Biegłam
najszybciej jak mogłam, nie zważając na ból i krwawiące rany. Zatrzymałam się
dopiero na skraju lasu, nie był gęsty, lecz i tak wyglądał przerażająco,
szczególnie w nocy. Wytężyłam wzrok i spróbowałam dostrzec coś w ciemności. Na
próżno. Po chwili dobiegła do mnie Hope.
- Nie myślałam, że w glanach można tak szybko biegać.
– wydyszała.
- Wchodzimy.
- Jesteś pewna?
- Wiesz, to nie ja mam magiczne zdolności.
- To, że jestem czarownicą nie oznacza, że jestem
nieustraszona.
- Możesz się bronić, a ja, zwykły człowiek co mogę
zrobić przeciwko wampirowi?
- Wygrałaś.
Ruszyłyśmy
w mrok. Po chwili oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęłam zauważać
ciemne kształty drzew oraz krzewów. Hope dreptała tuż za mną. Szłyśmy przed
siebie dobry kwadrans, jednak nie spotkałyśmy żywej duszy.
- Może ich tu nie ma? – zapytała przyjaciółka.
Nagle
w oddali usłyszałyśmy krzyk. Pobiegłam od razu w tamtym kierunku. Po chwili
znalazłam się na polanie, na której moim oczom ukazał się potworny widok.
Pod
drzewem leżał Alex, próbował się podnieść. Nieopodal na dwóch łapach stał
ogromny stwór z pyskiem wilka. Xavier.
- Ty… - zaczął Alex i ruszył w moją stronę.
Szybko
wyjęłam nóż z pochwy w bucie. Niestety zauważył to i z nadnaturalną prędkością
znalazł się tuż przy mnie, łapiąc za szyję, podniósł mnie do góry. Zaczęłam się
dusić, ale nie upuściłam broni. Starałam się kopnąć przeciwnika.
- Ostrzegałem co cię czeka jeśli komuś się wygadasz. –
jego kły zaczęły się wydłużać.
Naraz
usłyszałam huk, potem polanę rozświetlił błysk, a Alex zaczął przeraźliwie
krzyczeć. Puścił mnie, upadłam na ziemię i próbowałam złapać oddech. Spojrzałam
w górę. Jego plecy płonęły. Tuż za nim stała Hope z wyciągniętą ręką. Dłoń jej
dymiła. Wampir rzucał się we wszystkie strony. Przyjaciółka podbiegła do mnie.
- Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku – zapewniłam.
Xavier
rzucił się na Alexa. Mimo płomieni krwiopijca szybko się opanował i zaczął się
bronić przed atakami. Nie miał tak wielkich pazurów jak wilkołak, więc próbował
go ugryźć.
- Dlaczego Xavier nie używa kłów?
- Jeśli wilkołak ugryzie wampira, to ugryziony zapada
w ciężką chorobę, która może doprowadzić do utraty mocy lub nawet śmierci. To
działa w obydwie strony. Zanim powstało Moonlight Falls i podpisano pokój takie
przypadki były leczone przez czarownice, ale teraz ta sztuka została
zapomniana. Zanim znalazłybyśmy wskazówki, mogłoby być za późno dla chorego.
Moje
serce zaczęło szybciej bić. Ścisnęłam
mocniej trzymamy w dłoni nóż. Xavier nie mógł dać się ugryźć. Zdenerwowana
patrzyłam na siłujące się na polanie istoty.
Wilkołak
odrzucił wampira, który poleciał i upadł tuż przy mnie. Podbiegłam szybko i z
całej siły kopnęłam go w szczękę. Jeden z jego kłów złamał się od uderzenia.
Zanim
jednak uciekłam na bezpieczną odległość, Alex złapał mnie za kostkę i
przewrócił. Zaczął mnie do siebie przyciągać, lecz zamachnęłam się na niego
nożem. Zraniłam go głęboko w rękę, którą trzymał moją nogę. Rana zaczęła dymić.
Czy nie powinna się zacząć od razu zasklepiać? Przecież wampiry szybko się
regenerowały.
- To srebrny nóż. Największa broń przeciw wampirom i
wilkołakom. Uważaj, żeby nie zranić Xaviera. – krzyknęła do mnie Hope.
Wilkołak
podbiegł w moją stronę i poderwał w górę wampira. Rzucił nim o drzewo na drugi
koniec polany. Wyglądał jakby szykował się do ostatecznego ciosu.
- Xavier dość, przestań! – krzyknęłam.
Przyjaciel
spojrzał na mnie. Wyglądał jakbym wyrwała go z jakiegoś transu.
- Nie chcemy go zabić. Musi stanąć przed radą i
odpowiedzieć za swoje czyny. Należy mu się sprawiedliwy proces za złamanie
zasad. – powiedziałam.
Xavier
złapała Alexa za nogę i zaczął ciągnąć za sobą. Ruszyłyśmy z Hope za nim. Po
chwili okazało się, że wilk kieruje się w stronę domu państwa Wright.
Stanęliśmy wspólnie przed bramą, zadzwoniłam dzwonkiem.
Z
domu wyszła Carmen Wright, matka Alexa.
- Co się stało? – zapytała. Kiedy zobaczyła swojego
wpółprzytomnego syna zaczęła biec w naszą stronę.
- Co wyście mu zrobili? – krzyknęła.
Xavier
puścił nogę wampira i zaczął się przemieniać w człowieka. Tego widoku nigdy nie
zapomnę.
- Pani syn co noc gryzł Ericę i pił jej krew. –
powiedział, ale jego głos był zmieniony, ponieważ kły nie zdążyły się jeszcze
schować.
- To prawda. Dziś Erica wylądowała w szpitalu,
ponieważ rany na jej szyi się otworzyły i straciła sporo krwi. Gdyby jej mama
nie przyszła w porę, mogło być dla niej za późno. – dopowiedziała Hope.
- Jestem w szoku – przyznała wampirzyca. – Nigdy nie podejrzewałam
swojego syna o coś takiego. Przecież znał zasady.
- Powinien zostać osądzony przez radę i ukarany. Mimo,
że to pani syn. Prawo to prawo i dla nikogo nie ma taryfy ulgowej przed
przestrzeganiem go. – rzekł Xavier.
- Masz rację. Stanie się tak jak mówisz. - wzrok
Carmen był nieobecny. Wzięła ciało syna na ręce i ruszyła w stronę domu. –
Bardzo się na tobie zawiodłam Alexie.
- Teraz moja droga wracasz do szpitala. – stwierdziła
Hope. – Uratowałaś Xaviera.
- Erica pokaż ten nóż, którym zraniłaś Alexa. –
poprosił Xavier.
Wyciągnęłam
broń i podałam mu ją. Przyglądali się jej we dwójkę bardzo dokładnie. Szeptali
coś między sobą i jeździli po ostrzu palcami.
- To runiczna broń. – powiedziała dziewczyna.
- Jaka? – zapytałam.
- Jest pokryta runami. Od dawna się ich nie
praktykuje, ani nie przekazuje się młodym czarownicom wiedzy o nich. Ostatni
raz runy były używane podczas wojny z Królową Czarownic.
- To skąd o nich tak dużo wiesz? I kim jest ta
Królowa? – zapytałam.
- Moi przodkowie byli strażnikami runów. Moja rodzina
nie chciała, żeby wiedza o nich przepadła, więc przekazujemy ją z pokolenia na
pokolenie. Kto wie, może się jeszcze kiedyś runy przydadzą. Królowa Czarownic
jest to młodsza siostra Hekate, które znów jest uznawana za matkę wszystkich
wiedźm. Była zazdrosna o potęgę swojej starszej siostry, więc założyła własny
sabat czarownic, które ją popierały. Przez wieki rosła w siłę, by rozpętać
wojnę z Hekate. Na szczęście została pokonana, a jej sabat rozwiązany. Skąd
masz ten nóż?
- Dostałam go od babci, dała mi go dzień przed
śmiercią.
- Rozumiem. – widać było, że Hope jest czymś mocno
zamyślona.
- Wracajmy do domu. – zaproponował Xavier.
- To dobry pomysł. – potwierdziła przyjaciółka, nadal
oglądając broń.
- A ja gdzie mam iść? – zapytałam. – Szpital jest
zamknięty o tej porze.
- Odprowadzimy cię do twoich rodziców. Jutro znowu
pojedziesz do szpitala. – powiedział chłopak.
Zgodziłam
się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz