Obudził mnie dzwonek telefonu. Zaspana odebrałam.
- Halo. – powiedziałam nieprzytomnie.
- Musimy się spotkać. Bądź wieczorem na miejscu. –
powiedziała Hope i rozłączyła się.
Na
początku nie rozumiałam jej słów, ale po chwili, gdy oprzytomniałam, wiedziałam
o jakie miejsce jej chodzi. Zeszłam na dół zjeść kolację z rodzicami, potem
ubrałam się ciepło i wyszłam w mrok. Okolica wyglądała przerażająco, jak nigdy
wcześniej. Zdałam sobie sprawę, że prawie biegnę z nerwów i zwolniłam. Założyłam
słuchawki i włączyłam muzykę, żeby się uspokoić. Szłam przed siebie, nie
patrząc ani na boki ani za siebie.
Po
około kwadransie dotarłam na miejsce. Nie było jeszcze Hope. Usiadłam na
kamieniu i postanowiłam zaczekać. Zaczął wiać silny wiatr. Zdjęłam słuchawki i
bacznie rozglądałam się wokół. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Wstałam
przestraszona i patrzyłam w ciemność. Usłyszałam warczenie. W myślach zaczęłam
się modlić, by był to tylko pies. Naraz między gałęziami zaświeciły wielkie,
żółte ślepia. Były to oczy jakiegoś zwierzęcia. Warczenie stawało się coraz
głośniejsze. To coś zbliżało się do mnie. Serce biło mi jak szalone. W świetle
księżyca zobaczyłam wysuwający się z krzaków zakrwawiony pysk z wielkimi kłami.
Zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o kamień i upadłam na plecy. Po moich
policzkach płynęły łzy.
- Erica?! – usłyszałam krzyk Hope i po chwili wbiegła
na polanę.
Potwór
zniknął, wiatr ustał, lecz ja nadal leżałam na plecach niezdolna się poruszyć.
Sparaliżował mnie strach.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – wypytywała
mnie Hope pomagając mi wstać.
- Tam był potwór! W krzakach. Miał wielkie żółte
ślepia, świeciły się! Potem zobaczyłam ten zakrwawiony pysk i kły… - nie skończyłam,
rozpłakałam się. Przyjaciółka mnie przytuliła i gładziła moje włosy.
- Już spokojnie, nic ci przy mnie nie grozi. Ten
kundel tu nie wróci. Nie bój się.
- Hope, co to było?
- Nic nie warty pchlarz. – dziewczyna splunęła na
ziemię. – Nie przejmuj się, nie odważyłby się zaatakować cię. Prosiłam o
spotkanie, ponieważ rozmawiałam z Xavierem. Opowiedział mi o waszej rozmowie w
szkole i skoro już wiesz kim jest Alex to musisz w końcu poznać prawdę.
- Jaką prawdę?
- Usiądźmy.
Usiadłyśmy
na kamieniach przy jeziorku. Ciszę zagłuszał jedynie szum wody.
- Widzisz Erica, ja i Xavier również nie jesteśmy
normalnymi ludźmi. Mało kto z mieszkańców
Moonlight Falls jest, większość ma niezwykłe zdolności i moce. Nie wiem
czy słyszałaś jak powstało miasto.
- Tak, Alex mi opowiadał tę legendę.
- To nie jest fikcja, te wydarzenia naprawdę miały
miejsce. To miejsce jest azylem, schronieniem dla istot nadprzyrodzonych.
Żyjemy tu od pokoleń, w określonej hierarchii oraz według ustalonych wieki temu
zasad. Miastem rządzą trzy główne rody przedstawiające każdy gatunek, oprócz
ludzkiego. Wampiry reprezentują Wright’owie, czarownice Edwards’owie, a
wilkołaki Hudson’owie.
- Chwila! – przerwałam. – Ty jesteś czarownicą?
- Tak, a Xavier jest wilkołakiem, choć jego matka jest
czarownicą, pochodzącą z mojej rodziny. To moja ciotka. Ale państwa Hudson nie
ciągnie do władzy i ciągle Talbotowie próbują zostać wilczym rodem w radzie
miasta, lecz nie mają poparcia ani naszego ani Wright’ów, ponieważ chcą oni, by
ludzie się całkowicie wynieśli z miasteczka. Między synami Cornelii Talbot, a
Xavierem ciągle dochodzi do kłótni z tego powodu, raz go zaatakowali. Potem
rodzice Alexa skazali ich na areszt domowy. Pół roku nie mogli się ruszyć od
domu dalej niż 5 metrów. Dla wilkołaków to istna tortura. Dodatkowo ich matka
zarzuca rodzinie Xaviera nieczystość krwi, ze względu na Penelopę. Jednak
mężczyźni z rodu Hudson zawsze biorą za żonę czarownicę z mojej rodziny. Dzięki
takiemu paktowi mamy zapewnioną pomoc w razie kłopotów od drugich. Między
wszystkimi głównymi rodami panuje pokój, podpisany przez wszystkich na piśmie.
Ten dokument powstał w dniu podjęcia decyzji o założeniu miasta.
- A co to za zasady?
- Jest ich parę. Po pierwsze nie wolno nam atakować
ludzi. Za złamanie tego zakazu jest surowa kara, dla każdego gatunku inna, lecz
równie straszna. Druga dotyczy ludzi, nie wolno wychodzić podczas pełni z domu.
Teraz już się jej tak bardzo nie pilnuje, ludzie wychodzą, ale wtedy działa
zasada pierwsza, jeśli na przykład wilkołak zaatakuje człowieka. Trzecie prawo
jest okrutnie restrykcyjne, mianowicie kto raz przyjechał do Moonlight Falls i
poznał jego tajemnicę, nie może z niego wyjechać, a tym bardziej jego stały
mieszkaniec lub istota nadprzyrodzona. Czarownicom nie wolno używać mocy wobec
innych, wyjątek stanowi sytuacja, w której zagrożone jest życie nasze lub
człowieka. Wampiry nie mogą pić krwi ludzkiej, chodzi o to, że nie wolno im
ugryźć człowieka, jest specjalny bank krwi, gdzie mieszkańcy oddają dla nich
krew. Jest to obowiązkowe, ale jeszcze nie dla was. Musicie mieszkać tu
przynajmniej rok, chyba, że sami będziecie chcieli oddać krew. Oczywiście nie
wolno przemienić nikogo w wampira lub wilkołaka, aby tak się stało człowiek
musi złożyć wniosek, a rada musi go zatwierdzić i przemienia członek rady. Jest
jeszcze parę innych, mniej ważnych zasad, które poznasz z czasem. Nawet ja
wszystkich nie pamiętam. Jak się z tym wszystkim czujesz? – Hope położyła rękę
na moim ramieniu.
- To jest ta prawda, o której nie chciał mi powiedzieć
Xavier.
- Tak, ale skoro Alex się ujawnił musiałaś ją poznać.
- Moi rodzice nic nie wiedzą.
- Nie mów im na razie, człowiek nie uwierzy w to póki
sam nie zobaczy na własne oczy.
- Dobrze. Teraz przynajmniej wszystko rozumiem.
- Czy między nami się nic nie zmieni?
- Oczywiście, że nie wariatko. – przytuliłam ją. –
Nadal jesteście moimi przyjaciółmi.
- Nawet nie wiesz jak nam ulżyło, że poznasz
tajemnicę. Nie musimy się już ukrywać.
- Domyślam się, że to było dla was męczące.
- Czułam się jakbym cię okłamywała. Wybaczysz nam, że
wcześniej ci nie powiedzieliśmy?
- Hope, ja doskonale rozumiem czemu nic nie mówiliście
mi. Nie macie za co mnie przepraszać.
- Jesteś najlepsza. – przyjaciółka przytuliła mnie. –
Może wracajmy już. Zrobiło się zimno, zresztą już późno.
- Myślę, że to dobry pomysł. – przytaknęłam.
Wstałyśmy
i skierowałyśmy się w stronę powrotną. Idąc obejrzałam się jeszcze w stronę
krzaków, gdzie widziałam prawdopodobnie wilkołaka. Pomiędzy gałęziami znowu
patrzyły na mnie błyszczące, żółte ślepia. Wzdrygnęłam się i podbiegłam, by
zrównać się z Hope. Przy niej czułam się bezpieczniej.
W
nocy jak zwykle przyszedł do mnie Alex. Kiedy już pożywił się moją krwią,
leżeliśmy na łóżku. Postanowiłam mu opowiedzieć czego dowiedziałam się od Hope.
Gdy zaczęłam mówić o zasadach wpadł w szał. Złapał mnie mocno za ramiona.
- Nie wolno ci nikomu powiedzieć, że cię ugryzłem.
Nikomu, rozumiesz?! – potrząsnął mną.
- Auu, Alex puść, to boli! – zaczęłam okładać go
pięściami.
- Przysięgnij, że nikomu nie powiesz, a jak ktoś coś
zauważy to powiesz, że zaatakował cię wampir, którego nie znasz. – jego uścisk
stawał się coraz mocniejszy, bałam się, że zaraz połamie mi kości.
- Obiecuje! Obiecuję, że nikomu nie powiem, ale błagam
puść mnie już, to boli!
Zabrał
ręce. Zaczęłam masować swoje ramiona, spojrzałam w górę. W jego oczach nie było
już miłości, patrzył na mnie gniewnie.
- Jeśli złamiesz słowo, pożałujesz. – odwrócił się,
wyszedł na balkon i z niego zeskoczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz