Hope
wpadła do mojego pokoju jak burza. Ewidentnie była czymś bardzo podekscytowana.
- Rozmawiałam z moją kuzynką Crystal.
- O czym? – zapytałam zdziwiona.
- O twoim sztylecie.
Westchnęłam.
- Dałabyś sobie już z tym spokój. Bez przesady, ale to
zwykły nóż.
- Właśnie nie. To jest sztylet starożytnych patronów
runów. Zobacz na ostrze, wyryte są na nim runy bitewne, natomiast na rękojeści
są runy ochronne.
Wzięłam
do ręki broń i zaczęłam jej się przyglądać. Istotnie, miała wyryte jakieś
nieznane mi symbole.
- Nigdy nie uczono mnie dokładnie runów, znam
tylko parę dosłownie, dlatego nie miałam
pewności, ale Crystal potwierdziła moje przeczucia – kontynuowała Hope.
- Skąd moja babcia miałaby u siebie coś takiego? Ona
nawet horoskopów nie czytała, tym bardziej nie interesowała się magią.
- Nie mam pojęcia Erica, jak to się u niej znalazło,
ale dawne pisma mówią same za siebie. Spójrz.
Podała
mi grubą księgę oprawioną w skórę. Na starym, zżółkniętym pergaminie ktoś
węglem stworzył idealną kopię mojego sztyletu. Ten sam kształt, te same
zdobienia. I te same runy. Zaczęłam czytać dołączony do ilustracji opis. Tekst
był po łacinie, ale na szczęście babcia nalegała, bym uczyła się w dzieciństwie
tego martwego języka.
„Sztylet
stworzony ze stopu najszlachetniejszego srebra, wydobywanego w Górach Argentum Lunae. Śmiertelna broń przeciwko stworzeniom nocy. Wyryte na ostrzu i
rękojeści runy bitewne oraz ochronne, nadają temu artefaktowi wyjątkowej mocy
magicznej, zdolnej…” I tu się manuskrypt urywał. Niczego nowego się nie
dowiedziałam, to co przeczytałam wiedziałam już wcześniej do Hope.
- Co to są Góry Argentum Lunae? – zapytałam.
- Co? – przyjaciółka otworzyła szeroko
oczy.
- Te góry, gdzie były kopalnie, z
których wydobywano srebro.
- Potrafisz przeczytać ten rękopis?
- Tak.
- Jakim cudem?
- Kiedy byłam mała uczyłam się łaciny.
Dziewczyna
patrzyła na mnie zszokowana. Wiem, że nauka łaciny w wieku 6 lat nie jest
normalna, ale to była jedyna rzecz, którą babcia wymagała od moich rodziców, w
związku z moim wychowaniem.
- Argentum Lunae to pasmo górskie, istniejące w
starożytności. W czasach kiedy żyła Hekate, wydobywano stamtąd srebro, które
idealnie przewodzi impulsy magiczne. Wiedźmy jako pierwsze opanowały sztukę
stopu metali.
- Opowiedz mi więcej o Hekate –
poprosiłam.
- Jak już ci kiedyś wspominałam, jest uznawana za
matkę wszystkich czarownic. Ludzie mówią, że żyła w czasach Conana, kiedy
istniała jeszcze Atlantyda. Nic z tego nie jest prawdą. Z naukowego punktu
widzenia, można by powiedzieć, że Hekate żyła w czasach prehistorycznych. Była
szamanką jednego plemienia. Nikt tak naprawdę nie wie, skąd pochodziło źródło
jej mocy. Nie wiemy też czy przed nią żyły inne czarownice. Pierwsze zapiski są
właśnie o niej i jej młodszej siostrze, Teresie. Umiejętności Hekate
przyciągały tłumy ciekawskich. Była świetną zielarką. Zaczęła przekazywać
wiedzę innym, tak narodził się pierwszy w historii sabat. U coraz większej
liczby osób budziły się ukryte moce. Teresa bardzo zazdrościła siostrze
osiągnięć. Zawiązała własny sabat i wraz z nim odeszła z plemienia. Przez wiele
lat nie było o niej żadnych wieści. Pewnego dnia powróciła i ogłosiła się
samozwańczą królową czarownic. Większość kobiet poparła jednak Hekate.
Rozpoczęła się długa i krwawa wojna. Sabat Hekate sprzymierzył się z
wilkołakami, Teresa połączyła siły z wampirami. Śmierć zbierała żniwo każdego
dnia. Podczas jednej bitwy Hekate udało się pokonać młodszą siostrę, ale sama
straciła przy tym życie. Poświęciła się dla nas wszystkich, nie tylko dla
czarownic. Plagi opuściły świat, a wampiry za pomoc Teresie zostały ukarane
klątwą. Od tamtej pory słońce jest ich wrogiem. Kiedy czarownice ujrzały potęgę
wilkołaków, również i na nie rzuciły klątwę, by zmieniać mogły się jedynie
podczas pełni. Wilkom się to nie spodobało, uznali to za zdradę, ale nie będę
wchodzić w szczegóły, to bardzo długa historia. Opowiem ci ją innym razem. Po
śmierci Hekate czarownice dalej przykazywały jej mądrość innym, powstawały
kolejne sabaty, odrywano nowe umiejętności, na przykład zaklinanie zwierząt.
Runy broniły naszych przodków przed demonami, które Teresa przywołała z
otchłani, po zakończonej wojnie jeszcze przez wiele wieków ludzie byli nękani
przez te stwory. Patroni runów odsyłali je tam, skąd przybyły. – zakończyła
opowieść Hope.
Nastała
niezręczna cisza. Analizowałam dokładnie każde słowo opowieści. Nie wiedziałam
co powiedzieć. Moja przyjaciółka szczerze wierzyła, że te wydarzenia miały
miejsce naprawdę. Ja czułam się rozdarta. Z jednej strony brzmiało to
absurdalnie, z drugiej strony, jeszcze pół roku temu wyśmiałabym osobę, która
by mi powiedziała, że wampiry istnieją naprawdę, a nie tylko w Zmierzchu. Każdy
w coś wierzył.
- Czy twoja kuzynka, Crystal, mówiła może skąd mógł
się ten sztylet znaleźć w mojej rodzinie? – przełknęłam głośno ślinę.
- Nie, ale możemy ją o to zapytać. Wczoraj przyjechała
do nas w odwiedziny. Zresztą już dawno stwierdziła, że chce cię poznać – Hope
wyglądała na rozpromienioną.
- Chętnie się z nią spotkam. Zaczyna fascynować mnie
wasza moc. Zielarstwo, zaklęcia, lubię o tym słuchać. Sama chciałabym mieć taką
wiedzę i umiejętności jak ty – wyznałam.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chętnie cię
zapoznam z moim światem. Zielarstwa każdy może się nauczyć. Mogę ci o tym mówić
24 godziny na dobę.
- W takim razie słucham cię – wyszczerzyłam zęby w
szerokim uśmiechu.
Bardzo mi się podoba, fascynuje mnie Twoja wyobraźnia :) Nie sądziłam, że zapowiada się na dłuższą historię, ale nie powiem, żebym się nie cieszyła :P Pozdrawiam i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam ^.^
Usuń