środa, 8 czerwca 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 16.



            Siedziałam na łóżku, mój ukochany leżał tuż obok, a ja grałam na gitarze i śpiewałam mu. Od czasu konkursu często nalegał, żebym mu coś zagrała, uwielbiał mnie słuchać. Uważał, że moja muzyka jest pełna harmonii, a głos czysty jak kryształ. Było mi niezmiernie miło, że ktoś mnie docenia. Akordy płynnie wypływały spod moich palców. „Czas odebrał większość mnie oraz pozostawił bez klucza do skrzyni z lekarstwem. Matko, ból mnie nie rani, tylko ta miłość, którą czuję kiedy mnie obejmujesz”. Kochałam ten utwór, według mnie promieniował magią bijącą zarówno z muzyki, jak i ze słów. Przypominał mi o mojej zmarłej babci, opisywał dokładnie to co czułam po jej śmierci. „Nadzieje były duże, chóry były ogromne, a teraz me marzenia odeszły, by żyć poprzez ciebie”. Alex mnie objął, zrobiło mi się ciepło na sercu. Takimi małymi gestami potrafił mi okazać tak wiele czułości. „Z pierwszym śniegiem zniknę”. Przy tych słowach po policzku popłynęła mi łza. Och babuniu… „Wschodzi Czerwone Słońce, tonę pozbawiony tchu. Wewnątrz, mocno ściska ciemność. Wschodzi Czerwone Słońce, opada kurtyna. Wyżej niż nadzieja, znajduje się moje lekarstwo”. Muzyka pochłonęła mnie całkowicie, emocje wzięły górę. Zapomniałam o całym świecie, nawet o siedzącym obok Alexie. Oczy zaszły mi łzami. „Twa śmierć wybawiła mnie”. Spokojnie zakończyłam piosenkę, położyłam gitarę na kolanach. Poczułam jak mój chłopak mnie przytula i całuje w tył głowy.
- To było piękne – wyszeptał.
- Naprawdę?
- Tak, powiedziałbym, że wręcz magiczne.
- Bardzo wczuwam się w grę. Oczyszczam wtedy umysł i nie myślę o niczym, oddaje się całkowicie emocjom.
- I właśnie to sprawia, że muzyka, którą wykonujesz jest wyjątkowa. Mój cudowny, utalentowany aniołek. – pocałował mnie w czoło.
- Chodźmy się przejść – zaproponowałam.
- Dobrze.
            Ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy, na dworze było chłodno i wietrznie. Alex objął mnie ramieniem i przytulił, dzięki czemu od razu zrobiło mi się cieplej. Idąc przez miasto na wystawie jednego ze sklepów zauważyłam ładną koszulę w kratę. Zaszliśmy do sklepu, dobrałam rozmiar i zapłaciłam. Byłam niestety uparta i jak coś mi się spodobało, to musiałam to mieć. Reszta dnia minęła nam całkiem spokojnie, poszliśmy na kawę do Madame Luny, posiedzieliśmy w parku. Zaczynało się ściemniać, więc Alex postanowił odprowadzić mnie do domu.
- Moi rodzice chcieliby cię poznać – powiedział w pewnym momencie.
            Zatkało mnie na te słowa.
- Jak to poznać? – wydukałam.
- Normalnie. Jak twoi mnie. Może przyjdziesz jutro do nas na kolację? – zapytał.
            Przełknęłam nerwowo ślinę. Kolacja w towarzystwie rodziny wampirów. Nie mieściło mi się to w głowie.
- Nie bój się skarbie, nikt cię tam nie pogryzie – to miało zabrzmieć sarkastycznie, ale jeszcze bardziej mnie przeraziło.
- Dobrze, przyjdź jutro po mnie – zgodziłam się.
            Czułam jak moje serce szybko bije, miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Tuż pod drzwiami Alex pocałował mnie czule, jego usta były gorące. Kiedy już pożegnałam się z chłopakiem pobiegłam na górę wziąć prysznic i wskoczyłam pod kołdrę. Spałam tak dobrze, że mimo nocnej wizyty, następnego dnia wstałam bardzo wypoczęta. Musiałam się przygotować na kolację z państwem Wright. 

2 komentarze:

  1. Ciekawe, jak to się dalej potoczy :D czekam niecierpliwie ;)
    A tak na marginesie, do rozdziału puściła mi się piosenka "Motionless in white" i muszę Ci pogratulować wyboru, świetnie komponuje się z opowiadaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Niestety tylko jedna ich piosenka się nadaje :P

      Usuń