Dzień
płynął leniwie. Siedziałam z Xavierem na werandzie mojego domu. Na dworze
robiło się coraz cieplej, ale i tak popijaliśmy gorącą kawę z kardamonem.
Chłopak obejmował mnie ramieniem, nic nie mówiąc. Podziwialiśmy zachód Słońca w
ciszy.
Od
spotkania z Alexem minęło sporo czasu. Xavier i Hope nie byli zadowoleni z
pomysłu rytuału odesłania, ale uparłam się, że go odprawimy. Mi też nie
pasowała współpraca z Alexem, lecz był jedynym wampirem, który mógł nam pomóc.
Żadnego innego nie znałam, zresztą nie chciałam mieszać w moje problemy
“rodzinne” kolejnej osoby trzeciej.
Znowu
całymi dniami czytałam z Hope stare księgi i rękopisy szukając opisu rytuału.
Teoretycznie powinniśmy go szybko znaleźć, był dość znanym sposobem odsyłania
demonów, ale teraz kiedy go potrzebowaliśmy na już, to nigdzie nie mogłyśmy go
znaleźć. Co za ironia losu.
Przez
ostatnie trzy tygodnie nie śniła mi się Teresa. Byłam z tego faktu bardzo
zadowolona. Shadowsong i Hellscream twierdzili, że coś knuje. Też tak
podejrzewałam. Król Puszczy i Smok poparli mnie w sprawie rytuału. Uważali, że
skoro nie jestem w stanie zabić Teresy to jest to najlepszy sposób na jej
pokonanie. Potem moja rodzina miała zostać strażnikami sztyletu, by nikt nigdy
nie przywołał tej wiedźmy z powrotem. Zresztą Shadowsong powiedział, że taka
niewinna istota jak ja nie powinna w tak młodym wieku splamić swych rąk krwią.
W tym znowu ja go popierałam. Nie byłabym w stanie zabić człowieka.
Teraz
powoli rozumiałam słowa przepowiedni, którą znalazła dla mnie pani Penelopa.
Stara krew nową krwią,
Jedno słowo gorzkimi łzami,
Dziecię Słońca pomiotem księżyca,
Zdrajca ocaleniem.
“Stara
krew nową krwią”, Hekate oddała mi całą swą moc, w dodatku byłam jej
potomkinią. “Zdrajca ocaleniem”, Alex mnie zdradził, uwiódł i wykorzystał, a
teraz jego pomysł mógł nas wszystkich uratować. Nie wiedziałam jedynie co
oznaczają dwa, środkowe wersy. Zagadki nigdy nie były moją mocną stroną.
Jedyny
problem stanowił sposób schwytania Teresy. Nie mieliśmy pojęcia jakiej przynęty
użyć, ani jak ją pochwycić. To było dla nas nie lada wyzwanie.
Wróciłam
myślami na ziemię. Dalej znajdowałam się w ramionach Xaviera. Dałam mu buziaka
w policzek. Uśmiechnął się, odstawił kubek, chwycił mnie za podbródek i nasze
usta złączyły się w cudownym pocałunku. Dłonią pieściłam jego szyję i kark. Przy
nim wszystkie problemy znikały, czułam się bezpieczna. Nie potrafiłam opisać
słowami jak bardzo go kocham, anie też nie umiałam tego okazać czynami.
Słońce
schowało się za linią horyzontu. Zaczynało się ściemniać. Dziś była pełnia.
Xavier pocałował mnie czule na pożegnanie i pobiegł w ciemność, by w wilczej
postaci wyładować zebraną przez miesiąc energię. Niby chłopak mógł się zmieniać
w wilkołaka nie tylko podczas pełni, ale wiele to go kosztowało, a nie ma nic
lepszego dla zmiennokształtnego niż bieganie w zwierzęcej postaci w tym
magicznym czasie. Każde stworzenie nocy odczuwało niezwykłą siłę księżyca. Podobno
podczas pełni tak bardzo emanowałam magią, że tworzyła ona wokół mnie lekką,
srebrną poświatę.
Wróciłam
do domu, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Jutro miało się
odbyć kolejne spotkanie w sprawie rytuału. Wolałam mieć na to sporo sił.
~~
- Nie ma mowy – krzyknął Xavier uderzając pięscią w
moje biurko.
- Auu, skarbie nie niszcz mi mebli – powiedziałam
beznamiętnie.
- Przepraszam – rzucił w moją stronę. Zwrócił się
ponownie do Alexa wskazując go palce. – Erica nie będzie przynętą.
Alex
stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Patrzył
wściekle na mojego chłopaka. Bałam się, że zaraz rzucą się sobie do gardeł.
-Zrozum w końcu, że Erica jest jedyną osobą, do której
przyjdzie Teresa. Myślisz, że co? Staniesz na środku polany, zawołasz ją po
imieniu i od razu przybiegnie na twoją prośbę? – wycedził przez zęby wampir w
odpowiedzi.
- Nie, ale musi istanieć inny sposób by jej tak nie
narażać – warknął Xavier.
- Ale go nie ma – odpowiedział tamten.
Ja i
Hope jedynie patrzyłyśmy na kłócących się bez sensu chłopaków w milczeniu.
Zachowywali się jak dzieci. Postanowiłam to przerwać.
- Spokój! – krzyknęłam. – Alex ma rację, tylko ja
jestem w stanie zwabić Teresę. Koniec, kropka. Postanowione.
- Nie zgadzam się – zaoponował Xavier.
- Nie masz wyboru – odparłam.
- Dlaczego chcesz się tak narażać? – zapytał.
- Bo chcę, by ten cały koszmar się skończył – łzy
popłynęły po moich policzkach ciepłym strumieniem.
Xavier
podszedł i mnie mocno przytulił. Ukryłam twarz w zagłebieniu na jego szyi.
Gładził mnie po włosach. Działało to bardzo kojąco. W końcu opanowałam płacz i
odwróciłam się do pozostałych. Patrzyli na mnie, Hope ze współczuciem w oczach,
Alex bez emocji, lecz z mocno zaciśniętą szczęką. Czyżby zżerała go zazdrość?
Poczułam dziką satysfakcję w duchu.
Jeszcze
parę godzin doskonaliliśmy nasz plan odesłania Teresy. Wieczorem kiedy goście
już poszli, wyszłam do małego ogródka pełnego kwiatów, który Lisa bardzo
sumiennie pielęgnowała. Czekali już tam na mnie Shadowsong i Hellscream.
- Wszystko wiecie? – zapytałam choć znałam odpowiedź.
- Tak – odpowiedzieli wspólnie.
- Uważacie, że to dobry pomysł? – usiadłam na małej
ławeczce.
- Wampir ma rację, innej opcji nie ma – rzekł smutno
Hellscream.
- To prawda – przytaknął mu Shadowsong.
Spojrzałam
na stwory. Obydwaj wydawali się być smutni.
- Co się dzieje? – zapytałam zmartwiona.
- To jest niezwykle niebezpieczne zadanie, co jeśli
coś ci się stanie? – zapytał Hellscream.
Wstałam
i objęłam obydwu tyle ile mogłam.
- Nie bójcie się. Wszystko jest zaplanowane, będzie
dobrze – powiedziałam choć sama pewności do własnych słów nie miałam.
- Mam nadzieję – rzekł Shadowsong.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz