wtorek, 19 lipca 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 3.



            Hope wpadła do mojego pokoju jak burza. Ewidentnie była czymś bardzo podekscytowana.
- Rozmawiałam z moją kuzynką Crystal.
- O czym? – zapytałam zdziwiona.
- O twoim sztylecie.
            Westchnęłam.
- Dałabyś sobie już z tym spokój. Bez przesady, ale to zwykły nóż.
- Właśnie nie. To jest sztylet starożytnych patronów runów. Zobacz na ostrze, wyryte są na nim runy bitewne, natomiast na rękojeści są runy ochronne.
            Wzięłam do ręki broń i zaczęłam jej się przyglądać. Istotnie, miała wyryte jakieś nieznane mi symbole.
- Nigdy nie uczono mnie dokładnie runów, znam tylko  parę dosłownie, dlatego nie miałam pewności, ale Crystal potwierdziła moje przeczucia – kontynuowała Hope.
- Skąd moja babcia miałaby u siebie coś takiego? Ona nawet horoskopów nie czytała, tym bardziej nie interesowała się magią.
- Nie mam pojęcia Erica, jak to się u niej znalazło, ale dawne pisma mówią same za siebie. Spójrz.
            Podała mi grubą księgę oprawioną w skórę. Na starym, zżółkniętym pergaminie ktoś węglem stworzył idealną kopię mojego sztyletu. Ten sam kształt, te same zdobienia. I te same runy. Zaczęłam czytać dołączony do ilustracji opis. Tekst był po łacinie, ale na szczęście babcia nalegała, bym uczyła się w dzieciństwie tego martwego języka.
            „Sztylet stworzony ze stopu najszlachetniejszego srebra, wydobywanego w Górach Argentum Lunae. Śmiertelna broń przeciwko stworzeniom nocy. Wyryte na ostrzu i rękojeści runy bitewne oraz ochronne, nadają temu artefaktowi wyjątkowej mocy magicznej, zdolnej…” I tu się manuskrypt urywał. Niczego nowego się nie dowiedziałam, to co przeczytałam wiedziałam już wcześniej do Hope.
- Co to są Góry Argentum Lunae? – zapytałam.
- Co? – przyjaciółka otworzyła szeroko oczy.
- Te góry, gdzie były kopalnie, z których wydobywano srebro.
- Potrafisz przeczytać ten rękopis?
- Tak.
- Jakim cudem?
- Kiedy byłam  mała uczyłam się łaciny.
            Dziewczyna patrzyła na mnie zszokowana. Wiem, że nauka łaciny w wieku 6 lat nie jest normalna, ale to była jedyna rzecz, którą babcia wymagała od moich rodziców, w związku z moim wychowaniem.
- Argentum Lunae to pasmo górskie, istniejące w starożytności. W czasach kiedy żyła Hekate, wydobywano stamtąd srebro, które idealnie przewodzi impulsy magiczne. Wiedźmy jako pierwsze opanowały sztukę stopu metali.
- Opowiedz mi więcej o Hekate – poprosiłam.
- Jak już ci kiedyś wspominałam, jest uznawana za matkę wszystkich czarownic. Ludzie mówią, że żyła w czasach Conana, kiedy istniała jeszcze Atlantyda. Nic z tego nie jest prawdą. Z naukowego punktu widzenia, można by powiedzieć, że Hekate żyła w czasach prehistorycznych. Była szamanką jednego plemienia. Nikt tak naprawdę nie wie, skąd pochodziło źródło jej mocy. Nie wiemy też czy przed nią żyły inne czarownice. Pierwsze zapiski są właśnie o niej i jej młodszej siostrze, Teresie. Umiejętności Hekate przyciągały tłumy ciekawskich. Była świetną zielarką. Zaczęła przekazywać wiedzę innym, tak narodził się pierwszy w historii sabat. U coraz większej liczby osób budziły się ukryte moce. Teresa bardzo zazdrościła siostrze osiągnięć. Zawiązała własny sabat i wraz z nim odeszła z plemienia. Przez wiele lat nie było o niej żadnych wieści. Pewnego dnia powróciła i ogłosiła się samozwańczą królową czarownic. Większość kobiet poparła jednak Hekate. Rozpoczęła się długa i krwawa wojna. Sabat Hekate sprzymierzył się z wilkołakami, Teresa połączyła siły z wampirami. Śmierć zbierała żniwo każdego dnia. Podczas jednej bitwy Hekate udało się pokonać młodszą siostrę, ale sama straciła przy tym życie. Poświęciła się dla nas wszystkich, nie tylko dla czarownic. Plagi opuściły świat, a wampiry za pomoc Teresie zostały ukarane klątwą. Od tamtej pory słońce jest ich wrogiem. Kiedy czarownice ujrzały potęgę wilkołaków, również i na nie rzuciły klątwę, by zmieniać mogły się jedynie podczas pełni. Wilkom się to nie spodobało, uznali to za zdradę, ale nie będę wchodzić w szczegóły, to bardzo długa historia. Opowiem ci ją innym razem. Po śmierci Hekate czarownice dalej przykazywały jej mądrość innym, powstawały kolejne sabaty, odrywano nowe umiejętności, na przykład zaklinanie zwierząt. Runy broniły naszych przodków przed demonami, które Teresa przywołała z otchłani, po zakończonej wojnie jeszcze przez wiele wieków ludzie byli nękani przez te stwory. Patroni runów odsyłali je tam, skąd przybyły. – zakończyła opowieść Hope.
            Nastała niezręczna cisza. Analizowałam dokładnie każde słowo opowieści. Nie wiedziałam co powiedzieć. Moja przyjaciółka szczerze wierzyła, że te wydarzenia miały miejsce naprawdę. Ja czułam się rozdarta. Z jednej strony brzmiało to absurdalnie, z drugiej strony, jeszcze pół roku temu wyśmiałabym osobę, która by mi powiedziała, że wampiry istnieją naprawdę, a nie tylko w Zmierzchu. Każdy w coś wierzył.
- Czy twoja kuzynka, Crystal, mówiła może skąd mógł się ten sztylet znaleźć w mojej rodzinie? – przełknęłam głośno ślinę.
- Nie, ale możemy ją o to zapytać. Wczoraj przyjechała do nas w odwiedziny. Zresztą już dawno stwierdziła, że chce cię poznać – Hope wyglądała na rozpromienioną.
- Chętnie się z nią spotkam. Zaczyna fascynować mnie wasza moc. Zielarstwo, zaklęcia, lubię o tym słuchać. Sama chciałabym mieć taką wiedzę i umiejętności jak ty – wyznałam.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chętnie cię zapoznam z moim światem. Zielarstwa każdy może się nauczyć. Mogę ci o tym mówić 24 godziny na dobę.
- W takim razie słucham cię – wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. 

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba, fascynuje mnie Twoja wyobraźnia :) Nie sądziłam, że zapowiada się na dłuższą historię, ale nie powiem, żebym się nie cieszyła :P Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń