Od
historii z Alexem minęło sporo czasu. Zdążyłam już dojść do siebie, w szpitalu
wydobrzałam i odpoczęłam jak nigdy. Nie raz słyszałam, że miałam szczęście. Nie
przemienił mnie w wampira, choć wszystko wskazuje na to, że planował to. Nie
widziałam go od jego walki z Xavierem w lesie. Nieprzytomnego, zabraliśmy go do
domu i słuch po nim zaginął. Nikt nie wie co się z nim stało. Nie raz widziałam
Carmen Wright pod ratuszem, ale nawet jej mąż, Victor, od pewnego czasu nie
pokazuje się nigdzie publicznie.
Dla
mnie to już nie było ważne. Postanowiłam nie żyć więcej przeszłością i zacząć
od nowa swoją przygodę w Moonlight Falls.
Miałam
przy swoim boku Xaviera i Hope. Byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi,
wiedziałam, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Żałowałam, że nie mam
magicznych zdolności jak oni. Byli zdolni mnie obronić przed wszystkim i nie
wahali się przed tym, ale ja, zwykły człowiek, nie byłam w stanie odwdzięczyć
im się w ten sam sposób. Bardzo nad tym ubolewałam.
Z
Xavierem i Hope spędzałam każdą wolną chwilę. Wiedzieliście, że z wilkołakiem
można się bawić w aportowanie? Studiowanie czarów z Hope było równie ciekawe.
Zazdrościłam jej umiejętności.
Przyjaciółka
dalej szukała informacji na temat mojego srebrnego sztyletu. Twierdziła, że nie
jest to zwyczajny nożyk. Dobra, nie wnikam, widocznie nie miała nic lepszego do
roboty.
Nadeszła
zima. Świat zniknął pod warstwą białego puchu. Staliśmy na balkonie patrząc na
padający z nieba śnieg, Xavier przytulał mnie od tyłu. Miałam na sobie swój
ulubiony sweter w szaro-czarne pasy. Nieoficjalnie byliśmy ze sobą. Wspólnie z
Xavierem podjęliśmy decyzję, że na razie nikomu nie powiemy o tym, co nas
łączy. Nawet Hope, ale wiedziałam, że ta dziewczyna już się domyśla wszystkiego
i to tylko kwestia czasu kiedy zacznie mnie wypytywać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz