Alex stał zaraz za drzwiami wejściowymi do szkoły. Na jego widok stanęłam jak wryta, ledwo co po przekroczeniu progu. Staliśmy naprzeciwko siebie dłuższą chwilę. Patrzył na mnie mając na twarzy figlarny uśmieszek i roześmiane oczy, nie wiem co go tak bawiło. Ludzie przechodzili obok jakby w ogóle nie zauważali całej tej sytuacji.
- Cześć – powiedział Alex.
- Cześć – odpowiedziałam.
- Co u ciebie?
- Czego chcesz? – zapytałam. Nie zamierzałam bawić się
z nim w kotka i myszkę.
- Chciałem być uprzejmy, ale skoro wolisz przejść do
konkretów to nie widzę problemu.
W
ogóle nie przypominał szarmanckiego wampira, którego poznałam na początku roku
szkolnego. Teraz był pewnym siebie i bezczelnym nastolatkiem. W dodatku
rozpieszczonym.
- Po tym co mi zrobiłeś nie powinnam z tobą nawet
rozmawiać.
Westchnął.
- Wiem i chciałem cię za to bardzo przeprosić. Nie
martw się, zostałem naprawdę surowo ukarany – jego twarz spoważniała, przemknął
przez nią wyraz lęku. Uwierzyłam mu, jego reakcja dała mi pewność, że dostał
porządną nauczkę.
- Zdajesz sobie sprawę, że nigdy ci tego nie wybaczę
ani nie zapomnę.
- Tak.
- To dobrze. Powtórzę raz jeszcze swoje pytanie, jeśli
znowu nie odpowiesz to idę. Czego ode mnie chcesz? – zapytałam przez zaciśnięte
zęby.
Odchrząknął.
- Widziałem cię jakieś dwa tygodnie temu w lesie, był
środek nocy. Rozmawiałaś z pewną kobietą, która była uderzająco do ciebie
podobna. Potem zaczęłyście walczyć, rzucać czary. Czemu nie powiedziałaś, że
jesteś czarownicą?
- Do niedawna jeszcze sama o tym nie wiedziałam. Przez
ostatnie 4 miesiące moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Coś
jeszcze?
- Kim była ta kobieta? Gdybym nie znał twojej mamy
pomyślałbym, że to ona nią jest.
- Nie twoja sprawa.
- Erica, proszę powiedz.
Tym
razem ja westchnęłam. Wyglądał na szczerze przejętego tematem.
- Moi biologiczni rodzice nie żyją. Lisa była
przyrodnią siostrą mojej mamy, dlatego razem z mężem się mną zajęli. Moja babka
i matka były czarownicami, ale po śmierci mamy babka nie chciała mnie uczyć.
Dopiero niedawno poznałam prawdę. Znasz historię wielkiej wojny?
- Tak.
- Ta kobieta to Teresa. Chce mnie zabić, by zostać
najpotężniejszą czarownicą na świecie i nim rządzić. Jestem potomkinią Hekate.
Umierając wypowiedziała pewne zaklęcie przekazując całą swoją moc
nienarodzonemu dziecku. Tym bachorem byłam ja. Teraz jej siostra mnie ściga.
Super, prawda? W porównaniu z tym, to co mi zrobiłeś to drobnostka –
zakończyłam ironicznie.
Alex
milczał. Widać analizował informacje i łączył je w sensowną całość. Dzwonek na
lekcje był już dawno, ale nigdzie nie kręcił się żadne nauczyciel. Miałam
wrażenie jakby szkoła była opustoszała lub ludzie po prostu bali się nam
przerywać. Tak czy owak, nawet skrucha Alexa sprawiała, że gniew we mnie
przybierał na sile.
- Powiesz coś czy mam iść? – zapytałam zirytowana.
- Przykro mi.
- Tylko tyle?! Serio?! – wytrzeszczyłam oczy na niego.
- Przykro mi, że twoi rodzice nie żyją. Musisz teraz
przez całe to piekło sama przechodzić.
- Mam Hope i Xaviera.
- A czy oni są w stanie pomóc ci pokonać Teresę?
Otworzyłam
usta, by mu się odgryźć, ale zaraz je zamknęłam. Niestety, miał rację.
- Sama sobie dam radę. Nie mam zamiaru mieszać ich w
to więcej.
- Erica, jaka ty jesteś uparta! – złapał się za głowę.
- I co? Może jeszcze mi powiesz, że się o mnie
martwisz?
- Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Wierz mi.
- Rzuciłeś na mnie wampirzy urok. Gdybyś mnie kochał
nie zrobiłbyś tego, w ogóle nie piłbyś mojej krwi. Wiedziałeś, że to zakazane.
Mam ci teraz w cokolwiek uwierzyć?
Zaczęłam
odchodzić w swoim kierunku kiedy głos chłopaka przerwał panującą na korytarzu
ciszę.
- A jeśli ci powiem, że jest pewien rytuał, dzięki
któremu można odesłać daną osobę w zaświaty lub stamtąd skąd przybyła?
Kolejny
raz mnie zatkało i stanęłam na środku jak wryta. Zaczęłam powoli odwracać się w
stronę Alexa z pytającym wyrazem twarzy.
- Co tak patrzysz? Przyjaciele ci o nim nie
powiedzieli? – zapytał z sarkazmem.
- Co to za rytuał?
- Odwołania. Appellatio ritual.
- Jak się odbywa?
- Stosowało się go przede
wszystkim na demony w dawnych czasach. Należy osobnika złapać, przywiązać do
drzewa lub zamknąć w klatce, jak kto woli. Przedstawiciele każdej z ras
stworzeń nocy zbierają do misy trochę własnej krwi, należy dodać odpowiednie składniki
i zioła do tego. Recytując zaklęcie kapłan wylewa zawartość na odsyłanego, ten
staje w płomieniach i zostaje przeniesiony do otchłani.
- Dlaczego mi to proponujesz?
- Sama nie dasz rady pokonać tej
wiedźmy. Nie zrobi też tego twoja znajoma wróżka ani kundel. Zresztą jak mam
wybierać, po której jestem stronie to wybieram ciebie, bo jesteś ładniejsza od
Teresy – po tych słowach uśmiechnął się do mnie zalotnie.
Obrzuciłam
go najbardziej morderczym spojrzeniem jakie umiałam zrobić.
- Jeśli odeślemy Teresę do
otchłani może znowu powrócić.
- Nie jeśli zniszczymy sztylet
twojej babki.
- Z tego co wiem nie da się go
zniszczyć.
- W takim razie ktoś musi go
strzec. Ewentualnie można go ukryć.
- Stworzenia nocy… potrzebna nam
jest czarownica, wampir i wilkołak?
- I kapłan.
- Skąd go weźmiemy?
- Może nim być każda osoba o
magicznej mocy. Czarownica, szaman i tym podobne osoby.
- Szaman nie jest istotą nocy?
- Nie.
Skrzyżowałam
ręce na piersiach i zaczęłam podejrzliwie przyglądać się chłopakowi. Przymrużyłam
oczy dla lepszego efektu.
- Jaki masz w tym interes i
gdzie jest haczyk?
Wampir
wybuchł śmiechem. Po raz pierwszy w życiu słyszałam jego szczery śmiech. Przeszedł
mnie lekki dreszcz przerażenia, nie wiedziałam co mu chodzi po głowie. Kiedy
się uspokoił podjęliśmy dalszą rozmowę.
- Interes? Hmmm… chciałbym żebyś
zerwała z tym pchlarzem. On nie jest wart ciebie i nie mogę patrzeć jak się
przy nim marnujesz. Haczyk? Potrzeba ogromnej mocy kapłana, by odesłać kogoś
tak potężnego jak Teresa.
Tym
razem ja wybuchłam głośnym śmiechem, lecz nie mogłam się tak łatwo opanować.
- Ty naprawdę myślisz, że zerwę
z Xavierem? – powiedziałam przez łzy. – I co? Może jeszcze do ciebie wrócę? –
nie mogłam dalej mówić przez kolejny atak śmiechu.
- Nie wymagam tego od ciebie.
Tylko radzę – odpowiedział beznamiętnie.
Zadzwonił
dzwonek na przerwę. Z klas zaczęły wychodzić tłumy uczniów. Nadal nikt nie
zwracał na nas uwagi. Dziwne. Duchem nie jestem.
- Kapłanem będę ja. Dziś
wieczorem na skraju lasu przy skrzyżowaniu Diamond Street z Bridget Street.
- Będę na miejscu – odpowiedział
i wyszedł ze szkoły.
- Alex! – zawołałam za nim.
Nie
zatrzymał się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz