nawet on ich nie rozumie to ja tym bardziej nie dam rady. – powiedziała Hope.
- Nie ma sprawy, spotkamy się po lekcjach i postaram się wam to wyjaśnić. – uśmiechnęłam się.
            Nagle ktoś objął mnie od tyłu, na początku byłam zdezorientowana i nie wiedziałam kto to może być, ale po zapachu perfum poznałam, że to Alex.
- Cześć księżniczko. – przywitał mnie pocałunkiem. – Xavier, Hope. – skinął moim przyjaciołom głową.
- Cześć Alex. – zaćwierkała Hope.
- Hey. – przywitał go Xavier.
- Jesteście razem? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Tak jakoś wyszło. – odpowiedziałam zawstydzona.
- Czemu mi nic nie mówiłaś? – przyjaciółka udała oburzenie, po czym przytuliła mnie mocno. – Szczęścia i wytrwałości życzę. – mrugnęła.
- Dziękujemy. – odpowiedział Alex.
- Ja się dołączam i życzę dodatkowo cierpliwości. – Xavier uśmiechnął się, choć w jego oczach kryło się coś dziwnego. Smutek? Żal? Złość? Nie umiałam tego rozgryźć. Jego spojrzenie zabolało.
- To gdzie się spotkamy na korki z biologii? – zmieniłam temat.
- Może być u mnie. Wieczorem rodzice idą na kolację z okazji rocznicy ślubu więc będę mieć dom wolny. – zaproponowała Hope.
- Dobrze, to jesteśmy umówieni. – ucieszyłam się.
- Mogę cię teraz porwać? – zapytał Alex.
- Tak, teraz już tak. Do zobaczenia później. – pożegnałam się z przyjaciółmi.
            Poszłam do swojej szafki po książki, następną miałam matematykę. Alex nie odstępował mnie na krok, odprowadził mnie pod samą salę. Rozmawialiśmy na każdy temat, tylko nie o jego nocnych wizytach u mnie. On sam zachowywał się jakby ich nigdy nie było, więc sama też nie zaczynałam tematu. Z drugiej strony była to nasza tajemnica. Każda para coś ukrywała, jakiś intymny fakt dotyczący ich związku. To był nasz mały prywatny świat.
            Po szkole poszliśmy z Alexem na pizzę. Nie miałam ochoty wracać do domu, a i tak wieczorem musiałam pójść do Hope. Umówiłam się z Xavierem w parku i razem z nim miałam pójść do domu naszej przyjaciółki. Kiedy spotkałam się z nim zapytał:
- Od dawna jesteś z Alexem?
- Nie, od paru dni dopiero. – odpowiedziałam nie patrząc na niego.
- Rozumiem.
- A czemu pytasz?
- Z ciekawości.
- Kłamiesz. Jest jakiś inny powód. – złapałam go za ramię odwracając w swoją stronę. Nie spojrzał na mnie.
- Powiedzmy, że za bardzo za sobą nie przepadamy.
- Hope mi o tym mówiła, choć nie zdradziła dlaczego.
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Każdy w tym mieście mówi zagadkami, ale nikt mi nie chce niczego wytłumaczyć. Alex mi coś mówił o jakiś zasadach panujących tu, dyrektor mówił, żeby podczas pełni nie wychodzić z domu. O co chodzi? – byłam tak sfrustrowana, że prawie krzyczałam.
- Erica, mieszkasz tu od niedawna. Wierz mi, że chciałbym ci odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania, lecz nie mogę, surowe prawo Moonlight Falls mi tego zabrania. Musisz sama odkryć tajemnice tego miasta. Kiedy poznasz prawdę będzie ci ciężko, wtedy razem z Hope pomożemy ci to sobie poukładać. Teraz nie mogę ci nic więcej powiedzieć. – odwrócił się i ruszył przed siebie, a ja stałam na środku ulicy z otworzonymi szeroko ustami.
            Po tym co usłyszałam ciekawość jeszcze bardziej mnie zżerała. Postanowiłam udać się następnego dnia do biblioteki publicznej. Musiałam poznać prawdę, musiałam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Ta potrzeba była zbyt silna.
            Wieczór minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Po dwóch godzinach Xavier i Hope rozwiązywali bezbłędnie ćwiczenia. Byłam z siebie dumna, że udało mi się wytłumaczyć im te krzyżówki genetyczne. Do domu wracałam sama, odmówiłam kiedy Xavier zaproponował, że mnie odprowadzi. Potrzebowałam zostać z myślami sama. Gdy wróciłam zjadłam trochę gyrosa, którego zrobiłam z Hope poprzedniego dnia, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać, nie mogąc się doczekać nocnej wizyty Alexa. 

niedziela, 15 maja 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 10.



- Wstajemy kochanie, pobudka, pobudka. Szkoda takiego pięknego dnia – zaśpiewała Hope nachylając się nade mną. Odepchnęłam ją ręką i usiadłam na łóżku.
- Nie dasz pospać – żachnęłam się.
- Głodna jestem. Jak ty swoich gości traktujesz? – odgryzła mi się.
- Daj mi chwilę. Zaraz się ogarnę – odpowiedziałam.
- Ok! – Hope tanecznym krokiem wybiegła z pokoju.
            Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro oglądając swoją szyję. Widniała na niej malinka i dwa małe strupy. Czyli jednak wydarzenia z nocy mi się nie przyśniły. Alex, mój chłopak, był wampirem. Wzięłam prysznic i ubrałam się w czyste ubrania. Robiąc makijaż starałam się za pomocą pudru zakryć ślady kłów, ale niewiele to dało, więc wyjęłam z szuflady arafatkę i zawiązałam ją sobie na szyi. Teraz było idealnie, a zawsze mogłam powiedzieć, że chustka jest częścią moje stylizacji.
            Na dole w kuchni moja przyjaciółka popijała już kawę, dzieląc się ploteczkami z mamą. Nieprzytomnie złapałam swój kubek z czarnym napojem i pociągnęłam łyk. Czułam jak ciepło rozpływa się po moim ciele. Uwielbiałam to uczucie.
- Co na śniadanie? – upomniała się Hope.
- Ja mam ochotę na sałatkę – powiedziałam.
- Gyros? – zaproponowała mama.
- Tak! – zawołałyśmy wspólnie z Hope.
- Zajmę się kurczakiem, wy umyjcie i pokrójcie warzywa – nakazała Lisa.
            Posłusznie wyjęłam z lodówki potrzebne składniki, ja je myłam, a moja przyjaciółka kroiła i rozdrabniała. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach smażonego drobiu. Pociekła  mi ślinka. Zaczęłam do dużej miski dodawać warstwami przygotowane warzywa i mięso, Hope w tym czasie przygotowała sos, którym na koniec polała całość. Nasze śniadanie było gotowe i wyglądało smakowicie.
- Pyszne – skwitowała mama.
- Zgadzam się – powiedziała moja przyjaciółka.
- Co będziemy dziś robić? – zapytałam jej.
- Może pójdziemy na spacer? – zaproponowała.
- Chętnie poznam okolice. Bardzo mało Moonlight Falls widziałam.
- Dobrze, pokaże ci moje ulubione miejsca.
            Po skończonym śniadaniu razem z Hope ubrałyśmy się ciepło i ruszyłyśmy na wędrówkę. Prowadziła mnie w przeciwną stronę niż centrum miasteczka, gdzie jeszcze nie byłam. Kierowałyśmy się w stronę niewielkiego pasma górskiego, u podnóża którego znajdował się niezbyt gęsty las.
- Gdzie mnie zabierasz? – zapytałam.
- Zobaczysz. Na pewno nie będziesz żałować – odpowiedziała tajemniczo.
            Miała rację. Po jakimś kwadransie moim oczom ukazał się przepiękny wodospad, którego wody wpadały do wielkiego jeziora. Dotarcie tu nie było łatwe, droga była jakby ukryta, prowadziła przez krzaki, na które w życiu nie zwróciłabym uwagi i po prostu bym minęła tą magiczną dolinę. Usiadłyśmy na niewielkich kamieniach nad brzegiem. Woda w jeziorze była krystalicznie czysta. Wzięłam jej trochę w dłonie i napiłam się. Cudownie orzeźwiała.
- Lubię tu przychodzić kiedy chce być sama. Cieszę się, że w końcu mam kogoś z kim mogę się tym miejscem podzielić – powiedziała Hope.
- Oprócz mnie nikt nie wie o nim? – zapytałam zdziwiona.
- Nawet Xavier.
- Dlaczego akurat mi je pokazałaś?
- Uważam cię za prawdziwą przyjaciółkę, której nigdy wcześniej nie miałam. Bardzo dobrze się z tobą dogaduję, rozumiesz mnie, znosisz moje wariactwo i czuję, że mogę ci o wszystkim powiedzieć.
- Nawet nie wiesz jak miło mi to słyszeć. Ja również traktuję cię jak najlepszą przyjaciółkę. Kiedyś myślałam, że mam wielu przyjaciół, ale żadnemu z nich nie mogłam się wygadać, nie rozumieli mnie. A przy tobie czuję się szczęśliwa, doceniana. Pierwszy raz komuś zależy na moim dobru.
- Kochana, ja i Xavier nigdy cię nie opuścimy w potrzebie.
- Dziękuję – przytuliłyśmy się.
- Jejku, jaka ty jesteś zimna – przeraziła się Hope.
- Jak to?
- Zimne dłonie, policzki. Musiałaś bardzo zmarznąć.
- Nie jest mi zimno – zdziwiłam się.
- Może masz problemy z krążeniem. Moja mama też ma wiecznie zimne ręce, ale pije specjalną herbatę ziołową i bardzo jej to pomaga. Dla ciebie też przygotuję taką mieszankę.
- Sama robisz herbaty ziołowe?
- Tak, moja babcia leczyła się tylko za pomocą ziół. Nigdy nie była u żadnego lekarza. W dzieciństwie pokazywała mi, która roślina na co pomaga. Mam dość sporą wiedzę na ten temat.
- Nieźle.
- Tylko musisz ją pić regularnie.
- Dobrze, może się nie otruję – przyjaciółka pokazała mi język na te słowa. Odwdzięczyłam jej się tym samym.
            Całe popołudnie spędziłyśmy przy wodospadzie. Gadałyśmy i śmiałyśmy się, jakbyśmy znały się parę ładnych lat. Nie zauważyłam kiedy zaczęło się ściemniać. Na niebie świeciły się już gwiazdy, jedna spadła, a światło księżyca rozświetlało taflę jeziora. Patrzyłam na ten widok z zachwytem.
- Powinnyśmy już iść – wyrwała mnie z zadumy Hope.
- Szkoda, tu jest tak pięknie.
- W nocy to miejsce nie należy do ludzi.
- Jak to?
- Kiedy słońce się chowa za horyzontem, przychodzą tu leśnie stworzenia.
            W krzakach za moimi plecami coś zaszeleściło, drgnęłam przestraszona.
- Nie bój się. To pewnie jakiś zając. Chodźmy już – uśmiechnęła się przyjaciółka.
- Dobrze.
            Powrót do domu wydał mi się o wiele krótszy, niż wędrówka do doliny. Byłam lekko rozczarowana faktem, że musiałam ją opuścić. Tak bardzo mi się tam podobało.
            W nocy znów odwiedził mnie Alex. Kiedy spałam, drzwi balkonowe otworzyły się, a mój ukochany wszedł do mojego pokoju. Nie wiedziałam jak otworzył je od wewnątrz, ale niespecjalnie mnie to interesowało. Pragnęłam jego pieszczot. Pragnęłam, by znów mnie ugryzł.
            Alex położył się obok mnie na łóżku, pocałował mnie namiętnie, a potem zszedł niżej do szyi. Jego pocałunki wydawały mi się bardziej przyjemne, niż poprzedniego dnia. Nagle poczułam ból. Wbił swoje kły w moje ciało, lecz nie bolało mnie to tak bardzo jak za pierwszym razem. Błyskawicznie się odprężyłam i pozwoliłam mu pić moją krew. Tym razem wizyta Alexa była dłuższa. Leżeliśmy na łóżku w objęciach, był przy mnie dopóki nie zasnęłam z powrotem. 


niedziela, 8 maja 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 9.



            Obudziłam się w środku nocy, za oknami panował mrok. Hope spała smacznie na materacu niedaleko mojego łóżka. W mojej głowie rozbrzmiewał głos, wołający moje imię. „Erica, Erica, Erica…” i tak ciągle, bez przerwy. To było strasznie irytujące, lecz jednocześnie hipnotyzujące. Położyłam się próbując z powrotem zasnąć. Minął kwadrans, potem kolejny i kolejny, a ja nadal nie spałam słuchając tego dziwnego głosu, który był coraz bardziej intensywny i natrętny. Ogarnęło mnie uczucie bezsilności. Wstałam z łóżka i wyszłam na malutki balkon, zamykając za sobą drzwi. Na czarnym jak węgiel niebie, świecił wielki, srebrny księżyc, co jakiś czas przysłaniały go chmury. Wiał delikatny wiaterek. Mimo, że byłam tylko w koszuli nocnej, nie czułam chłodu. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by ruch powietrza rozwiewał mi włosy.
            Nagle ktoś ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie namiętnie. Na początku myślałam, że to sen, ale gdy otworzyłam oczy ujrzałam zarys drugiej osoby przede mną. Nie wiem czemu, pocałunek mi nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, podobał mi się. Wplotłam palce we włosy nieznajomego i objęłam go mocno. Jego ręka zjechała na moje odsłonięte udo i zaczęła je gładzić. Cofaliśmy się, aż moje plecy dotknęły ściany. Oparłam się o nią, a przybysz przycisnął mnie do niej całując jeszcze namiętniej. Gdy w końcu oderwał swoje usta od moich, ujrzałam przystojną twarz Alexa.
- Co ty tu robisz? – sapnęłam.
- Spokojnie moja królewno, nie bój się – powiedział szeptem i pogłaskał mój policzek.
            Zaczął całować moją szyję, delikatnie muskając ją wargami i podgryzając. Odchyliłam głowę do tyłu oddając się pieszczocie. Pragnęłam ich więcej. Gdy lekko polizał szyję, przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ani skąd chłopak się wziął na moim balkonie. Nie było możliwości się wdrapać, a żaden człowiek nie dałby rady tak wysoko skoczyć. „Chyba, że to nie człowiek” zabrzmiało mi w myślach. Skarciłam się, to śmieszne.
- Mój kochany… – wyszeptałam.
- Teraz już będziesz moja i tylko moja. Nikt mi cię nie odbierze – powiedział Alex.
- Tak, tak… - westchnęłam z rozkoszy.
            Jego pocałunki stały się bardziej namiętne. Czułam gorący oddech, który pieścił moją szyję. Zastanawiałam się co jeszcze zrobi.
- Zaznaczę cię, by nikt oprócz mnie cię nie tknął – mówił. – Muszą wiedzieć, że należysz do mnie.
            Zaczął mi robić malinkę na szyi. To było bardzo urocze z jego strony.
- O nic się nie martw moja księżniczko. Od teraz twoje życie zmieni się w bajkę.
            Nagle poczułam ostry ból. Próbowałam wyrwać się z objęć Alexa, lecz trzymał mnie w żelaznym uścisku. Przyssał się do mojej szyi, a ja nie mogłam nic zrobić. Próbowałam krzyczeć, ale wydałam z siebie jedynie słaby jęk. Coś mi podpowiadało, żebym się uspokoiła, z drugiej strony moje ciało chciało uciekać. Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie dam rady się uwolnić, oparłam się o ścianę, a po moim policzkach popłynęły łzy. Przeszywał mnie niewyobrażalny ból.
            Naraz moje ciało ogarnął spokój, odprężyłam się. Przestałam czuć pieczenie w szyi. Znowu było mi przyjemnie, nawet bardziej niż wcześniej. Ręce Alexa znowu gładziły moje ciało, szczególnie uda. Uśmiechnęłam się. Pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Wplotłam palce w jego włosy, zachęcając go jeszcze bardziej. Podniósł mnie, przyciskając do ściany, objęłam go w pasie nogami.
- Wystarczy na dziś. – odsunął się od mojej szyi. Usta miał całe we krwi. W mojej krwi?!
- Piłeś moją krew? – zapytałam przerażona.
- Ależ oczywiście kochanie. Nie mów, że ci się to nie podobało – uśmiechnął się figlarnie, pokazując mi kły. Mój Boże, on miał kły!
- Bolało – powiedziałam.
- Przepraszam najdroższa. Myślałem, że lepiej to zniesiesz. Ale potem chyba było ci przyjemnie, prawda?
- Tak.
- Od teraz jesteśmy ze sobą związani. Jesteś tylko moja.
- A ty należysz do mnie i nie pozwolę, by ktoś mi cię odebrał – obiecałam.
- I to mi się podoba.
- Jeśli chcesz to możesz… - odchyliłam głowę, pokazując mu szyję.
- Nie skarbie, wypiłem ci wystarczająco dużo krwi na dziś – uśmiechnął się.
- Och, no dobrze. Pocałuj mnie.
- Z największą rozkoszą.
            Jego usta były miękkie i miały miedziany smak. Ujęłam jego twarz w dłonie, on nadal mnie trzymał. Pocałunek był czuły, lecz z każdą chwilą stawał się coraz namiętniejszy. Westchnęłam.
- Powinnaś już wracać do łózka. Zamarzniesz mi tu.
- Nie jest mi zimno – zaprzeczyłam.
- Wydaje ci się – pocałował mnie w czoło.
- Przyjdziesz jutro?
- Zobaczymy.
- Dobranoc kochanie.
- Słodkich snów aniołku – uśmiechnął się i rozpłynął się w ciemnościach.
            Patrzyłam przed siebie oniemiała. Jakbym obudziła się z jakiegoś snu. Czułam się jakby ta chwila się nigdy nie wydarzyła, lecz gdy dotknęłam szyi poczułam silny ból. Wróciłam do pokoju i położyłam się z powrotem do łóżka. Analizowałam to co się stało. Miałam chłopaka, przystojnego chłopaka, który był wampirem. „Idiotka! Wampiry przecież nie istnieją.”. Więc jak wytłumaczyć dwie małe dziurki na ciele i to, że Alex pił moją krew? Ciężko mi było w to uwierzyć, ale musiałam pogodzić się z faktem, że wampiry to nie bajka, a z jednym z nich chodziłam. Opadłam ciężko na poduszki. Zastanawiałam się co jeszcze dziwnego spotka mnie w tym miasteczku?