piątek, 19 sierpnia 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 13.



            Nie miałam zamiaru oddawać Teresie sztyletu. Zrozumiałam też, że od tej pory muszę liczyć na siebie samą. Ani Hope, ani Xavier, ani nawet Crystal nie rozumieli mnie. Nie zdawali sobie sprawy z mocy tej wiedźmy, nikt nie mógł się z nią równać. Wiedziałam, że muszę ją pokonać sama, bo to z mojej winy powróciła, czułam się do tego zobowiązana, ale zadanie mnie zaczynało przerastać.
            Następnego dnia z samego rana wyruszyłam do miejskiej biblioteki, zamierzałam przestudiować każdą księgę, rękopis i manuskrypt opisujące wielką wojnę czarownic. Miałam złudną nadzieję, że mi to w czymś pomoże.
            Kiedy weszłam do środka, starsza pani bibliotekarka nie patrzyła już na mnie tak bardzo podejrzliwie, jak podczas mojej pierwszej wizyty. Trochę mi z tego powodu ulżyło, przynajmniej nie czułam się obserwowana na każdym kroku do regału.
            Babunia bardzo ochoczo spełniła moją prośbę, gdy poprosiłam o interesujące mnie materiały, ba, nawet obdarzyła mnie parę razy uśmiechem pokazując żółte zęby. Była w stosunku do mnie serdeczna i jak się okazało sporo wie na temat wielkiej wojny, z przyjemnością słuchałam jej opowiadań. Nie miałam odwagi jej przerwać, lecz w pewnym momencie nie mogłam się powstrzymać od pytania.
- Kto to jest król puszczy?
- Król Puszczy moja damo, to prehistoryczny strażnik, obrońca lasów i zwierząt. Mówi się, że Hekate była jedyną osobą na świecie, której pozwalał jeździć na swoim grzbiecie – odpowiedziała bibliotekarka.
- Ma jakieś magiczne zdolności? Jak wygląda? Przyczynił się do pokonania Teresy? – zasypywałam rozmówczynię pytaniami.
- Spokojnie dziecko – zaśmiała się. – Odpowiem ci na wszystkie pytania po kolei. Król Puszczy to przydomek, nikt tak naprawdę nie wie, jak on się zwie. Podobno wygląda jak wielki, zimnokrwisty koń, ma rogi jak jeleń i ogon niczym smok. Czy przyczynił się do pokonania tej wiedźmy? Oczywiście! Bez niego kochana Hekate nie pokonałaby siostry, lecz po śmierci swojej najukochańszej przyjaciółki, Król zniknął. Od czasu tej pamiętnej bitwy nie widziano go. Plotki głoszą, że z żalu umarł w samotności, ale był on stworzeniem nieśmiertelnym, więc szczerze w to wątpię. Krąży legenda, że kiedyś powróci, lecz nie wiadomo na ten temat nic dokładnego.
- Myśli Pani, że można go jakoś odszukać albo przywołać?
- Kochaniutka, jedynie Hekate miała takie zdolności, ale Król był strasznie kapryśny i czasem nawet na jej wołanie nie odpowiadał. Nie jest to zwykła kobyła, która przybędzie na byle gwizdnięcie, by go spotkać, trzeba zasłużyć.
- Chciałabym go ujrzeć… - rozmarzyłam się.
- Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, a czuję, że jesteś, to twoje marzenie może się kiedyś spełni – babunia obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. – Słyszałam, że jeśli ktoś uda się do najbardziej magicznego miejsca w lesie, podczas pełni to wtedy jest największa szansa na to.
            Po tej informacji oczy mi zaiskrzyły, nie mogłam się potem skupić na niczym. Mimo to nadal starałam się uważnie słuchać opowieści bibliotekarki.
            Spędziłam w bibliotece cały dzień, oprócz mnie nikt inny się w niej nie pojawił. Starsza Pani serdecznie podziękowała mi za wizytę i umilenie jej pracy, chętnie pożyczyła mi stare księgi, bym mogła więcej o wielkiej wojnie poczytać w domu.
            Mogłoby się wydawać, że ta wizyta nic mi nie pomogła, lecz informacja o Królu Puszczy tak mnie zaintrygowała, że w nocy nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam o spotkaniu z legendarnym stworzeniem. Nie miałam w 100% pewności, że on istnieje, ale intuicja kazała mi nie rezygnować z marzeń, więc i tym razem jej posłuchałam. Wstałam z łóżka i podeszłam do kalendarza wiszącego na ścianie. Do pełni zostało trzynaście dni, szmat czasu. Wróciłam zrezygnowana do łóżka i nadal bezskutecznie próbowałam zasnąć. Zastanawiałam się czy jestem godna tego spotkania.
            Sen przyszedł nagle. Rano o dziwo nie czułam żadnego zmęczenia spowodowanego niewyspaniem. Spojrzałam w lustro, zero worów pod oczami. Szok.
            Zeszłam na dół do kuchni zwabiona zapachem naleśników. Nawet nie przebrałam koszuli nocnej. Usiadłam do stołu i zjadłam najlepsze śniadanie w życiu, pochwaliłam mamę, nigdy wcześniej czegoś tak pysznego nie ugotowała. Kakao powaliło mnie na kolana.
            Wróciłam do pokoju ogarnąć się i wzięłam notes z rysunkami. Zastanawiałam się jakie miejsce w lesie jest magiczne. Polana? Jest ich w nim wiele. Myśląc nad zagadką, moja ręka z ołówkiem wiodła po kartce ręcznie robionego papieru. Notes był prezentem od przyjaciela ze starej szkoły, Maxa, zrobił go dla mnie na warsztatach, wiedział, że uwielbiam rysować. Kate twierdziła, że się we mnie podkochuje i chce mi tym zaimponować. Zerknęłam na kartkę. Ujrzałam mityczne stworzenie, konia z rogami. W wyobraźni widziałam jak moje oczy szeroko się otwierają.  Czy to jakiś znak? Pogubiłam się już.
            Nagle ktoś zapukał.
- Proszę – zawołałam.
            Do środka weszli Hope i Xavier cali w skowronkach.
- Cześć piękna – chłopak pocałował mnie czule.
- Co się mendo w ogóle nie odzywasz? – przywitała mnie przyjaciółka.
- Jaka ty miła – odgryzłam jej się.
- Jak zawsze – znajoma wysłała mi w powietrzy buziaka. – Co tam nabazgrałaś?
- Takie coś…
            Nie zdążyłam dokończyć, bo Hope wyrwała mi notes z rąk.
- Toż to Król Puszczy jest. Wygląda jak żywy? Skąd o nim się dowiedziałaś?
- Bibliotekarka mi wczoraj powiedziała. Poszłam poczytać coś o wielkiej wojnie, a ona zaczęła mi wszystko dokładnie opowiadać, zupełnie jakby brała w niej udział i wspomniała o nim.
- Kto to Król puszczy? – zapytał niewtajemniczony Xavier.
- Erica opowiedz mu – Hope mrugnęła do mnie.
            Powtórzyłam im wszystko czego dowiedziałam się dzień wcześniej. Trochę mi to zajęło, ale myślę, że poinformowałam ich o wszystkim.
- Wow, ja sama tyle nie wiem na jego temat. To jedna wielka zagadka. Legenda – trajkotała dziewczyna.
- Skoro już jesteśmy przy zagadkach, to jakie miejsce w lesie jest według was magiczne? – zapytałam.
- Bo ja wiem? Jakaś polana pewnie – odpowiedział chłopak.
- No tak, tylko zauważ mój drogi, że polan w lesie jest mnóstwo – zwróciła mu uwagę Hope.
- Dokładnie tak samo wczoraj pomyślałam – powiedziałam. – To musi być jakieś wyjątkowe miejsce, ale jakie? Może to rzeczywiście jest jakaś polana, która się czymś szczególnym charakteryzuje?
- Nie mam pojęcia, znam ten las na pamięć i nie zauważyłem w nim nic szczególnego – odpowiedział Xavier.
- Ja tak samo, choć nie hasam po nim w nocy na czterech łapach i w dodatku nago – powiedziała Hope.
- Ej, nie robią ciuchów na wilki, w dodatku futro wszystko zakrywa!
- Dobra, dobra, i tak twierdzę, że latasz po krzakach nago.
- Ja nie wykonuje jakiś chorych wygibasów wokół ogniska.
- Co niby nazywasz chorymi wygibasami?!
            Słuchałam ich dyskusji z wielkim uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się, że mimo ciężkiej sytuacji, w której się znaleźliśmy, nadal trzymamy się razem i potrafimy się śmiać z byle czego.
- No dobra, to kiedy następna pełnia? – zapytała w końcu Hope, po tym jak zwyciężyła potyczkę słowną.
- Za trzynaście dni – odpowiedziałam.
- Masz sporo czasu, żeby coś wymyślić. Mamy teraz ferie zimowe, więc możesz łazić po lesie nawet w nocy w towarzystwie golasa i szukać magicznej miejscówki.
            Xavier pokazał dziewczynie język. Jego mina była tak rozbrajająca, że nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz