sobota, 3 września 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 16.


            Alex stał zaraz za drzwiami wejściowymi do szkoły. Na jego widok stanęłam jak wryta, ledwo co po przekroczeniu progu. Staliśmy naprzeciwko siebie dłuższą chwilę. Patrzył na mnie mając na twarzy figlarny uśmieszek i roześmiane oczy, nie wiem co go tak bawiło. Ludzie przechodzili obok jakby w ogóle nie zauważali całej tej sytuacji.
- Cześć – powiedział Alex.
- Cześć – odpowiedziałam.
- Co u ciebie?
- Czego chcesz? – zapytałam. Nie zamierzałam bawić się z nim w kotka i myszkę.
- Chciałem być uprzejmy, ale skoro wolisz przejść do konkretów to nie widzę problemu.
            W ogóle nie przypominał szarmanckiego wampira, którego poznałam na początku roku szkolnego. Teraz był pewnym siebie i bezczelnym nastolatkiem. W dodatku rozpieszczonym.
- Po tym co mi zrobiłeś nie powinnam z tobą nawet rozmawiać.
            Westchnął.
- Wiem i chciałem cię za to bardzo przeprosić. Nie martw się, zostałem naprawdę surowo ukarany – jego twarz spoważniała, przemknął przez nią wyraz lęku. Uwierzyłam mu, jego reakcja dała mi pewność, że dostał porządną nauczkę.
- Zdajesz sobie sprawę, że nigdy ci tego nie wybaczę ani nie zapomnę.
- Tak.
- To dobrze. Powtórzę raz jeszcze swoje pytanie, jeśli znowu nie odpowiesz to idę. Czego ode mnie chcesz? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
            Odchrząknął.
- Widziałem cię jakieś dwa tygodnie temu w lesie, był środek nocy. Rozmawiałaś z pewną kobietą, która była uderzająco do ciebie podobna. Potem zaczęłyście walczyć, rzucać czary. Czemu nie powiedziałaś, że jesteś czarownicą?
- Do niedawna jeszcze sama o tym nie wiedziałam. Przez ostatnie 4 miesiące moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Coś jeszcze?
- Kim była ta kobieta? Gdybym nie znał twojej mamy pomyślałbym, że to ona nią jest.
- Nie twoja sprawa.
- Erica, proszę powiedz.
            Tym razem ja westchnęłam. Wyglądał na szczerze przejętego tematem.
- Moi biologiczni rodzice nie żyją. Lisa była przyrodnią siostrą mojej mamy, dlatego razem z mężem się mną zajęli. Moja babka i matka były czarownicami, ale po śmierci mamy babka nie chciała mnie uczyć. Dopiero niedawno poznałam prawdę. Znasz historię wielkiej wojny?
- Tak.
- Ta kobieta to Teresa. Chce mnie zabić, by zostać najpotężniejszą czarownicą na świecie i nim rządzić. Jestem potomkinią Hekate. Umierając wypowiedziała pewne zaklęcie przekazując całą swoją moc nienarodzonemu dziecku. Tym bachorem byłam ja. Teraz jej siostra mnie ściga. Super, prawda? W porównaniu z tym, to co mi zrobiłeś to drobnostka – zakończyłam ironicznie.
            Alex milczał. Widać analizował informacje i łączył je w sensowną całość. Dzwonek na lekcje był już dawno, ale nigdzie nie kręcił się żadne nauczyciel. Miałam wrażenie jakby szkoła była opustoszała lub ludzie po prostu bali się nam przerywać. Tak czy owak, nawet skrucha Alexa sprawiała, że gniew we mnie przybierał na sile.
- Powiesz coś czy mam iść? – zapytałam zirytowana.
- Przykro mi.
- Tylko tyle?! Serio?! – wytrzeszczyłam oczy na niego.
- Przykro mi, że twoi rodzice nie żyją. Musisz teraz przez całe to piekło sama przechodzić.
- Mam Hope i Xaviera.
- A czy oni są w stanie pomóc ci pokonać Teresę?
            Otworzyłam usta, by mu się odgryźć, ale zaraz je zamknęłam. Niestety, miał rację.
- Sama sobie dam radę. Nie mam zamiaru mieszać ich w to więcej.
- Erica, jaka ty jesteś uparta! – złapał się za głowę.
- I co? Może jeszcze mi powiesz, że się o mnie martwisz?
- Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Wierz mi.
- Rzuciłeś na mnie wampirzy urok. Gdybyś mnie kochał nie zrobiłbyś tego, w ogóle nie piłbyś mojej krwi. Wiedziałeś, że to zakazane. Mam ci teraz w cokolwiek uwierzyć?
            Zaczęłam odchodzić w swoim kierunku kiedy głos chłopaka przerwał panującą na korytarzu ciszę.
- A jeśli ci powiem, że jest pewien rytuał, dzięki któremu można odesłać daną osobę w zaświaty lub stamtąd skąd przybyła?
            Kolejny raz mnie zatkało i stanęłam na środku jak wryta. Zaczęłam powoli odwracać się w stronę Alexa z pytającym wyrazem twarzy.
- Co tak patrzysz? Przyjaciele ci o nim nie powiedzieli? – zapytał z sarkazmem.
- Co to za rytuał?
- Odwołania. Appellatio ritual.
- Jak się odbywa?
- Stosowało się go przede wszystkim na demony w dawnych czasach. Należy osobnika złapać, przywiązać do drzewa lub zamknąć w klatce, jak kto woli. Przedstawiciele każdej z ras stworzeń nocy zbierają do misy trochę własnej krwi, należy dodać odpowiednie składniki i zioła do tego. Recytując zaklęcie kapłan wylewa zawartość na odsyłanego, ten staje w płomieniach i zostaje przeniesiony do otchłani.
- Dlaczego mi to proponujesz?
- Sama nie dasz rady pokonać tej wiedźmy. Nie zrobi też tego twoja znajoma wróżka ani kundel. Zresztą jak mam wybierać, po której jestem stronie to wybieram ciebie, bo jesteś ładniejsza od Teresy – po tych słowach uśmiechnął się do mnie zalotnie.
            Obrzuciłam go najbardziej morderczym spojrzeniem jakie umiałam zrobić.
- Jeśli odeślemy Teresę do otchłani może znowu powrócić.
- Nie jeśli zniszczymy sztylet twojej babki.
- Z tego co wiem nie da się go zniszczyć.
- W takim razie ktoś musi go strzec. Ewentualnie można go ukryć.
- Stworzenia nocy… potrzebna nam jest czarownica, wampir i wilkołak?
- I kapłan.
- Skąd go weźmiemy?
- Może nim być każda osoba o magicznej mocy. Czarownica, szaman i tym podobne osoby.
- Szaman nie jest istotą nocy?
- Nie.
            Skrzyżowałam ręce na piersiach i zaczęłam podejrzliwie przyglądać się chłopakowi. Przymrużyłam oczy dla lepszego efektu.
- Jaki masz w tym interes i gdzie jest haczyk?
            Wampir wybuchł śmiechem. Po raz pierwszy w życiu słyszałam jego szczery śmiech. Przeszedł mnie lekki dreszcz przerażenia, nie wiedziałam co mu chodzi po głowie. Kiedy się uspokoił podjęliśmy dalszą rozmowę.
- Interes? Hmmm… chciałbym żebyś zerwała z tym pchlarzem. On nie jest wart ciebie i nie mogę patrzeć jak się przy nim marnujesz. Haczyk? Potrzeba ogromnej mocy kapłana, by odesłać kogoś tak potężnego jak Teresa.
            Tym razem ja wybuchłam głośnym śmiechem, lecz nie mogłam się tak łatwo opanować.
- Ty naprawdę myślisz, że zerwę z Xavierem? – powiedziałam przez łzy. – I co? Może jeszcze do ciebie wrócę? – nie mogłam dalej mówić przez kolejny atak śmiechu.
- Nie wymagam tego od ciebie. Tylko radzę – odpowiedział beznamiętnie.
            Zadzwonił dzwonek na przerwę. Z klas zaczęły wychodzić tłumy uczniów. Nadal nikt nie zwracał na nas uwagi. Dziwne. Duchem nie jestem.
- Kapłanem będę ja. Dziś wieczorem na skraju lasu przy skrzyżowaniu Diamond Street z Bridget Street.
- Będę na miejscu – odpowiedział i wyszedł ze szkoły.
- Alex! – zawołałam za nim.
            Nie zatrzymał się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz