poniedziałek, 13 czerwca 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 17.



- Myślisz, że mnie polubią? – zapytałam patrząc na swój strój.
            Założyłam jasne, przetarte jeansy i koszulę w kratę, którą poprzedniego dnia kupiłam, do tego trampki. Zastanawiałam się czy nie powinnam ubrać się bardziej oficjalnie.
- Oczywiście, że tak i nie przejmuj się tak strojem. Jesteś młoda i nie musisz chodzić w garsonkach jak moja matka. Bądź sobą. – zaśmiał się Alex.
            Spojrzałam na niego mrużąc oczy. Czasami odnosiłam wrażenie, że czyta mi w myślach. Z drugiej strony, mógł odczytywać uczucia z mojej twarzy lub zachowania.
            Dom, do którego szliśmy, znajdował się w eleganckiej dzielnicy miasteczka, jednak na tle wiktoriańskich posiadłości wyróżniała go nowoczesność. Budynek był modernistyczny, jednopiętrowy, przypominał kanciastą bryłę geometryczną. Dach był płaski, ściany składały się właściwie z samych okien, które były bardzo duże. Na środku wyłożonego cegłą podjazdu znajdowała się fontanna. W garażu stały dwa sportowe samochody, ale z daleko nie rozpoznałam marki.  Alex wpisał kod i otworzyła się bramka prowadząca na posesję. Przeszliśmy podwórko, chłopak otworzył przede mną drzwi wejściowe i przekroczyłam próg jego domu.
            Po wejściu do środka uderzyła we mnie wszechobecna biel. Wnętrze designerskie, lecz wydawało się bardzo chłodne. Widać, że przy projektowaniu zadbano a każdy, nawet najmniejszy szczegół. Wszystko było na swoich miejscu, perfekcyjnie wysprzątane. Nikt, by nie pomyślał, że mieszkają tu wampiry.
- Podoba ci się? – zapytał Alex.
- Robi wrażenie. – odpowiedziałam.
- Zasługa mojej mamy.
- Ma kobieta gust.
            Alex się zaśmiał i wprowadził mnie dalej. Jego rodzice byli w kuchni. Pani Wright przygotowywała stół, a pan Wright siedział przy blacie w kuchni, popijał wino (mam nadzieję, że to było wino) i korzystał w laptopa.
- Mamo, tato, poznajcie Ericę. To moi rodzice, Carmen i Victor. – przedstawił mnie chłopka.
- Dzień dobry. – przywitałam się.
- Miło cię w końcu poznać moja droga, Alex dużo o tobie opowiadał. Gratulujemy wygranej w konkursie. Razem z mężem będziemy na balu dobroczynnym i z przyjemnością cię posłuchamy. – powiedziała Carmen uśmiechają się do mnie serdecznie. Victor również posłał mi przyjazny uśmiech.
            Uspokoiłam się, myślałam, że będą wobec mnie chłodni i sztywni, a wydawali się całkiem mili. Usiedliśmy razem przy stole. Rodzice Alexa wypytywali mnie tak samo, jak moi jego. Standardowe pytania. Po posiłku usiedliśmy przy wielkim kominku.
- Wina? – zaproponował mi pan Wright.
- Nie, dziękuję. – odmówiłam z uśmiechem.
- To może napijesz się kawy albo herbaty? – zapytała Carmen.
- Zgódź się na coś, bo nie odpuszczą. – szepnął mi Alex do ucha.
- Herbaty się chętnie napiję. – powiedziałam.
- Jaką lubisz? Mam różne owocowe, grejpfrutową z pigwą, mandarynkową, dzika róża, owoce lasu, gruszkowa, karmelowa.
- Karmelową poproszę.
- Oczywiście kochana. – pani Wright z uśmiechem poszła do kuchni, jakby sprawiał jej satysfakcję fakt, że zrobi mi herbaty.
 - Cała Carmen. – westchnął Victor znad gazety, wziął kieliszek do ręki i pociągnął łyk. – Uwielbia mieć gości. Mało kto nas odwiedza. – mrugnął do mnie okiem.
            Herbata była przepyszna. Jeszcze przez dobrą godzinę rozmawialiśmy i śmialiśmy się grzejąc się przy kominku. Później Alex zabrał mnie do swojego pokoju. Wystrój pomieszczenia mnie za bardzo nie zdziwił, pokój typowe, poukładanego nastolatka. Mimo, że wampiry nie śpią, było nawet łóżko. Usiedliśmy na nim i od razu oparłam się o swojego chłopaka, a on mnie przytulił mocno do siebie.
- Chyba się spodobałam twoim rodzicom. – odezwałam się.
- To prawda, polubili cię bardzo. – przyznał i pocałował mnie w tył głowy.
- Jak to się stało, że zostałeś wampirem? – zapytałam cicho.
- Urodziłem się taki. Moja mama zaszła w ciążę będąc człowiekiem. Po moich narodzinach ojciec ją przemienił. W wieku 21 lat przestałem się starzeć.
- Ile już żyjesz na tym świecie lat?
- 103.
- Boże, z jakim ja starcem się spotykam.
            Alex zaczął mnie łaskotać po tych słowach. Próbowałam mu uciec, ale był za szybki. W pewnym momencie leżałam na plecach na łóżku, a Alex na mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i atmosfera się nagle zmieniła, napięcie wzrosło. Zapragnęłam, by mnie pocałował namiętnie, pogłaskałam jego policzek zachęcająco, a on zbliżył swoją twarz do mojej i nasze usta się połączyły.
            Pocałunek na początku był czuły, delikatny, lecz z każdą chwilą przybierał na sile, stawał się coraz bardziej namiętny i ostry. Nasze wargi były gorące. Czułam słodycz jego ust. Zaczął całować mnie po szyi, spodziewałam się ugryzienia, ale ono nie nadeszło. Zamiast tego Alex pieścił moją szyję, dając mi dużo przyjemności. Moje ciało co chwilę przechodziły dreszcze. Przygryzłam płatek jego ucha, warknął. Wiedziałam, że mu się to spodobało. Mój chłopak rozpiął guziki koszuli i zaczął całować mnie po dekolcie. Czułościom nie było końca. Nagle Alex odsunął się ode mnie jak poparzony.
- Musimy przestać. – sapnął.
- Dlaczego? – zapytałam poprawiając rozpiętą koszulę. Ujął moją twarz w dłonie.
- Pragnę cię, jak żadnej innej dziewczyny wcześniej, ale skrzywdzę cię. Jestem za silny, tracę w takich chwilach panowanie nad sobą. – posmutniał.
            Przytuliłam go mocno. Schował twarz w moich włosach. Poczułam spływające łzy.
- Przepraszam, że taki jestem.
- Kocham cię, mimo tego jaki jesteś.
- Jestem potworem.
- Nieprawda.
- Tak jest. Nie mogę ci okazać uczuć, bo cię mogę skrzywdzić. Nie warto być z kimś takim jak ja.
- Jesteś najcudowniejszym chłopakiem jakiego znam. Nawet sobie nie wyobrażasz ile szczęścia mi dajesz.
- Naprawdę?
- Tak.
- Moje maleństwo. – objął mnie. – Też cię kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz