środa, 27 lipca 2016

MOONDANCE - Rozdział II - część 5.



- Dziecko drogie, o czym tym mówisz? – Lisa wyglądała na przerażoną.
- Oczywiście, że nimi jesteśmy – powiedział Thomas.
- Dlaczego nie powiedzieliście, że babcia Doris była czarownicą?
            Mama usiadła bez sił, zaczęła szlochać, a tata położył rękę na jej ramieniu. Za oknem zobaczyłam Hope i Crystal. Uśmiechnęły się słabo do mnie. Odwzajemniłam.
- Chcieliśmy ci powiedzieć, w odpowiedniej chwili… - zaczęła kobieta.
- Słucham teraz, chcę poznać prawdę – powiedziałam.
- Doris była czarownicą, bardzo dobrą oraz niezwykle potężną. Twoja mama również… - głos jej się załamał. – Agatha była najcudowniejszą siostrą na świecie. Widzisz, wychowałam się w domu dziecka. Wiele starszych dzieci znęcało się tam nade mną, zabierali jedzenie, zabawki i ubrania. Często chodziłam głodna przez kilka dni. Nie tylko mnie spotkał tam taki los, ogólnie najmłodsi mieli ciężko tam. Pewnego dnia uciekłam, na ulicy znalazła mnie babcia Doris, zabrała mnie na pizzę, a potem poszłam z nią z powrotem do domu dziecka. Tam powiedziała, że chce mnie adoptować. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Agatha miała wtedy osiem lat, a ja pięć. Twój dziadek już wtedy nie żył, zmarł cztery lata wcześniej. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tyle uczucia i ciepła. Twoja babcia szkoliła Agathę w sztuce magicznej codziennie. Była bardzo wymagająca. W końcu dorosłyśmy, każda z nas znalazła sobie męża – przy tych słowach ścisnęła dłoń Thomasa. – Twoja mama wyszła za Williama Danielsa. Urodziłaś się ty, zostałam wybrana na twoją matkę chrzestną. Byłaś taka śliczna i słodka. Kropla w kroplę jak Agatha. Ja nie mogę mieć dzieci, ale wierz mi, że kochałam i nadal kocham cię jak własną córkę. Dwa lata później twoi rodzice mieli wypadek. Zginęli na miejscu. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Razem z Thomasem postanowiliśmy się tobą zaopiekować i wychować cię najlepiej jak potrafimy. Niestety babcia Doris załamała się po stracie córki, zamknęła się w sobie. Przez długi czas… nie chciała nas odwiedzać ze względu na ciebie. Za bardzo jej przypominałaś Agathę, przez co nie chciała cię szkolić na czarownicę. Kazała nam jedynie wysłać cię na naukę łaciny. Jednak tuż przed śmiercią zaczęła tego bardzo żałować. Miała jedynie nadzieję, że jej to kiedyś wybaczysz. Teraz i my prosimy cię o wybaczenie, powinniśmy ci wyznać prawdę wcześniej – zakończyła cicho.
            Nie wiedziałam co myśleć. Czułam jedną, wielką pustkę w środku. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Cisza przedłużała się w nieskończoność. Zastanawiałam się co powiedzieć. Lisa cicho szlochała wtulona w męża. Kiedy na nich patrzyłam, nagle zrobiło mi się ciepło na sercu. Kochałam ich, byli moimi rodzicami. Co z tego, że nie biologicznymi? Włożyli serca w wychowanie mnie, traktowali jak własną córkę.
- Nie mam wam czego wybaczać. Powinnam wam podziękować za te wszystkie lata, za opiekę nade mną. Kocham was – podeszłam i przytuliłam ich najmocniej jak potrafiłam.
- Nie jesteś na nas zła? – zapytał tata.
- Nie. Zrobiliście to dla mojego dobra.
- Nasza kochana córeczka – pocałował mnie w czubek głowy.
            Spojrzałam za okno. Dziewczyny się uśmiechały szeroko do mnie, Hope uniosła kciuki do góry, a Crystal zrobiła z dłoni serduszko. Zaśmiałam się i machnęłam ręką, by weszły do środka. Naraz zauważyłam padający leniwie śnieg. Zbliżały się święta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz