sobota, 18 czerwca 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 19.


            Obudził mnie dzwonek telefonu. Zaspana odebrałam.
- Halo. – powiedziałam nieprzytomnie.
- Musimy się spotkać. Bądź wieczorem na miejscu. – powiedziała Hope i rozłączyła się.
            Na początku nie rozumiałam jej słów, ale po chwili, gdy oprzytomniałam, wiedziałam o jakie miejsce jej chodzi. Zeszłam na dół zjeść kolację z rodzicami, potem ubrałam się ciepło i wyszłam w mrok. Okolica wyglądała przerażająco, jak nigdy wcześniej. Zdałam sobie sprawę, że prawie biegnę z nerwów i zwolniłam. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, żeby się uspokoić. Szłam przed siebie, nie patrząc ani na boki ani za siebie.
            Po około kwadransie dotarłam na miejsce. Nie było jeszcze Hope. Usiadłam na kamieniu i postanowiłam zaczekać. Zaczął wiać silny wiatr. Zdjęłam słuchawki i bacznie rozglądałam się wokół. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Wstałam przestraszona i patrzyłam w ciemność. Usłyszałam warczenie. W myślach zaczęłam się modlić, by był to tylko pies. Naraz między gałęziami zaświeciły wielkie, żółte ślepia. Były to oczy jakiegoś zwierzęcia. Warczenie stawało się coraz głośniejsze. To coś zbliżało się do mnie. Serce biło mi jak szalone. W świetle księżyca zobaczyłam wysuwający się z krzaków zakrwawiony pysk z wielkimi kłami. Zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o kamień i upadłam na plecy. Po moich policzkach płynęły łzy.
- Erica?! – usłyszałam krzyk Hope i po chwili wbiegła na polanę.
            Potwór zniknął, wiatr ustał, lecz ja nadal leżałam na plecach niezdolna się poruszyć. Sparaliżował mnie strach.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – wypytywała mnie Hope pomagając mi wstać.
- Tam był potwór! W krzakach. Miał wielkie żółte ślepia, świeciły się! Potem zobaczyłam ten zakrwawiony pysk i kły… - nie skończyłam, rozpłakałam się. Przyjaciółka mnie przytuliła i gładziła moje włosy.
- Już spokojnie, nic ci przy mnie nie grozi. Ten kundel tu nie wróci. Nie bój się.
- Hope, co to było?
- Nic nie warty pchlarz. – dziewczyna splunęła na ziemię. – Nie przejmuj się, nie odważyłby się zaatakować cię. Prosiłam o spotkanie, ponieważ rozmawiałam z Xavierem. Opowiedział mi o waszej rozmowie w szkole i skoro już wiesz kim jest Alex to musisz w końcu poznać prawdę.
- Jaką prawdę?
- Usiądźmy.
            Usiadłyśmy na kamieniach przy jeziorku. Ciszę zagłuszał jedynie szum wody.
- Widzisz Erica, ja i Xavier również nie jesteśmy normalnymi ludźmi. Mało kto z mieszkańców  Moonlight Falls jest, większość ma niezwykłe zdolności i moce. Nie wiem czy słyszałaś jak powstało miasto.
- Tak, Alex mi opowiadał tę legendę.
- To nie jest fikcja, te wydarzenia naprawdę miały miejsce. To miejsce jest azylem, schronieniem dla istot nadprzyrodzonych. Żyjemy tu od pokoleń, w określonej hierarchii oraz według ustalonych wieki temu zasad. Miastem rządzą trzy główne rody przedstawiające każdy gatunek, oprócz ludzkiego. Wampiry reprezentują Wright’owie, czarownice Edwards’owie, a wilkołaki Hudson’owie.
- Chwila! – przerwałam. – Ty jesteś czarownicą?
- Tak, a Xavier jest wilkołakiem, choć jego matka jest czarownicą, pochodzącą z mojej rodziny. To moja ciotka. Ale państwa Hudson nie ciągnie do władzy i ciągle Talbotowie próbują zostać wilczym rodem w radzie miasta, lecz nie mają poparcia ani naszego ani Wright’ów, ponieważ chcą oni, by ludzie się całkowicie wynieśli z miasteczka. Między synami Cornelii Talbot, a Xavierem ciągle dochodzi do kłótni z tego powodu, raz go zaatakowali. Potem rodzice Alexa skazali ich na areszt domowy. Pół roku nie mogli się ruszyć od domu dalej niż 5 metrów. Dla wilkołaków to istna tortura. Dodatkowo ich matka zarzuca rodzinie Xaviera nieczystość krwi, ze względu na Penelopę. Jednak mężczyźni z rodu Hudson zawsze biorą za żonę czarownicę z mojej rodziny. Dzięki takiemu paktowi mamy zapewnioną pomoc w razie kłopotów od drugich. Między wszystkimi głównymi rodami panuje pokój, podpisany przez wszystkich na piśmie. Ten dokument powstał w dniu podjęcia decyzji o założeniu miasta.
- A co to za zasady?
- Jest ich parę. Po pierwsze nie wolno nam atakować ludzi. Za złamanie tego zakazu jest surowa kara, dla każdego gatunku inna, lecz równie straszna. Druga dotyczy ludzi, nie wolno wychodzić podczas pełni z domu. Teraz już się jej tak bardzo nie pilnuje, ludzie wychodzą, ale wtedy działa zasada pierwsza, jeśli na przykład wilkołak zaatakuje człowieka. Trzecie prawo jest okrutnie restrykcyjne, mianowicie kto raz przyjechał do Moonlight Falls i poznał jego tajemnicę, nie może z niego wyjechać, a tym bardziej jego stały mieszkaniec lub istota nadprzyrodzona. Czarownicom nie wolno używać mocy wobec innych, wyjątek stanowi sytuacja, w której zagrożone jest życie nasze lub człowieka. Wampiry nie mogą pić krwi ludzkiej, chodzi o to, że nie wolno im ugryźć człowieka, jest specjalny bank krwi, gdzie mieszkańcy oddają dla nich krew. Jest to obowiązkowe, ale jeszcze nie dla was. Musicie mieszkać tu przynajmniej rok, chyba, że sami będziecie chcieli oddać krew. Oczywiście nie wolno przemienić nikogo w wampira lub wilkołaka, aby tak się stało człowiek musi złożyć wniosek, a rada musi go zatwierdzić i przemienia członek rady. Jest jeszcze parę innych, mniej ważnych zasad, które poznasz z czasem. Nawet ja wszystkich nie pamiętam. Jak się z tym wszystkim czujesz? – Hope położyła rękę na moim ramieniu.
- To jest ta prawda, o której nie chciał mi powiedzieć Xavier.
- Tak, ale skoro Alex się ujawnił musiałaś ją poznać.
- Moi rodzice nic nie wiedzą.
- Nie mów im na razie, człowiek nie uwierzy w to póki sam nie zobaczy na własne oczy.
- Dobrze. Teraz przynajmniej wszystko rozumiem.
- Czy między nami się nic nie zmieni?
- Oczywiście, że nie wariatko. – przytuliłam ją. – Nadal jesteście moimi przyjaciółmi.
- Nawet nie wiesz jak nam ulżyło, że poznasz tajemnicę. Nie musimy się już ukrywać.
- Domyślam się, że to było dla was męczące.
- Czułam się jakbym cię okłamywała. Wybaczysz nam, że wcześniej ci nie powiedzieliśmy?
- Hope, ja doskonale rozumiem czemu nic nie mówiliście mi. Nie macie za co mnie przepraszać.
- Jesteś najlepsza. – przyjaciółka przytuliła mnie. – Może wracajmy już. Zrobiło się zimno, zresztą już późno.
- Myślę, że to dobry pomysł. – przytaknęłam.
            Wstałyśmy i skierowałyśmy się w stronę powrotną. Idąc obejrzałam się jeszcze w stronę krzaków, gdzie widziałam prawdopodobnie wilkołaka. Pomiędzy gałęziami znowu patrzyły na mnie błyszczące, żółte ślepia. Wzdrygnęłam się i podbiegłam, by zrównać się z Hope. Przy niej czułam się bezpieczniej.
            W nocy jak zwykle przyszedł do mnie Alex. Kiedy już pożywił się moją krwią, leżeliśmy na łóżku. Postanowiłam mu opowiedzieć czego dowiedziałam się od Hope. Gdy zaczęłam mówić o zasadach wpadł w szał. Złapał mnie mocno za ramiona.
- Nie wolno ci nikomu powiedzieć, że cię ugryzłem. Nikomu, rozumiesz?! – potrząsnął mną.
- Auu, Alex puść, to boli! – zaczęłam okładać go pięściami.
- Przysięgnij, że nikomu nie powiesz, a jak ktoś coś zauważy to powiesz, że zaatakował cię wampir, którego nie znasz. – jego uścisk stawał się coraz mocniejszy, bałam się, że zaraz połamie mi kości.
- Obiecuje! Obiecuję, że nikomu nie powiem, ale błagam puść mnie już, to boli!
            Zabrał ręce. Zaczęłam masować swoje ramiona, spojrzałam w górę. W jego oczach nie było już miłości, patrzył na mnie gniewnie.
- Jeśli złamiesz słowo, pożałujesz. – odwrócił się, wyszedł na balkon i z niego zeskoczył.
            Zeszłam do kuchni, wzięłam lód i przyłożyłam go do sinych miejsc na ciele. Siedząc w ciemnym pomieszczeniu zaczęłam nucić pod nosem piosenkę. „Potrzebuję czegoś do uspokojenia mnie, ale nie mogę pozwolić sobie na nawalenie, daj mi coś, aby pomóc mi uciec”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz