wtorek, 27 grudnia 2016

INNI



Niewiarygodne, jak inni ludzie wpływają na nasze zachowanie i to niekoniecznie świadomie. Kiedy ktoś nowy pojawia się w naszym życiu, cieszymy się z jego obecności, szczególnie jeśli połączy nas jakaś więź. Po pewnym czasie zadajemy sobie pytanie „co ja bym bez ciebie zrobił?”, a w przypadku głębszego uczucia – „nie wyobrażam sobie życia bez ciebie”. Mówi się, że życie jest brutalne, całkowicie się z tym zgadzam, mimo że wiele osób takie stwierdzenie odbiera jako negatywnie nastawienie do wszystkiego i wszystkich. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do nowopoznanych.

Na początku znajomości zawsze jest fajnie, kiedy rozmawiacie czujecie zdenerwowanie, boicie się, że powiecie coś niestosownego, co obrazi drugą stronę. Etap poznawania się jest jednym z przyjemniejszych, odkrywacie ile rzeczy Was łączy – „odnalazłem swoją bratnią duszę”.  Prawda jest taka, że to tylko złudzenie, mówicie tak o prawie każdej osobie, z którą macie wspólne zainteresowania. Staracie się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, chodzicie na spacery, zakupy, jecie razem w McDonaldzie, uczycie się razem, a co najważniejsze – wspieracie się wzajemnie. Cudownie, istna sielanka.

Nagle pojawia się problem. Jedna ze stron poczuła coś do drugiej osoby, lecz nie przyzna się do tego, by nie zniszczyć Waszej przyjaźni. Ukrywa swoje uczucie, dusi je w sobie przez co niewyobrażalnie cierpi wewnętrznie. Dni mijają, wydaje się, że między Wami zaczyna coś iskrzyć. Czas upływa nieubłaganie. On zaczyna się jakoś dziwnie zachowywać, często wyjeżdża, przestaje ją całować i przytulać. Ona go o nic nie wypytuje, przecież nie są oficjalnie razem, ani nic. Po pewnym czasie słyszy, że ich pocałunek nic dla niego nie znaczył, ale nie żałuje tego co zaszło. To był dla niej pierwszy nóż wbity w plecy. Po kilku miesiącach dociera do niej wszystko. On kogoś ma, tam, daleko. Gorące łzy cienkim strumieniem spływają po policzkach zranionej duszy. Postanawia zapytać go o to wprost. „Nie wiedziałem jak ci powiedzieć”. To odpowiedź, którą dostaje na swoje pytanie. Jej serce rozbija się na miliard malutkich kawałków. Najpierw popada w załamanie. Stara się uszanować jego prośbę, by pozostali dalej tylko przyjaciółmi. Potem nagle on zrywa kontakty, ona próbuje walczyć, ale bezskutecznie. W końcu odpuszcza.

Ten jeden człowiek zranił ją bardziej, niż wszystkie inne złe osoby, które spotkała w swoim życiu, razem wzięte. Serce nadal ma w rozsypce, popada powoli w depresję. Cierpi, czuje jakby ktoś wbił jej nóż w plecy i to nie raz. Bliscy nie są w stanie pomóc. Mija rok. Inni zaczynają flirtować z nią. Jednak ona, przepełniona goryczą, pamięta jak tamten ją potraktował. Zaczyna ranić innych adoratorów, powolutku staje się zimna i chłodna wobec nich, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Jest wredna i podła, dogryza komu się da, rzuca ironiczne uwagi. Prawie półtora roku później spotyka na swojej drodze kogoś, komu warto dać szansę. Okazuje się, że ta jedna osoba sprawia, iż czuje się ona najszczęśliwsza na świecie. Mimo to nie potrafi okazać tyle ciepła i empatii, na ile druga strona zasługuje. Boli ją to niemiłosiernie. Ona stara się, stara się znowu być tą miłą osobą, którą była jeszcze kilka lat temu. Ale nie może, nie udaje się jej, poległa. Jedyne na co może liczyć to zrozumienie.

Niewiarygodne jak jeden człowiek swoim zachowaniem potrafi doprowadzić do upadku drugiej osoby. Często nie jesteśmy świadomi tego, jak bardzo ranimy naszych bliskich słowem lub czynem. Ludzie są różni, jedni mają silniejszy charakter, inni są bardzo słabi psychicznie. Tym drugim naprawdę niewiele potrzeba, by się załamać. Musimy pamiętać, by za każdym razem, zanim coś zrobimy lub powiemy, przemyśleć skutki tego. Zwykły negatywny komentarz, jest w stanie doprowadzić do tragedii – jak często słyszymy, że ktoś popełnił samobójstwo, ponieważ inni krytykowali go za wygląd. Ona stała się potworem, ale czy miałoby to miejsce, gdyby on inaczej rozegrał karty? Gdyby zareagował? Gdyby zachował się inaczej? Odpowiedzcie sobie na te pytania sami. 


środa, 21 grudnia 2016

HAUL ZAKUPOWY

Mimo tytułu nie będzie to post tylko i wyłącznie o moich nowych nabytkach z galerii. Owszem, pojawią się, nawet ich zdjęcia, ale tylko i wyłącznie jako przykłady. O czym zatem będę pisać? Opowiem Wam o powodach, dla których często kupuję rzeczy, niekoniecznie mi potrzebne. Problem ten dotyczy wielu kobiet, nie zależnie od przedziału wiekowego. Przyczyny nadprogramowych zakupów są różne, indywidualne dla każdej z nas. Mimo wszystko, ten wpis nie jest przeznaczony jedynie dla płci pięknej. Może pomoże wielu panom zrozumieć, dlaczego ich wybranki zostawiają fortunę w galeriach handlowych. Przejdźmy teraz do sedna sprawy. 

Uwielbiam mieć piękne i zadbane paznokcie. Potrafię zmieniać kolory lakierów co dwa, trzy dni. Ostatnio stwierdziłam, że do pełni szczęścia brakuje mi radełka do skórek. W tym celu wybrałam się do Rossmanna, wybrałam sobie obcinaczkę i już miałam iść do kasy, kiedy ujrzałam podwójną sondę do zdobienia paznokci. Zastanowiłam się przez chwilę, biorę. Nie przeszłam nawet paru metrów, gdy zobaczyłam nową kolekcję ślicznych, metalicznych lakierów do paznokci. Szczególnie srebrny wpadł mi w oko. Westchnęłam, wzięłam buteleczkę i poszłam w końcu do kasy. 
Kiedy wracałam do domu zastanawiałam się, dlaczego kupiłam dwie dodatkowe rzeczy. Po pierwsze - sonda mi się przyda przy robieniu wzorków na paznokciach. Po drugie - lakier bardzo mi się spodobał i stwierdziłam, że muszę mieć ten kolor w kolekcji. Proste? Jak budowa cepa. Lecimy dalej. 





Wczoraj kupiłam sobie matową pomadkę w płynie z firmy Golden Rose. Uwielbiam ich szminki matowe, są idealne i mają kolory, które ciężko dostać. Wierzcie mi, za niektórymi się sporo nachodziłam po drogeriach, a w Golden Rose dostałam je od ręki. Lecz, do czego zmierzam... Jakiś czas temu widziałam świetną paletkę z cieniami do powiek marki Wibo. Same moje ulubione odcienie - beże, brązy i złoto. Teraz, po kupnie nowej szminki, stwierdziłam że potrzebuję również tej paletki, ponieważ nie mam pasujących do nowych usta, cieni. Myślę, że większość dziewczyn mnie zrozumie. Zapraszam teraz na ostatni argument.




Na jesieni kupiłam nowe botki, niestety, byłam zmuszona, bo z moimi ukochanymi trampkami musiałam się pożegnać. Kiedy przyniosłam buty do domu, uświadomiłam sobie, iż nie mam pasujących do nich ubrań. Oczywiście, ubierałam się tak, by nie wyglądać jak pozbawiona stylu wieśniara, lecz to nie było to. Pewnego dnia w mojej szkole zobaczyłam dziewczynę, która miała te same buty i do tego czarną, prostą sukienkę z białym kołnierzykiem. Tego właśnie szukałam! Tego potrzebowałam! Sukienki, jak ta którą Julia Roberts miała w reklamie Calzedonia. Co prawda, jeszcze nie kupiłam nowej szmatki, ale przymierzam się. Czekam tylko na dobrą okazję. 

Reasumując - podane przeze mnie przykłady, opisałam bardzo powierzchownie. Z pewnością panie zrozumiały przekaz, ale panowie raczej nie. Domyślam się, że mnóstwo podobnych postów znajdziecie na innych blogach. Ja chciałam ukazać Wam sprawę z mojego, skromnego punktu widzenia. Nie jest nowością, że mózg kobiety działa całkiem inaczej, niż mózg mężczyzny. My stajemy rano przed szafą pełną ubrań i załamujemy ręce, bo nie mamy w co się ubrać. To również jest jednym z powodów, dla którego lecimy do sklepu po jakieś nowe ciuszki. Często wybieramy przy tym znane marki, "przecież wszyscy w nich kupują". Jeśli myślicie panowie, że Wasze żony, narzeczone, dziewczyny zostawiają grube pieniądze w galeriach, bo mają takie widzi mi się, to jesteście w dużym błędzie, choć rzeczywiście, czasami tak jest. 
W skrócie, żeby nie przedłużać, bo i tak się rozpisałam - powodami, dla których kupujemy są:
- zazdrość, że inne mają coś, czego my nie,
- promocje, 
- przekonanie, że potrzebujemy czegoś, co nie zawsze jest prawdą,
- brakujący element do naszej idealnie wymyślonej stylizacji,
Nie wiem, czy cokolwiek z tego zrozumieliście, ale miałam potrzebę podzielenia się z Wami swoimi przemyśleniami. Dziękuję wszystkim za poświęcony czas i dotrwanie do samego końca. Miłego wieczoru ;)

piątek, 16 grudnia 2016

Tarja Turunen - The Shadow Self - recenzja



5 sierpnia odbyła się premiera nowego krążka Tarji Turunen – The Shadow Self. Z tej okazji pragnę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat tego wydawnictwa. Album był bardzo wyczekiwany, zarówno przez fanów artystki jak i osoby, które niekoniecznie śledzą jej karierę. Słowa Tarji, że jest to jej „najcięższy” muzycznie krążek wszystkich zaintrygowały. Dodatkowo sposób promocji tej płyty również był dość wyjątkowy – mało kto wydaje prequel albumu. Przejdźmy może teraz do samych utworów.



INNOCENCE
Kiedy pierwszy raz usłyszałam ten utwór wpadłam w zachwyt, z którego nie potrafiłam wyjść, aż do premiery The Shadow Self. Uważałam tą kompozycję za arcydzieło. Jak wiecie, Tarja nie raz wykorzystywała motywy z muzyki klasycznej w swoich piosenkach. Tak jest i tym razem. W Innocence można usłyszeć Etiudę Rewolucyjną Fryderyka Chopina. Wiele osób twierdzi, że artystka skrzywdziła dzieło naszego wielkiego kompozytora, lecz nie jest to prawda. Turunen nigdy dokładnie nie odzwierciedla klasycznych kompozycji, które wykorzystuje w swoich utworach, jedynie nawiązuje do nich. Zawsze są one delikatnie zmienione i jednym się to podoba, a drugim nie.


Tarja - "Innocence" Official Video


DEMONS IN YOU
Spodziewałam się po tym numerze czegoś lepszego, szczególnie, że obok Tarji można usłyszeć wokalistkę Arch Enemy, Alisse White-Gluz.  Myślałam, że ta piosenka będzie miała mroczny klimat połączony z ciężkimi, gitarowymi riffami. Tak naprawdę jest ona dość skoczna, zakręcona. Pierwsze moje skojarzenie z nią, jakie przyszło mi na myśl, to „disco rock”. Growl Alissy niestety tego utworu nie uratował.



NO BITTER END
Utwór znany od 20 kwietnia. Pojawił się na prequelu The Brightest Void. Ma swoich zwolenników i przeciwników. Wersja z The Shadow Self została lekko zmodyfikowana. Fajny, rockowy kawałek, lecz nie pasujący do Tarji i jej dotychczasowego stylu.


Tarja - "No Bitter End" Official Video


LOVE TO HATE
Piękny, emocjonujący utwór. W tle można usłyszeć instrument pochodzący z dalekiego wschodu – sitar. Piosenka ma ciekawy nastrój, a kontrabas nadaje jej powagi.



SUPREMACY
Cover zespołu Muse. Pierwszy raz można go było usłyszeć podczas letnich festiwali, m.in. Hellfest, Woodstock. Gitarowe riffy i operowy głos Tarji nadaje tej kompozycji nowego, ostrzejszego charakteru. Na początku utwór nie przypadł mi do gustu, dopiero po obejrzeniu transmisji z 22 Przystanku Woodstock naprawdę go polubiłam. Artystka pokazała w nim swoje możliwości wokalne. Należą się jej gratulacje. Szkoda tylko, że jest to cover, a nie jej własne kompozycja. Gdyby Tarja poszła w tym kierunku byłabym w niebo wzięta.




THE LIVING END
Wspaniała ballada, w której zostały wykorzystane dudy. Zagrana na gitarze akustycznej, nadaje się idealnie do posłuchania podczas chwili relaksu na hamaku.



DIVA
Początek kompozycji przenosi nas do nadmorskiej przystani. Słychać mewy,  charakterystyczny dźwięk portu, do którego przybijają statki oraz szum rozmów. I nagle zaczyna się teatralny utwór. W refrenie Tarja przejmująco wyśpiewuje „Just look like a Diva”. Całość przypomina mi trochę Anteroom of Death, które również miało specyficzny, teatralny charakter.




EAGLE EYE
Piosenka, którą mogliśmy usłyszeć na prequelu The Brightest Void, jednak wersja z The Shadow Self przeszła wielką zmianę. Jest ona cięższa dzięki ostrym, gitarowym riffom oraz wspaniałej grze Chada Smitha (Red Hot Chili Peppers) na perkusji. Swoje pięć minut miał w tym utworze również brat Tarji, Toni Turunen, który świetnie się spisał podczas swojej solowej partii wokalnej oraz wzniosłej końcówce kompozycji. Mogę z czystym sumieniem rzec, że dzięki The Shadow Self zakochałam się w Eagle Eye na nowo.



UNDERTAKER
Zdecydowanie mój numer jeden na albumie. Zaczyna się spokojnie, a potem stopniowo nabiera rozpędu dzięki perkusji, która odgrywa w tym utworze ważną rolę. Kompozycja lekko gotycka. Przyznam szczerze, że już sam tytuł mnie zaintrygował kiedy światło dzienne ujrzała tracklista płyty. Przeczuwałam, że polubię tą piosenkę. Z drugiej strony zdziwił mnie taki tytuł. Grabarz kojarzy się ze śmiercią i chowaniem zmarłych. Mimo wszystko nie zawiodłam się jak w przypadku Demons In You. Uważam, że Tarja przy tym utworze spisała się na ocenę celującą.



CALLING FROM THE WILD
Kolejny rockowy kawałek, choć początek może być mylący podczas pierwszej styczności z tym utworem. Kompozycja energiczna i podobnie jak w Supremacy można usłyszeć możliwości głosu artystki. Fani mogli go usłyszeć przedpremierowo podczas letnich festiwali.




TOO MANY
Pierwszy kolos w solowej karierze Tarji. Do 7 minuty mamy do czynienia ze spokojną, przejmującą kompozycją. Potem następuje cisza do 11 minuty i nagle uderzają w nas ostre riffy oraz energiczna gra perkusji, które po chwili zamieniają się w… techno! Tego po Tarji się nie spodziewałam. Po elektronicznej wstawce znów następuje ciężkie granie, a na samym końcu można usłyszeć mówiącą Tarję. Nie wiem co dokładnie mówi, ponieważ słowa są niewyraźne, ale można usłyszeć „so fast” lub „too fast”. Odniosłam wrażenie jakby Turunen była na próbie i po skończonej piosence mówi coś w żartach do reszty muzyków.



Biorąc pod uwagę całość, oceniam album na naciągane 9/10. Nie jest on idealny, ale jak dla mnie przebija swojego poprzednika, czyli Colours In The Dark. Jest on krokiem milowym w solowej karierze Tarji. Mam wielką nadzieję, że artystka będzie podążać w tym kierunku, ponieważ jest on bardzo dobry. Kto wie, może następny album naprawdę powali nas na kolana?

niedziela, 11 września 2016

MOONDANCE - Rozdział III - część 5 & 6.



            Kiedy odzyskałam przytomność próbowałam otworzyć oczy, ale ledwo co uchyliłam powieki, a już światło słoneczne mnie oślepiło i zamknęłam je z powrotem. Całe ciało mnie bolało, miałam wrażenie, że płonę od środka. Słyszałam jakieś ciche szepty wokół siebie.
- Okno, zasłońcie je – wymamrotałam.
- Erica – zawołała Lisa. – Jak się czujesz kochanie?
            Skrzywiłam się. Najdelikatniejszy szmer wydawał mi się rykiem silnika odrzutowca.
- Ciszej – poprosiłam. – Jestem obolała, piecze mnie wszystko.
- Standardowa reakcja na jad – powiedział Alex.
- Co się stało? – zapytałam.
- Odprawialiśmy rytuał odesłania Teresy, pamiętasz? – spytała cichutko Hope.
- Tak – przyznałam. – Co dalej się działo?
- Teresa… otruła cię zaklęciem – odpowiedział mi delikatnie Xavier.
- Ale… wysłaliśmy tę wiedźmę do otchłani? – upewniłam się.
- Tak – Hope uśmiechnęła się przez łzy.
            Udało nam się. Byłam szczęśliwa, pozbyliśmy się Teresy. Nic ani nikt już nam nie zagrażało. Ostatnie cztery miesiące mojego życia porównywałam do piekła, teraz byłam wolna. Wolna od problemów, zamachów na moje życie i koszmarów. Mogłam teraz żyć w spokoju. Dlaczego więc wszyscy byli jacyś smutni i załamani?
- Czemu płaczecie? – zapytałam.
            Xavier westchnął. Lisa się rozpłakała, Thomas podszedł i ją przytulił. Hope obgryzała paznokcie, a Alex jak zwykle bez emocji podpierał ścianę.
- Odpowie mi ktoś? – powtórzyłam się.
- Kiedy Teresa cię otruła, była już na wpół przezroczysta. Niematerialna. Niestety udało jej się rzucić zaklęcie, a tobie na szczęście udało się dokończyć inkantację. Gdy ktoś zostaje zatruty magią, nie da się go uleczyć za pomocą mocy. Nawet Shadowsong nie był w stanie tego zrobić, tym bardziej lekarze w szpitalu. Baliśmy się, że… Umrzesz. Wtedy Alex wpadł na pewien pomysł. Nie byłaś w stanie wyrazić zgody lub sprzeciwu więc zrobiliśmy to za ciebie. Zrozumiemy jeśli nas za to znienawidzisz – odpowiedział Xavier.
- Co to za pomysł? – szepnęłam.
- Erica, zamieniłem cię w wampira – odrzekł beznamiętnie Alex.
            Czas stanął w miejscu. Wszyscy obecni w pokoju coś mówili do mnie, ale nic z tego nie docierało do mojej świadomości. Ktoś głośno zapłakał.
            Ja wampirem? Ledwo co pogodziłam się z faktem, że jestem czarownicą, a tu już zostałam krwiopijcą.
            Zdałam sobie sprawę, że kolejny raz sprawdziły się słowa przepowiedni. “Dziecię Słońca pomiotem księżyca”. Czarownice są istotami dnia, wampiry nocy. I oczywiście kolejny raz zdrajca mnie uratował. “Jedno słowo gorzkimi łzami”. Moi przyjaciele zgodzili się na moją przemianę, wiem, że chcieli mnie ratować. Teraz wszyscy płakali, szczególnie Lisa.
- Alex – zabrałam w końcu głos. – Dziękuję za uratowanie mi życia.
- Nie ma za co – odparł jakby to była drobnostka. – Muszę was teraz przeprosić. Idę na spotkanie z Radą Miasta.
- Jak to? – zdziwiłam się, zresztą nie tylko ja.
- Przemieniłem nielegalnie osobę w wampira. Wiecie jaka jest za to kara – powiedział do zebranych chłopak.
- Jaka kara? – zawołałam.
- Kara śmierci – szepnął przerażony Xavier.
- Nie! Nie zgadzam się! On uratował mi życie, nie może teraz zostać zabity za to! – krzyczałam.
- Takie jest prawo w Moonlight Falls, surowe – powiedziała cicho Hope.
            Zerwałam się z łóżka na równe nogi. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Miałam na sobie czarny dres. Założyłam szybko pasującą bluzę.
- Idę z tobą. Nie pozwolę im cię zabić – zwróciłam się do Alexa.
            Westchnął.
- Miło z twojej strony, ale to nic nie da.
- Dlaczego mnie przemieniłeś wiedząc co ci za to grozi?
- Miałem pozwolić ci umrzeć?
- Sam teraz stracisz za to życie.
            Wzruszył ramionami tylko.
- Trudno. I tak żyję dość długo. Nic mnie przez ten wiek dobrego nie spotkało.
- Idę z tobą – powtórzyłam.
- Nie dasz rady. Po pierwsze – Słońce. Po drugie – nie piłaś krwi, a musisz się pożywić jeśli nie chcesz się rzucić na kogoś.
            Kurde. Miał rację.
- Adiós – powiedział na pożegnanie i wyszedł.
            Nikt nie ruszył się za nim.
~~
            Gmach Rady Miasta robił wspaniałe wrażenie z zewnątrz, lecz wewnątrz przypominał więzienie. Bryła budowli utrzymana była zgodnie z zasadami stylu klasycystycznego wraz z pięknymi kolumnami. Jednak gdy tylko przekroczyło się pięknie zdobione wrota, oczom ukazywały się smutne, szare ściany bez obrazów. Podłoga wyłożona była czerwoną wykładziną. Korytarze i pomieszczenia były oświetlane przez jarzeniówki. Czasami mijali nas mężczyźni w garniturach lub kobiety w garsonkach. Przykry widok, już w szpitalu było ładniej.
            Rodzice i przyjaciele byli przeciwni, żebym tu przyszła, ale uparłam się, że będę bronić Alexa. Jak się okazało wampir przygotował dla mnie krew z banku krwi. Chłodziła się w mojej lodówce. Ciekawe czy Lisa ją potem wyrzuci.
            Nie miałam jakiś zahamowań, by ją wypić. Przecież i tak teraz muszę to robić, żeby żyć, więc upieranie się, że nie będę piła krwi, bo to nieludzkie i tak dalej, jak robią bohaterki książek o wampirach było zwyczajnie bezsensowne.
            Lisa pożyczyła mi swój wielki kapelusz, który był nieodłącznym elementem wyjazdów nad morze, założyłam okulary przeciwsłoneczne, posmarowałam skórę grubą warstwą filtru i wyszłam. Dzień był i tak dość pochmurny, ale nowonarodzone wampiry są przez pierwsze dni niezwykle wrażliwe na światło, nawet sztuczne.
            Jeśli myślicie, że krwiopijcy nie mogą chodzić w słońcu, a wilkołaki przemieniają się tylko podczas pełni to jesteście w ogromnym błędzie. To legendy. Mity. Wampira można spotkać nawet na plaży w Miami.
            W ten oto sposób znalazłam się w wielkim holu Rady Miasta. Pod ścianami były poustawiane krzesełka, a na środku znajdowała się recepcja. Bez wahania podeszłam do drobnej dziewczyny siedzącej za ladą.
- Witam, w czym mogę pomóc? – zaszczebiotała.
- Dzisiaj ma się odbyć proces przeciwko Alexowi Wright. Chcę zeznawać w tej sprawie – odpowiedziałam.
- Hmm, z tym może być ciężko. W sprawach takich jak ta nie ma świadków, ani nawet obrońcy oskarżonego. Oczywiście mogę zapytać czy może pani zeznawać, ale nie gwarantuję, że Rada się zgodzi. Pani nazwisko poproszę.
- Erica Williams.
            Oczy dziewczyny zaświeciły się. Ręką wskazała mi krzesła pod ścianą. Razem z Xavierem i Hope usiedliśmy we wskazanym miejscu. Moi przyjaciele przyszli tu ze mną pod pretekstem ochrony mnie, przecież nowonarodzony wampir jest taki słaby. Po chwili recepcjonistka przywołała mnie gestem.
- Rada zgodziła się.  Pokój 213, drugie piętro, na lewo od windy – uśmiechnęła się, ale tym razem był to wymuszony uśmiech.
- Dziękuję – odpowiedziałam i ruszyliśmy do wind.
            Bez problemu trafiłam do odpowiedniego pokoju. Zapukałam. Drzwi otworzył wysoki mężczyzna, w czarnych spodniach w kant i błękitnej koszuli. Ochroniarz.
- Słucham? – zapytał głębokim basem.
- Nazywam się Erica Williams. Mam zeznawać w tej sprawie.
- Zapraszam Panią do środka. Państwo muszą zostać na korytarzu – zwrócił się do Xaviera i Hope.
            Chłopak ewidentnie nie był zadowlony z tego pomysłu, ale dziewczyna złapała go za rękę, a głową dała znak, żeby się uspokoił i usiadł. Ochroniarz zamknął drzwi.
            Sala nie była duża. Było tu kilka ławek, po lewej było miejsce dla prokuratora, po prawej dla oskarżonego i jego obrońcy. Na samym środku sali znajdował się stół sędziowski, a tuż przed nim barierka do przesłuchań świadków. Sędzią w tej sprawie miała byś Carmen Wright, jej syn Alex siedział sam po prawej stronie sali, a cała reszta Rady była po lewej. Kiedy weszłam oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę.
- Erica Williams pragnie zeznawać w tej sprawie – poinformowała wszystkich Carmen. – Usiądź proszę w pierwszej ławce i czekaj aż poproszę cię o głos – zwróciła się do mnie.
            Zrobiłam to co mi kazała wampirzyca. Na samym początku rozprawy Carmen w skrócie przedstawiła sytuację i powód zebrania. Mówiła też o zarzutach wobec Alexa. Potem głos zabrali członkowie Rady. Następny w kolejce był Alex, ale on nie powiedział nic na swoją obronę. W końcu Carmen poprosiła mnie do barierki.
- Co masz nam do powiedzenia w tej sprawie? – zapytała wampirzyca.
- Cztery miesiące temu odkryłam, że jestem czarownicą. W tym samym czasie powróciła Teresa, siostra Hekate, samozwańcza królowa czarownic – mówiłam. – Próbowała mnie zabić za wszelką cenę, mimo, że jestem jej potomkinią. Podczas wielkiej wojny, Hekate tuż przed śmiercią przekazała swoją moc nienarodzonemu dziecku, by kiedyś pokonało jej siostrę. Jak się okazało chodziło o mnie. Przez cztery miesiące Teresa próbowała mnie zabić, mówiła, że tylko ja stoję jej na drodze do władania światem.
- Czemu nikt nas o tym nie poinformował? – przerwał mi ktoś z Rady.
- A co by to dało? – zapytałam. – Jakiś czas temu spotkałam w szkole Alexa. Zaczęliśmy rozmawiać, powiedział mi o rytuale odesłania. Postanowiliśmy go odprawić. I udało nam się, Teresa powróciła do otchłani.
- Jaka jest pewność, że znowu nie powróci? – usłyszałam.
-Żeby przywołać Teresę trzeba użyć sztyletu patronów runów, który jest w moim posiadaniu. Zobowiązałam się do bycia jego strażniczką.
- Czyli ktoś musiał go użyć – zauważyła Carmen.
- To byłam ja. Zrobiłam to nieświadomie. Nie wiedziałam wtedy nawet co to za sztylet, nie wiedziałam też, że jestem czarownicą. Dostałam go od zmarłej babci. Dlatego postanowiłam sama pokonać Teresę – kontynuowałam. – Kiedy ta wiedźma była już prawie po tamtej stronie, udało jej się rzucić zaklęcie, zatruła mnie magią. Nie było dla mnie żadnej nadziei. Wtedy Alex mnie przemienił. Dzięki niemu przeżyłam. Dzięki niemu żyjemy wszyscy – zakończyłam.
            Na sali zapanowała cisza. Członkowie Rady szeptali między sobą. Carmen zwróciła się do syna.
- Czy to wszystko prawda?
- Tak – odpowiedział Alex.
- Ogłaszam przerwę, oskarżony i świadek mogą wyjść – powiedziała wampirzyca.
            Na korytarzu Alex złapał mnie za rękę.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Ratuję cię – odpowiedziałam.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Uratowałeś mi życie, teraz ja chcę ocalić twoje.
            Wampira zatkało. Resztę przerwy spędziliśmy w ciszy. Xaviera i Hope nie było nigdzie. Zastanawiałam się co się z nimi stało. W końcu ochroniarz zaprosił nas ponownie na salę. Zajęliśmy swoje miejsca.
- Po naradzie z Radą doszliśmy do następujących wniosków – zaczęła Carmen. – Gdyby cię tu nie było Erico, ta rozprawa trwałaby chwilę, Alex zostałby od razu skazany na śmierć. Jednakże twoje zeznania wiele nam dały. Wytłumaczyły nam dlaczego oskarżony cię przemienił. Rozumiem też, że nie jesteś na niego zła ani nie żądasz odszkodowania.
- Nie – przyznałam.
- Dobrze. W tej sytuacji Alex Wright zostaje uniewinniony. Sprawę uznaję za zamkniętą – zakończyła Carmen i udała się do wyjścia. Tuż za nią ruszyła cała Rada.
            Podeszłam do Alexa.
- Widzisz? Udało się.
- Tak, czyli można uznać, że jesteśmy kwita – uśmiechnął się chłopak. Widać było, że czuje ulgę.
- Dokładnie – odwzajemniłam uśmiech.
            Przed budynkiem czekali na nas Xavier i Hope.
- Wybacz, że poszliśmy, ale ten tu nie mógł wysiedzieć – Hope wskazała na wilkołaka.
- Udało się – przytuliłam przyjaciółkę.
- Gratuluję, może powinnaś zostać adwokatem – powiedział Xavier.
- Nie, dzięki. Drugi raz nie chcę przez to przechodzić.
- Może pójdziemy to jakoś uczcić? A mamy sporo powodów do świętowania – zauważyła Hope.
- Jasne, może pójdziemy do klubu? – zaproponowałam.
            Wszyscy jednogłośnie się zgodzili.
            Nad miastem wstawał nowy dzień, a przyszłość zapowiadała się obiecująco. 

MOONDANCE - Rozdział III - część 3 & 4.



            Stałam na środku polany w lesie. Próbowałam przyciągnąć uwagę Teresy, żeby się pojawiła. Czekałam już na nią dwie godziny, wiedziałam, że słyszy moje wołania, ale widać nie spieszyło jej się. Pewnie chciała pokazać, że nie będzie przybywać na każde wezwanie takiego robaka jak ja. Spoko, ja byłam cierpliwa.
            Nagle powietrze przede mną zaczęło falować. Ujrzałam niewyraźną postać, która po chwili stała się w pełni materialną Teresą. Wiedźma obrzuciła mnie władczym wzrokiem.
- Czego chcesz mała złodziejko? – zapytała.
- Ciebie też miło widzieć – odpowiedziałam.
- Przekabaciłaś na swoją stronę mojego sługę.
- To nie był twój sługa, lecz wolne stworzenie, któremu zabiłaś całą rodzinę odbierając sens życia.
            Wiedźma prychnęła.
- Dobra, mów po co mnie tu ściągnęłaś.
- Jesteśmy tu, by wszystko zakończyć. Dolor – krzyknęłam, a Teresa zgięła się w pół z bólu.
            Zza drzew wypadli moi przyjaciele oraz Shadowsong i Hellscream. Hope już siedziała na grzbiecie smoka, ja podbiegłam do Króla Puszczy i również go dosiadłam. Xavier i Alex czaili się za plecami wiedźmy.
- Lux – zawołała Hope, a światło z jej dłoni oślepiło Teresę.
            Musieliśmy ją cofnąć aż pod drzewo, by móc ją do niego przywiązać. Niby łatwe, ale nie w przypadku tak silnej czarownicy.
            Teresa krzyknęła jakieś zaklęcie i tuż przed nami pojawiła się ogromna kobra. Otworzyłam usta z przerażenia. Wąż był ogromny, nie potrafiłam stwierdzić ile metrów miało jego cielsko, widziałam jednak jego zęby jadowe ociekające jadem.
            Zeskoczyłam na ziemię, to samo zrobiła Hope. Potwór spojrzał na mnie. Odskoczyłam w bok, a jego pysk uderzył w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stałam. Serce biło mi jak szalone. Wąż zaczął pełznąć w moją stronę, ja zaczęłam się niezdarnie cofać do tyłu. Nagle w kołnierz kobry uderzyła kula ognia. Stwór odwrócił się do tyłu gdzie była Hope.
- Hope! Uderzaj w niego ciągłym strumieniem ognia! – krzyknęłam do przyjaciółki.
            Ona kiwnęła głową na znak zrozumienia. Ja wstałam, miałam pewien plan jak pokonać węża.
- Glaciem – zawołałam, a z mojej ręki zaczał uderzać w ogon potwora strumień lodu.
            Hope nie przestawała palić głowy potwora, ja zamrażałam go od ogona w górę. Miałam wrażenie, że to trwa całą wieczność. Nie wiedziałam co się dzieje z chłopakami, ani co robi Teresa. Skupiłam się na zaklęciu.
            W końcu mój lód spotkał się z ogniem Hope, a wąż wydał z siebie ryk nie z tej ziemi. Chciałam go wykończyć szokiem termicznym, choć nie miałam pojęcia czy to coś da. Głowa gada zaczęła zmieniać kolor. Najpierw z zielonego na czerwony, potem na fiolet. Jego ciałem rzucały spazmy. W końcu oczy gada uciekły w tył czaszki, a jego martwe ciało runęło na ziemię.
            Nie miałam czasu, by cieszyć się z tego małego zwycięstwa. Szybko poszukałam wzrokiem wiedźmy i chłopaków. Obydwaj czaili się po bokach Teresy. Uderzyłam w nią ponownie zaklęciem bólu, ale po walce z kobrą nie miałam już tyle energii i mój czar był na tyle słaby, że Teresa mimo rozrywającego jej ciało bólu, zdołała zaklęciem odrzucić Xaviera i Alexa. Wilkołak uderzył plecami w pień drzewa, upadł na ziemię, ale nie podniósł się. Moje serce ścisnął strach. Wampir poleciał głeboko w las.
            Wezbrała we mnie wściekłość. Pragnęłam, by wiedźma cierpiała. Poczułam uderzenie zimna, to Shadowsong przelewał we mnie swoją magię.
- Electrocution – krzyknęłam i z mojej dłoni wystrzeliły pioruny, które uderzyły w Teresę.
            Czarownica miotała się z bólu, błagała, żebym przestała, lecz nie zamierzałam spełniać jej próśb. Hope odrzuciła ją falą energii, kobieta walnęła w drzewo i bezwładnie upadła na ziemię. Kątem oka zobaczyłam, że Xavier podnosi się. Z krzaków po drugiej stronie, powoli niczym łowca, wychodził Alex. Teresa podsniosła się, lecz w tej samej chwili kiedy stanęła na własnych nogach, Alex wykonując niezauważalny ruch, rzuciła się w jej stronę i przyparł ją do pnia. Xavier zakrył jej usta i nos białą gazą. Po chwili głowa wiedźmy opadła.
- Co to? Chloroform? – zapytałam.
- Nie. Moja herbatka na sen, lecz kilkakrotnie silniejsza – zaćwierkała dumna z siebie Hope.
- Dobra robota – pochwaliłam przyjaciółkę.
            Zaczęłam mamrotać pod nosem zaklęcia, a z ziemi wystrzeliły żelazne łańcuchy, które zaczęły owijać się wokół Teresy i drzewa. Nie mogła tych łańcuchów zerwać. Kiedy upewniłam się, że wiedźma nam nie ucieknie zwróciłam się do przyjaciół.
- Teraz musimy przygotować eliksir.
~~
            Nie sądziłam, że tak łatwo pójdzie schwytanie Teresy. Było aż za prosto. Patrzyłam beznamiętnym wzrokiem jak Hope dodaje do misy znajdującej się nad ogniskiem kolejne składniki. Eliksir wewnątrz bulgotał, a ja nie znałam ziół, które dziewczyna dorzucała do niego. Postanowiłam przyłożyć się w przyszłości do nauki zielarstwa.
-Ok, teraz pozostał nam ostatni składnik. Nasza własna krew – skrzywiła się Hope.
            Xavier wyciągnął z plecaka nóż kuchenny.
- Kto pierwszy? – zapytał.
- Ja mogę – odpowiedział Alex i wzięł nóż.
            Naciął sobie dłoń, z której dość obfitym strumieniem popłynęła ciemnoczerwona krew. Zacisnął pięść nad misą z wywarem. Xavier przejął ostrze i zrobił to samo co wampir. Hope spojrzała na mnie.
- Ja to zrobię – szepnęłam do niej. Posłała mi dziękujące spojrzenie.
            Wzięłam nóż. Przez chwilę wahałam się, ale w końcu nacięłam swoją dłoń. Bordowa ciecz z rany zaczęła kapać do eliksiru, który w zetknięciu z pierwszą kroplą mojej krwi zaczął skwierczeć i się zapalił. Po chwili owinęłam dłoń w gazę.
- Gotowy – rzekła Hope.
- Zaczynam – powiedziałam biorąc misę do rąk. O dziwo, nie parzyła.
            Idąc w stronę nieprzytomnej Teresy znowu poczułam zimno związane z magią, którą przelewali we mnie Shadowsong i Hellscream. Mamrotałam pod nosem inkantacje wylewając powoli eliksir na głowę wiedźmy. Nagle ta odzyskała przytomność, kiedy zdała sobie sprawę co robię, zaczęła krzyczeć i miotać się. Nie przerywałam, już prawie koniec, jeszcze tylko chwila…
            Poczułam niewyobrażalny ból. Miałam wrażenie, że moje żyły stanęły w płomieniach. Słyszałam krzyki, ale były stłumione, jakby moje uszy były przykryte poduszkami. Misa wypadła mi z rąk wylewając resztę zawartości na głowę wiedźmy. Upadłam na ziemię. Widziałam jak wokół drzewa, do którego była przywiązana Teresa pojawiły się błękitne płomienie. Wiedźma wrzasnęła. Poczułam jak ktoś obraca mnie na plecy. Wzrok mi się rozmazywał, głosy dochodziły do mnie z daleka.
- Ratuj ją – wołał Xavier.
- Nie mogę, tego nie da się uzdrowić magią – rzekł smutno Shadowsong.
- Pogotowie – powiedziała Hope.
- Też nic to nie da – usłyszałam Hellscream’a.
- Co robić? – krzyczała Hope przez łzy.
            Poczułam jak Xavier bierze mnie w ramiona.
- Erica, błagam cię, nie umieraj. Erica kocham cię – płakał chłopak.
            Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie miałam sił wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
- Odsuń się – usłyszałam Alexa. Xavier spojrzał na niego wściekle.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał.
- Zobaczysz, coś co może ją uratować – odpowiedział przez zęby wampir.
- Xavier pozwól mu – załkała Hope.
            Wilkołak powoli i niechętnie odsunał się ode mnie. Alex nachylił się. Zobaczyłam jak jego kły wysuwają się. Błyszczały, ociekały płynnym srebrem. Nie, to był jad.
            Wampir ugryzł mnie w szyję. Nie bolało. Właściwie nie czułam już nic. Nie mogłam poruszyć ani ręką ani nogą. Miałam wrażenie, że chłopak pije moją krew przez wieki. Potem rozszarpał kłami własny nadgarstek i przystawił mi go do ust. Ciepła krew popłynęła przez moje gardło. Była nawet słodka.
            Świat mi zawirował. Kręciło mi się w głowie potwornie. Chciałam wymiotować, a potem po prostu ujrzałam ciemność i film mi się urwał.