Kiedy
odzyskałam przytomność próbowałam otworzyć oczy, ale ledwo co uchyliłam
powieki, a już światło słoneczne mnie oślepiło i zamknęłam je z powrotem. Całe
ciało mnie bolało, miałam wrażenie, że płonę od środka. Słyszałam jakieś ciche
szepty wokół siebie.
- Okno, zasłońcie je – wymamrotałam.
- Erica – zawołała Lisa. – Jak się czujesz kochanie?
Skrzywiłam
się. Najdelikatniejszy szmer wydawał mi się rykiem silnika odrzutowca.
- Ciszej – poprosiłam. – Jestem obolała, piecze mnie
wszystko.
- Standardowa reakcja na jad – powiedział Alex.
- Co się stało? – zapytałam.
- Odprawialiśmy rytuał odesłania Teresy, pamiętasz? –
spytała cichutko Hope.
- Tak – przyznałam. – Co dalej się działo?
- Teresa… otruła cię zaklęciem – odpowiedział mi
delikatnie Xavier.
- Ale… wysłaliśmy tę wiedźmę do otchłani? – upewniłam
się.
- Tak – Hope uśmiechnęła się przez łzy.
Udało
nam się. Byłam szczęśliwa, pozbyliśmy się Teresy. Nic ani nikt już nam nie
zagrażało. Ostatnie cztery miesiące mojego życia porównywałam do piekła, teraz
byłam wolna. Wolna od problemów, zamachów na moje życie i koszmarów. Mogłam
teraz żyć w spokoju. Dlaczego więc wszyscy byli jacyś smutni i załamani?
- Czemu płaczecie? – zapytałam.
Xavier
westchnął. Lisa się rozpłakała, Thomas podszedł i ją przytulił. Hope obgryzała
paznokcie, a Alex jak zwykle bez emocji podpierał ścianę.
- Odpowie mi ktoś? – powtórzyłam się.
- Kiedy Teresa cię otruła, była już na wpół
przezroczysta. Niematerialna. Niestety udało jej się rzucić zaklęcie, a tobie
na szczęście udało się dokończyć inkantację. Gdy ktoś zostaje zatruty magią,
nie da się go uleczyć za pomocą mocy. Nawet Shadowsong nie był w stanie tego
zrobić, tym bardziej lekarze w szpitalu. Baliśmy się, że… Umrzesz. Wtedy Alex
wpadł na pewien pomysł. Nie byłaś w stanie wyrazić zgody lub sprzeciwu więc
zrobiliśmy to za ciebie. Zrozumiemy jeśli nas za to znienawidzisz –
odpowiedział Xavier.
- Co to za pomysł? – szepnęłam.
- Erica, zamieniłem cię w wampira – odrzekł
beznamiętnie Alex.
Czas
stanął w miejscu. Wszyscy obecni w pokoju coś mówili do mnie, ale nic z tego
nie docierało do mojej świadomości. Ktoś głośno zapłakał.
Ja
wampirem? Ledwo co pogodziłam się z faktem, że jestem czarownicą, a tu już
zostałam krwiopijcą.
Zdałam
sobie sprawę, że kolejny raz sprawdziły się słowa przepowiedni. “Dziecię Słońca
pomiotem księżyca”. Czarownice są istotami dnia, wampiry nocy. I oczywiście
kolejny raz zdrajca mnie uratował. “Jedno słowo gorzkimi łzami”. Moi
przyjaciele zgodzili się na moją przemianę, wiem, że chcieli mnie ratować. Teraz
wszyscy płakali, szczególnie Lisa.
- Alex – zabrałam w końcu głos. – Dziękuję za
uratowanie mi życia.
- Nie ma za co – odparł jakby to była drobnostka. –
Muszę was teraz przeprosić. Idę na spotkanie z Radą Miasta.
- Jak to? – zdziwiłam się, zresztą nie tylko ja.
- Przemieniłem nielegalnie osobę w wampira. Wiecie
jaka jest za to kara – powiedział do zebranych chłopak.
- Jaka kara? – zawołałam.
- Kara śmierci – szepnął przerażony Xavier.
- Nie! Nie zgadzam się! On uratował mi życie, nie może
teraz zostać zabity za to! – krzyczałam.
- Takie jest prawo w Moonlight Falls, surowe –
powiedziała cicho Hope.
Zerwałam
się z łóżka na równe nogi. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale nie zwróciłam
na to większej uwagi. Miałam na sobie czarny dres. Założyłam szybko pasującą
bluzę.
- Idę z tobą. Nie pozwolę im cię zabić – zwróciłam się
do Alexa.
Westchnął.
- Miło z twojej strony, ale to nic nie da.
- Dlaczego mnie przemieniłeś wiedząc co ci za to
grozi?
- Miałem pozwolić ci umrzeć?
- Sam teraz stracisz za to życie.
Wzruszył
ramionami tylko.
- Trudno. I tak żyję dość długo. Nic mnie przez ten
wiek dobrego nie spotkało.
- Idę z tobą – powtórzyłam.
- Nie dasz rady. Po pierwsze – Słońce. Po drugie – nie
piłaś krwi, a musisz się pożywić jeśli nie chcesz się rzucić na kogoś.
Kurde.
Miał rację.
- Adiós – powiedział na pożegnanie i wyszedł.
Nikt
nie ruszył się za nim.
~~
Gmach
Rady Miasta robił wspaniałe wrażenie z zewnątrz, lecz wewnątrz przypominał
więzienie. Bryła budowli utrzymana była zgodnie z zasadami stylu
klasycystycznego wraz z pięknymi kolumnami. Jednak gdy tylko przekroczyło się
pięknie zdobione wrota, oczom ukazywały się smutne, szare ściany bez obrazów.
Podłoga wyłożona była czerwoną wykładziną. Korytarze i pomieszczenia były
oświetlane przez jarzeniówki. Czasami mijali nas mężczyźni w garniturach lub
kobiety w garsonkach. Przykry widok, już w szpitalu było ładniej.
Rodzice
i przyjaciele byli przeciwni, żebym tu przyszła, ale uparłam się, że będę
bronić Alexa. Jak się okazało wampir przygotował dla mnie krew z banku krwi.
Chłodziła się w mojej lodówce. Ciekawe czy Lisa ją potem wyrzuci.
Nie
miałam jakiś zahamowań, by ją wypić. Przecież i tak teraz muszę to robić, żeby
żyć, więc upieranie się, że nie będę piła krwi, bo to nieludzkie i tak dalej, jak
robią bohaterki książek o wampirach było zwyczajnie bezsensowne.
Lisa
pożyczyła mi swój wielki kapelusz, który był nieodłącznym elementem wyjazdów
nad morze, założyłam okulary przeciwsłoneczne, posmarowałam skórę grubą warstwą
filtru i wyszłam. Dzień był i tak dość pochmurny, ale nowonarodzone wampiry są
przez pierwsze dni niezwykle wrażliwe na światło, nawet sztuczne.
Jeśli
myślicie, że krwiopijcy nie mogą chodzić w słońcu, a wilkołaki przemieniają się
tylko podczas pełni to jesteście w ogromnym błędzie. To legendy. Mity. Wampira
można spotkać nawet na plaży w Miami.
W ten
oto sposób znalazłam się w wielkim holu Rady Miasta. Pod ścianami były
poustawiane krzesełka, a na środku znajdowała się recepcja. Bez wahania
podeszłam do drobnej dziewczyny siedzącej za ladą.
- Witam, w czym mogę pomóc? – zaszczebiotała.
- Dzisiaj ma się odbyć proces przeciwko Alexowi
Wright. Chcę zeznawać w tej sprawie – odpowiedziałam.
- Hmm, z tym może być ciężko. W sprawach takich jak ta
nie ma świadków, ani nawet obrońcy oskarżonego. Oczywiście mogę zapytać czy
może pani zeznawać, ale nie gwarantuję, że Rada się zgodzi. Pani nazwisko
poproszę.
- Erica Williams.
Oczy
dziewczyny zaświeciły się. Ręką wskazała mi krzesła pod ścianą. Razem z
Xavierem i Hope usiedliśmy we wskazanym miejscu. Moi przyjaciele przyszli tu ze
mną pod pretekstem ochrony mnie, przecież nowonarodzony wampir jest taki słaby.
Po chwili recepcjonistka przywołała mnie gestem.
- Rada zgodziła się.
Pokój 213, drugie piętro, na lewo od windy – uśmiechnęła się, ale tym
razem był to wymuszony uśmiech.
- Dziękuję – odpowiedziałam i ruszyliśmy do wind.
Bez
problemu trafiłam do odpowiedniego pokoju. Zapukałam. Drzwi otworzył wysoki
mężczyzna, w czarnych spodniach w kant i błękitnej koszuli. Ochroniarz.
- Słucham? – zapytał głębokim basem.
- Nazywam się Erica Williams. Mam zeznawać w tej
sprawie.
- Zapraszam Panią do środka. Państwo muszą zostać na
korytarzu – zwrócił się do Xaviera i Hope.
Chłopak
ewidentnie nie był zadowlony z tego pomysłu, ale dziewczyna złapała go za rękę,
a głową dała znak, żeby się uspokoił i usiadł. Ochroniarz zamknął drzwi.
Sala
nie była duża. Było tu kilka ławek, po lewej było miejsce dla prokuratora, po
prawej dla oskarżonego i jego obrońcy. Na samym środku sali znajdował się stół
sędziowski, a tuż przed nim barierka do przesłuchań świadków. Sędzią w tej
sprawie miała byś Carmen Wright, jej syn Alex siedział sam po prawej stronie
sali, a cała reszta Rady była po lewej. Kiedy weszłam oczy wszystkich zwróciły
się w moją stronę.
- Erica Williams pragnie zeznawać w tej sprawie –
poinformowała wszystkich Carmen. – Usiądź proszę w pierwszej ławce i czekaj aż
poproszę cię o głos – zwróciła się do mnie.
Zrobiłam
to co mi kazała wampirzyca. Na samym początku rozprawy Carmen w skrócie
przedstawiła sytuację i powód zebrania. Mówiła też o zarzutach wobec Alexa.
Potem głos zabrali członkowie Rady. Następny w kolejce był Alex, ale on nie
powiedział nic na swoją obronę. W końcu Carmen poprosiła mnie do barierki.
- Co masz nam do powiedzenia w tej sprawie? – zapytała
wampirzyca.
- Cztery miesiące temu odkryłam, że jestem czarownicą.
W tym samym czasie powróciła Teresa, siostra Hekate, samozwańcza królowa
czarownic – mówiłam. – Próbowała mnie zabić za wszelką cenę, mimo, że jestem
jej potomkinią. Podczas wielkiej wojny, Hekate tuż przed śmiercią przekazała
swoją moc nienarodzonemu dziecku, by kiedyś pokonało jej siostrę. Jak się
okazało chodziło o mnie. Przez cztery miesiące Teresa próbowała mnie zabić, mówiła,
że tylko ja stoję jej na drodze do władania światem.
- Czemu nikt nas o tym nie poinformował? – przerwał mi
ktoś z Rady.
- A co by to dało? – zapytałam. – Jakiś czas temu
spotkałam w szkole Alexa. Zaczęliśmy rozmawiać, powiedział mi o rytuale
odesłania. Postanowiliśmy go odprawić. I udało nam się, Teresa powróciła do
otchłani.
- Jaka jest pewność, że znowu nie powróci? –
usłyszałam.
-Żeby przywołać Teresę trzeba użyć sztyletu patronów
runów, który jest w moim posiadaniu. Zobowiązałam się do bycia jego
strażniczką.
- Czyli ktoś musiał go użyć – zauważyła Carmen.
- To byłam ja. Zrobiłam to nieświadomie. Nie
wiedziałam wtedy nawet co to za sztylet, nie wiedziałam też, że jestem czarownicą.
Dostałam go od zmarłej babci. Dlatego postanowiłam sama pokonać Teresę –
kontynuowałam. – Kiedy ta wiedźma była już prawie po tamtej stronie, udało jej
się rzucić zaklęcie, zatruła mnie magią. Nie było dla mnie żadnej nadziei.
Wtedy Alex mnie przemienił. Dzięki niemu przeżyłam. Dzięki niemu żyjemy wszyscy
– zakończyłam.
Na
sali zapanowała cisza. Członkowie Rady szeptali między sobą. Carmen zwróciła
się do syna.
- Czy to wszystko prawda?
- Tak – odpowiedział Alex.
- Ogłaszam przerwę, oskarżony i świadek mogą wyjść –
powiedziała wampirzyca.
Na
korytarzu Alex złapał mnie za rękę.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Ratuję cię – odpowiedziałam.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Uratowałeś mi życie, teraz ja chcę ocalić twoje.
Wampira
zatkało. Resztę przerwy spędziliśmy w ciszy. Xaviera i Hope nie było nigdzie.
Zastanawiałam się co się z nimi stało. W końcu ochroniarz zaprosił nas ponownie
na salę. Zajęliśmy swoje miejsca.
- Po naradzie z Radą doszliśmy do następujących
wniosków – zaczęła Carmen. – Gdyby cię tu nie było Erico, ta rozprawa trwałaby
chwilę, Alex zostałby od razu skazany na śmierć. Jednakże twoje zeznania wiele
nam dały. Wytłumaczyły nam dlaczego oskarżony cię przemienił. Rozumiem też, że
nie jesteś na niego zła ani nie żądasz odszkodowania.
- Nie – przyznałam.
- Dobrze. W tej sytuacji Alex Wright zostaje
uniewinniony. Sprawę uznaję za zamkniętą – zakończyła Carmen i udała się do
wyjścia. Tuż za nią ruszyła cała Rada.
Podeszłam
do Alexa.
- Widzisz? Udało się.
- Tak, czyli można uznać, że jesteśmy kwita –
uśmiechnął się chłopak. Widać było, że czuje ulgę.
- Dokładnie – odwzajemniłam uśmiech.
Przed
budynkiem czekali na nas Xavier i Hope.
- Wybacz, że poszliśmy, ale ten tu nie mógł wysiedzieć
– Hope wskazała na wilkołaka.
- Udało się – przytuliłam przyjaciółkę.
- Gratuluję, może powinnaś zostać adwokatem –
powiedział Xavier.
- Nie, dzięki. Drugi raz nie chcę przez to
przechodzić.
- Może pójdziemy to jakoś uczcić? A mamy sporo powodów
do świętowania – zauważyła Hope.
- Jasne, może pójdziemy do klubu? – zaproponowałam.
Wszyscy
jednogłośnie się zgodzili.
Nad
miastem wstawał nowy dzień, a przyszłość zapowiadała się obiecująco.