Nie
miałam zamiaru oddawać Teresie sztyletu. Zrozumiałam też, że od tej pory muszę
liczyć na siebie samą. Ani Hope, ani Xavier, ani nawet Crystal nie rozumieli
mnie. Nie zdawali sobie sprawy z mocy tej wiedźmy, nikt nie mógł się z nią
równać. Wiedziałam, że muszę ją pokonać sama, bo to z mojej winy powróciła, czułam
się do tego zobowiązana, ale zadanie mnie zaczynało przerastać.
Następnego
dnia z samego rana wyruszyłam do miejskiej biblioteki, zamierzałam
przestudiować każdą księgę, rękopis i manuskrypt opisujące wielką wojnę
czarownic. Miałam złudną nadzieję, że mi to w czymś pomoże.
Kiedy
weszłam do środka, starsza pani bibliotekarka nie patrzyła już na mnie tak
bardzo podejrzliwie, jak podczas mojej pierwszej wizyty. Trochę mi z tego
powodu ulżyło, przynajmniej nie czułam się obserwowana na każdym kroku do
regału.
Babunia
bardzo ochoczo spełniła moją prośbę, gdy poprosiłam o interesujące mnie
materiały, ba, nawet obdarzyła mnie parę razy uśmiechem pokazując żółte zęby.
Była w stosunku do mnie serdeczna i jak się okazało sporo wie na temat wielkiej
wojny, z przyjemnością słuchałam jej opowiadań. Nie miałam odwagi jej przerwać,
lecz w pewnym momencie nie mogłam się powstrzymać od pytania.
- Kto to jest król puszczy?
- Król Puszczy moja damo, to prehistoryczny strażnik,
obrońca lasów i zwierząt. Mówi się, że Hekate była jedyną osobą na świecie,
której pozwalał jeździć na swoim grzbiecie – odpowiedziała bibliotekarka.
- Ma jakieś magiczne zdolności? Jak wygląda?
Przyczynił się do pokonania Teresy? – zasypywałam rozmówczynię pytaniami.
- Spokojnie dziecko – zaśmiała się. – Odpowiem ci na
wszystkie pytania po kolei. Król Puszczy to przydomek, nikt tak naprawdę nie
wie, jak on się zwie. Podobno wygląda jak wielki, zimnokrwisty koń, ma rogi jak
jeleń i ogon niczym smok. Czy przyczynił się do pokonania tej wiedźmy?
Oczywiście! Bez niego kochana Hekate nie pokonałaby siostry, lecz po śmierci
swojej najukochańszej przyjaciółki, Król zniknął. Od czasu tej pamiętnej bitwy
nie widziano go. Plotki głoszą, że z żalu umarł w samotności, ale był on
stworzeniem nieśmiertelnym, więc szczerze w to wątpię. Krąży legenda, że kiedyś
powróci, lecz nie wiadomo na ten temat nic dokładnego.
- Myśli Pani, że można go jakoś odszukać albo
przywołać?
- Kochaniutka, jedynie Hekate miała takie zdolności,
ale Król był strasznie kapryśny i czasem nawet na jej wołanie nie odpowiadał.
Nie jest to zwykła kobyła, która przybędzie na byle gwizdnięcie, by go spotkać,
trzeba zasłużyć.
- Chciałabym go ujrzeć… - rozmarzyłam się.
- Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, a czuję, że jesteś,
to twoje marzenie może się kiedyś spełni – babunia obdarzyła mnie ciepłym
uśmiechem. – Słyszałam, że jeśli ktoś uda się do najbardziej magicznego miejsca
w lesie, podczas pełni to wtedy jest największa szansa na to.
Po
tej informacji oczy mi zaiskrzyły, nie mogłam się potem skupić na niczym. Mimo
to nadal starałam się uważnie słuchać opowieści bibliotekarki.
Spędziłam
w bibliotece cały dzień, oprócz mnie nikt inny się w niej nie pojawił. Starsza
Pani serdecznie podziękowała mi za wizytę i umilenie jej pracy, chętnie pożyczyła
mi stare księgi, bym mogła więcej o wielkiej wojnie poczytać w domu.
Mogłoby
się wydawać, że ta wizyta nic mi nie pomogła, lecz informacja o Królu Puszczy
tak mnie zaintrygowała, że w nocy nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam o
spotkaniu z legendarnym stworzeniem. Nie miałam w 100% pewności, że on
istnieje, ale intuicja kazała mi nie rezygnować z marzeń, więc i tym razem jej
posłuchałam. Wstałam z łóżka i podeszłam do kalendarza wiszącego na ścianie. Do
pełni zostało trzynaście dni, szmat czasu. Wróciłam zrezygnowana do łóżka i
nadal bezskutecznie próbowałam zasnąć. Zastanawiałam się czy jestem godna tego
spotkania.
Sen
przyszedł nagle. Rano o dziwo nie czułam żadnego zmęczenia spowodowanego
niewyspaniem. Spojrzałam w lustro, zero worów pod oczami. Szok.
Zeszłam
na dół do kuchni zwabiona zapachem naleśników. Nawet nie przebrałam koszuli
nocnej. Usiadłam do stołu i zjadłam najlepsze śniadanie w życiu, pochwaliłam
mamę, nigdy wcześniej czegoś tak pysznego nie ugotowała. Kakao powaliło mnie na
kolana.
Wróciłam
do pokoju ogarnąć się i wzięłam notes z rysunkami. Zastanawiałam się jakie
miejsce w lesie jest magiczne. Polana? Jest ich w nim wiele. Myśląc nad
zagadką, moja ręka z ołówkiem wiodła po kartce ręcznie robionego papieru. Notes
był prezentem od przyjaciela ze starej szkoły, Maxa, zrobił go dla mnie na
warsztatach, wiedział, że uwielbiam rysować. Kate twierdziła, że się we mnie
podkochuje i chce mi tym zaimponować. Zerknęłam na kartkę. Ujrzałam mityczne
stworzenie, konia z rogami. W wyobraźni widziałam jak moje oczy szeroko się
otwierają. Czy to jakiś znak? Pogubiłam
się już.
Nagle
ktoś zapukał.
- Proszę – zawołałam.
Do
środka weszli Hope i Xavier cali w skowronkach.
- Cześć piękna – chłopak pocałował mnie czule.
- Co się mendo w ogóle nie odzywasz? – przywitała mnie
przyjaciółka.
- Jaka ty miła – odgryzłam jej się.
- Jak zawsze – znajoma wysłała mi w powietrzy buziaka.
– Co tam nabazgrałaś?
- Takie coś…
Nie
zdążyłam dokończyć, bo Hope wyrwała mi notes z rąk.
- Toż to Król Puszczy jest. Wygląda jak żywy? Skąd o
nim się dowiedziałaś?
- Bibliotekarka mi wczoraj powiedziała. Poszłam
poczytać coś o wielkiej wojnie, a ona zaczęła mi wszystko dokładnie opowiadać,
zupełnie jakby brała w niej udział i wspomniała o nim.
- Kto to Król puszczy? – zapytał niewtajemniczony
Xavier.
- Erica opowiedz mu – Hope mrugnęła do mnie.
Powtórzyłam
im wszystko czego dowiedziałam się dzień wcześniej. Trochę mi to zajęło, ale
myślę, że poinformowałam ich o wszystkim.
- Wow, ja sama tyle nie wiem na jego temat. To jedna
wielka zagadka. Legenda – trajkotała dziewczyna.
- Skoro już jesteśmy przy zagadkach, to jakie miejsce
w lesie jest według was magiczne? – zapytałam.
- Bo ja wiem? Jakaś polana pewnie – odpowiedział
chłopak.
- No tak, tylko zauważ mój drogi, że polan w lesie
jest mnóstwo – zwróciła mu uwagę Hope.
- Dokładnie tak samo wczoraj pomyślałam –
powiedziałam. – To musi być jakieś wyjątkowe miejsce, ale jakie? Może to
rzeczywiście jest jakaś polana, która się czymś szczególnym charakteryzuje?
- Nie mam pojęcia, znam ten las na pamięć i nie
zauważyłem w nim nic szczególnego – odpowiedział Xavier.
- Ja tak samo, choć nie hasam po nim w nocy na
czterech łapach i w dodatku nago – powiedziała Hope.
- Ej, nie robią ciuchów na wilki, w dodatku futro
wszystko zakrywa!
- Dobra, dobra, i tak twierdzę, że latasz po krzakach
nago.
- Ja nie wykonuje jakiś chorych wygibasów wokół
ogniska.
- Co niby nazywasz chorymi wygibasami?!
Słuchałam
ich dyskusji z wielkim uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się, że mimo ciężkiej
sytuacji, w której się znaleźliśmy, nadal trzymamy się razem i potrafimy się
śmiać z byle czego.
- No dobra, to kiedy następna pełnia? – zapytała w
końcu Hope, po tym jak zwyciężyła potyczkę słowną.
- Za trzynaście dni – odpowiedziałam.
- Masz sporo czasu, żeby coś wymyślić. Mamy teraz
ferie zimowe, więc możesz łazić po lesie nawet w nocy w towarzystwie golasa i
szukać magicznej miejscówki.
Xavier
pokazał dziewczynie język. Jego mina była tak rozbrajająca, że nie mogłam się
powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz