- Dziecko drogie, o czym tym mówisz? – Lisa wyglądała
na przerażoną.
- Oczywiście, że nimi jesteśmy – powiedział Thomas.
- Dlaczego nie powiedzieliście, że babcia Doris była
czarownicą?
Mama
usiadła bez sił, zaczęła szlochać, a tata położył rękę na jej ramieniu. Za
oknem zobaczyłam Hope i Crystal. Uśmiechnęły się słabo do mnie. Odwzajemniłam.
- Chcieliśmy ci powiedzieć, w odpowiedniej chwili… -
zaczęła kobieta.
- Słucham teraz, chcę poznać prawdę – powiedziałam.
- Doris była czarownicą, bardzo dobrą oraz niezwykle
potężną. Twoja mama również… - głos jej się załamał. – Agatha była
najcudowniejszą siostrą na świecie. Widzisz, wychowałam się w domu dziecka. Wiele
starszych dzieci znęcało się tam nade mną, zabierali jedzenie, zabawki i
ubrania. Często chodziłam głodna przez kilka dni. Nie tylko mnie spotkał tam
taki los, ogólnie najmłodsi mieli ciężko tam. Pewnego dnia uciekłam, na ulicy
znalazła mnie babcia Doris, zabrała mnie na pizzę, a potem poszłam z nią z
powrotem do domu dziecka. Tam powiedziała, że chce mnie adoptować. To był
najpiękniejszy dzień w moim życiu. Agatha miała wtedy osiem lat, a ja pięć.
Twój dziadek już wtedy nie żył, zmarł cztery lata wcześniej. Nigdy wcześniej
nie doświadczyłam tyle uczucia i ciepła. Twoja babcia szkoliła Agathę w sztuce
magicznej codziennie. Była bardzo wymagająca. W końcu dorosłyśmy, każda z nas
znalazła sobie męża – przy tych słowach ścisnęła dłoń Thomasa. – Twoja mama
wyszła za Williama Danielsa. Urodziłaś się ty, zostałam wybrana na twoją matkę
chrzestną. Byłaś taka śliczna i słodka. Kropla w kroplę jak Agatha. Ja nie mogę
mieć dzieci, ale wierz mi, że kochałam i nadal kocham cię jak własną córkę. Dwa
lata później twoi rodzice mieli wypadek. Zginęli na miejscu. Nie mogliśmy się z
tym pogodzić. Razem z Thomasem postanowiliśmy się tobą zaopiekować i wychować
cię najlepiej jak potrafimy. Niestety babcia Doris załamała się po stracie
córki, zamknęła się w sobie. Przez długi czas… nie chciała nas odwiedzać ze
względu na ciebie. Za bardzo jej przypominałaś Agathę, przez co nie chciała cię
szkolić na czarownicę. Kazała nam jedynie wysłać cię na naukę łaciny. Jednak
tuż przed śmiercią zaczęła tego bardzo żałować. Miała jedynie nadzieję, że jej
to kiedyś wybaczysz. Teraz i my prosimy cię o wybaczenie, powinniśmy ci wyznać
prawdę wcześniej – zakończyła cicho.
Nie
wiedziałam co myśleć. Czułam jedną, wielką pustkę w środku. Chciałam płakać,
ale nie mogłam. Cisza przedłużała się w nieskończoność. Zastanawiałam się co
powiedzieć. Lisa cicho szlochała wtulona w męża. Kiedy na nich patrzyłam, nagle
zrobiło mi się ciepło na sercu. Kochałam ich, byli moimi rodzicami. Co z tego,
że nie biologicznymi? Włożyli serca w wychowanie mnie, traktowali jak własną
córkę.
- Nie mam wam czego wybaczać. Powinnam wam podziękować
za te wszystkie lata, za opiekę nade mną. Kocham was – podeszłam i przytuliłam
ich najmocniej jak potrafiłam.
- Nie jesteś na nas zła? – zapytał tata.
- Nie. Zrobiliście to dla mojego dobra.
- Nasza kochana córeczka – pocałował mnie w czubek
głowy.
Spojrzałam
za okno. Dziewczyny się uśmiechały szeroko do mnie, Hope uniosła kciuki do
góry, a Crystal zrobiła z dłoni serduszko. Zaśmiałam się i machnęłam ręką, by
weszły do środka. Naraz zauważyłam padający leniwie śnieg. Zbliżały się święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz