środa, 31 sierpnia 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 15.



- Gdzie ty znów wychodzisz o tak późnej porze? Pełnia jest. Chcesz, żeby cię jakiś wilkołak dopadł? – wypytywała mnie Lisa.
- Muszę jedną sprawę załatwić. Wrócę późno, nie czekajcie na mnie – odpowiedziałam jej.
- Tylko, żeby to późno nie zamieniło się w jutro.
- Spokojnie – mrugnęłam okiem do mamy i wyszłam.
            Mróz szczypał mnie w policzki i nos. Opatuliłam się szalikiem jeszcze bardziej. Śnieg leżący wokół odbijał światło, dzięki czemu na dworze było dość jasno. Widziałam dokładnie wszystko, prawie.
            Kiedy doszłam na skraj lasu stanęłam. Spojrzałam w głąb kniei. Gąszcz wyglądał przerażająco w nocy, a jak się było samemu i wiedziało się, że między drzewami hasają wilkołaki, strach paraliżował sto razy potężniej.
            Nie miałam zamiaru rezygnować z planów, weszłam do lasu, w ciemność. Wszędzie panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Nawet wiatr nie poruszał nagimi gałęziami.  Nie wiem czemu miałam trudność z odnalezieniem tajemnej polany, miałam wrażenie, że nic nie jest tu na swoim miejscu. Drzewa i krzewy nie mogą się przemieszczać, a mimo to nie mogłam namierzyć wodospadu. Kręciłam się w kółko, aż w końcu musiałam przyznać przed sobą samą, że zabłądziłam. Usiadłam na najbliższym kamieniu i załamałam ręce. Co teraz? Nawet nie miałam pojęcia jak wrócić, w którą stronę iść.
            Coś zaszeleściło w krzakach. Serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam przekonana, że zaraz wyskoczy na mnie wilkołak, ale takiego widoku się nie spodziewałam.
            W ciemnościach ujrzałam wielki, czarny kształt, który rósł i rósł. Zaświeciły się żółte jak kwas ślepia. Stwór wskoczył na pień drzewa i wdrapał się na sam szczyt.
            Wstałam. Słyszałam jak potwór skacze po gałęziach nad moją głową. Parę patyków spadło na mnie, a z góry, tuż przed moją twarzą, zaczął się pojawiać zakrwawiony pysk z wielkimi, białymi kłami. Istota zsuwała się w dół, aż w końcu stanęła przede mną w pełnej okazałości. To coś wyglądało jak  chiński smok, ciało miało owłosione, a z pyska zwisały długie wąsy jak u suma. Zwierzę posiadało dwie przednie i dwie tylne łapy, zdecydowanie zbyt małe w porównaniu do reszty.
            Po policzkach zaczęły mi płynąć gorące łzy, które momentalnie zamarzały. Przerażenie mnie sparaliżowało. Już bym wolała stanąć twarzą w twarz z Talbotami.
- A więc to ty jesteś tym dzieckiem, które zagraża mej pani – powiedział smok, wężowym głosem z mojego snu.
            Przez chwilę odebrało mi mowę.
- Jak widać – odpowiedziałam.
- Jak się zwiesz? – zapytał stwór.
- Teresa ci nie powiedziała?
- Nie, a lubię znać imiona istot, które zabijam.
- Jestem Erica, a ty smoku?
- Hellscream. Miło mi cię poznać. Nie wyglądasz na kogoś potężnego, jesteś jeszcze dzieckiem – Hellscream przyglądał mi się badawczo.
- Na obrazie wyglądałam poważniej? – spytałam ironicznie.
- Zdecydowanie. Hmm – mój rozmówca chyba nie łapał moich sarkastycznych odzywek.
- Naprawdę mnie zabijesz?
- Taki otrzymałem rozkaz od królowej.
- Teresa nie jest królową, co najwyżej samozwańczą. Hekate nią była, lecz twoja „pani” ją zabiła!
- Nie odpowiadam za czyny Teresy, wypełniam jedynie jej rozkazy.
- Dlaczego jej służysz?
            Po tym pytanie Hellscream zrobił wielkie oczy, nie spodziewał się tego. Zapadła głęboka cisza, słychać było jedynie nasze zdenerwowane oddechy.
            Milczenie przedłużało się, postanowiłam zaryzykować i je przerwać.
- Hellscream, czemu służysz Teresie? – zadałam ponownie to samo pytanie.
- Służę jej, ponieważ… - zaczął smok, lecz nie wiedział jak skończyć.
            Spojrzałam stworowi w oczy. Nie było w nich rządzy mordu lub fanatycznego ubóstwiania wiedźmy, lecz smutek i zagubienie.
- Posłuchaj – zaczęłam. – Nie musisz jej służyć. Możesz sam decydować co zrobisz ze swoim życiem, jak każda wolna istota.
- Dawno temu straciłem swoją wolność i niezależność. Teraz nie pozostało mi nic innego niż ślepe wypełnianie rozkazów. Wybacz, Erico, ale muszę cię zabić – powiedział z żalem smok i rzucił się na mnie.
- Praesidium! – zdążyłam krzyknąć, a Hellscream odbił się od niewidzialnej tarczy.
            Szybko jednak otrząsnął się i ponownie zaatakował. Byłam na to przygotowana.
- Impetus!
            Stwór uniknął mojego zaklęcia, próbowałam dalej.
- Passus!
            Tym razem dostał. Przeciwnik zaczął się wić na środku polany w męczarniach. Moc zaklęcia zdziwiła mnie samą. Stałam jak wryta i patrzyłam jak cierpi. Nie mogłam tego dłużej znieść, podbiegłam do niego.
- Hellscream, przepraszam, przepraszam cię! Zaraz ci pomogę. Remedium! – zawołałam.
            Musiałam bardzo uważać, żeby nie dostać ogonem. Powtarzałam zaklęcie w kółko, aż drgawki ustały. Z pyska smoka toczyła się piana. Ręką zaczęłam gładzić jego ciało. Zdałam sobie sprawę, że nie musiałam rzucać morderczego zaklęcia, to było wystarczająco silne, lecz dlaczego?
- Dlaczego mnie uratowałaś? – zapytał Hellscream dysząc.
- Nie mogłam patrzeć jak cierpisz, nigdy wcześniej nie rzuciłam tak silnego zaklęcia. Nie wiem jak to się stało, mogłam cię zabić, przepraszam.
- Przybyłem tu, by odebrać ci życie, a ty mnie ratujesz. Mam u ciebie dług. Widzę dziecko, że masz dobre serce i nie zasługujesz na śmierć – smok uśmiechnął się słabo do mnie.
            Zanim zdążyłam odpowiedzieć za moimi plecami odezwał się kolejny męski głos.
- Masz rację stary przyjacielu.
            Odwróciłam się szybko. Za mną stał wielki koń, z długim smoczym ogonem i jelenimi rogami. Król Puszczy.
- Witaj Shadowsong – Hellscream skinął głową w stronę przybysza.
            Patrzyłam oniemiała. Tak bardzo chciałam go spotkać, a teraz co? Milczę, bo nie potrafię skleić jednego zdania.
- Czarodziejko, dobrze wiem, że przyszłaś tu po to, by ze mną porozmawiać. Podziwiam twoją odwagę, dobrze wiedziałaś co ci grozi, jeśli zapuścisz się sama, w środku w nocy w głąb lasu – powiedział do mnie Shadowsong.
- Tak – wydusiłam z siebie. – Po to tu właśnie jestem Królu. Miałam nadzieję, że pomożesz mi w walce z Teresą.
- Moja droga, mów mi Shadowsong, ponieważ to jest moje imię. Król Puszczy to tylko przydomek, który otrzymałem od ludzi na przestrzeni wieków.
- Dobrze.
- Erico – odezwał się Hellscream. – Jestem ci winny przeprosiny. Odpowiadając na twoje pytanie, nie wiem dlaczego służę Teresie. Ta wiedźma odebrała mi rodzinę podczas wielkiej wojny. Nie chciałem się zgodzić na służbę u niej, więc wybiła cały mój gatunek, zostałem tylko ja, więc przyłączyłem się do niej. Nie miałem już nic do stracenia. Spotkanie z tobą odmieniło mój światopogląd. Teraz widzę, że źle postąpiłem. Wiedz, że masz moje wsparcie w tej walce.
- Dziękuję – objęłam smoka za szyję i przytuliłam go. Zwróciłam się do Shadowsong’a. – Powiedz mi, czemu mi się pokazałeś?
- Zasłużyłaś na to dobrocią swojego serca – odpowiedział. – Możesz liczyć na mą pomoc w każdej sytuacji. Zresztą, jesteś potomkinią Hekate, a ta była mi bliska.
- Nie jestem jednak jak ona. Nie mam takiej mocy, nie jestem w stanie pokonać jej siostry.
- To tylko twoje zdanie. My dwaj wiemy dobrze jaka potęga drzemie w tobie. Proszę, usiądź na mym grzbiecie. Odwiozę cię do twego domu – powiedział Shadowsong i położył się na ziemi, bym mogła na niego wsiąść.
            Spojrzałam na Hellscream’a.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak – odpowiedział i uśmiechnął się.
- Pójdziesz z nami?
- Z przyjemnością, za tobą wszędzie.
            Czułam się wspaniale. W ich towarzystwie wiedziałam, że jestem bezpieczna. Jednakże, odebrałam Teresie sprzymierzeńca, teraz będzie mnie jeszcze bardziej ścigać, ale nie bałam się tego już tak bardzo. Miałam dwie cudowne istoty, które nade mną czuwały oraz przyjaciół, którzy mi pomogą w każdej potrzebie.
            Tej nocy spałam spokojnie, kilka następnych również minęło mi bez koszmarów z Teresą w roli głównej.
            Jeszcze tego samego dnia opowiedziałam całą historię, która wydarzyła się w lesie, Hope. Ciężko jej było w to wszystko uwierzyć, ale wiedziała, że nie kłamię. Cały czas powtarzała „To niesamowite!” podczas naszej rozmowy telefonicznej. Jednak nawet ona nie potrafiła wytłumaczyć siły mojego zaklęcia. Wiedziałam, że teraz muszę uważać z czarowaniem. Nie chciałam przecież kogoś skrzywdzić.
            Parę dni później udałam się ponownie do lasu spotkać się z Królem. Podczas naszej rozmowy powiedział, że tyle uwolnionej na świecie magii, nie było od czasów wielkiej wojny. Ostrzegł, że może mieć to bardzo złe skutki, na przykład mutacja zwierząt albo co gorsza, magia zacznie zwalczać technikę. Gdy zapytałam czy może to mieć wpływ na siłę zaklęć odpowiedział, że jak najbardziej. Zrobiłam udawaną obrażoną minę, wiedział to już na naszym pierwszym spotkaniu, ale nie odezwał się o tym słowem. Widać czekał, aż sama na to wpadnę. Tym razem również odwiózł mnie na swym grzbiecie do domu. Powiedział, że jestem drugą osobą, która w ten sposób podróżowała. Czułam się zaszczycona.
            Ferie się skończyły. Trzeba było wrócić do szarej, szkolnej rzeczywistości. Co dzień, idąc do szkoły, słyszałam trzask łamanych gałęzi, to Hellscream skakał z drzewa na drzewo podążając za mną. Spłacał w ten sposób swój dług, czuwając nade mną dwadzieścia cztery godziny na dobę. To było na swój sposób miłe.
            Miałam nadzieję, że teraz oprócz kolejnego starcia z Teresą, nic nie będzie w stanie zniszczyć mojego dobrego nastroju. Myliłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz