niedziela, 26 czerwca 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 21.



            Kiedy otworzyłam oczy oślepiło mnie mocne światło jarzeniówek i wszechobecna biel pomieszczenia. Zastanawiałam się czy umarłam, ale płacz Hope uświadomił mi, że nadal jestem na ziemi.
- Ej, jeszcze żyję. – głos miałam zachrypnięty.
- Boże, Erica! – przyjaciele podbiegli do łóżka.
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, straciłaś dużo krwi. Dobrze, że twoja mama w porę weszła do twojego pokoju. Inaczej… - głos mu się załamał i spuścił głowę. Ukrył twarz w dłoniach. Hope położyła mu dłoń na ramieniu.
- Wszyscy się bardzo o ciebie martwiliśmy. Kiedy twoja mama do mnie zadzwoniła myślałam, że żartuje – rozpłakała się. – To było straszne, lekarze nie wiedzieli czy przeżyjesz.
- Wszystko w porządku, naprawdę. Gdzie moi rodzice? – zaczęłam się podnosić.
- Musisz leżeć. – zaoponował Xavier. – Twoi rodzice pojechali do domu, twoja mama wpadła w histerię, lekarze nie byli w stanie jej uspokoić. Powiedzieliśmy im, że zostaniemy przy tobie i zadzwonimy, gdy się obudzisz. Nie mają pojęcia dlaczego krwawiłaś z szyi i skąd te siniaki na twoim ciele.
            Ogarnął mnie strach. Wiedzieli o wszystkim. Nie mogłam powiedzieć, że to sprawka Alexa. Bóg tylko wiedział do czego on może być zdolny.
- Czy Alex wie, że tu jestem? – mój głos drżał.
- Nie, zakazałem twojej mamie do niego dzwonić, nie miała pojęcia dlaczego, ale była tak przerażona twoim stanem, że się zgodziła tego nie robić. – odpowiedział chłopak.
- Erica, odpowiedz szczerze. Zrobił to on? – zapytała poważnie Hope. Jeszcze nigdy nie słyszałam u niej takiego tonu.
- Nie, to nie był on. Dwa dni temu zaatakował mnie jakiś wampir. Nie znam go. – powiedziałam.
- Dwa dni temu widziałyśmy się. – zauważyła dziewczyna.
- To może to było wcześniej…
- Nie kłam. To jego sprawka, prawda? – uciął Xavier.
            Patrzyłam na nich przerażona, łzy naszły mi do oczu. Usiedli na szpitalnym łóżku i przytulili mnie.
- Skarbie, nie bój się. – uspokajała mnie Hope. Rozpłakałam się.
- Alex powiedział, że jak komuś o tym powiem to pożałuję. On mnie przeraża.
- Ile razy cię ugryzł? – zapytał Xavier.
- Nie mam pojęcia. Przychodzi do mnie co noc. Zrobił mi również te siniaki. Jak dowiedział się, że poznałam zasady panujące w mieście wpadł w szał. Złapał mnie za ramiona, myślałam, że mi kości połamie. Kazał obiecać, że będę cicho.
            Po moich słowach na sali zapadła grobowa cisza. Trwała dłuższą chwilę, w końcu przerwał ją Xavier.
- Zabiję go. – zerwał się z łózka i ruszył w stronę drzwi.
- Błagam nie – krzyknęłam i pobiegłam za nim.
            Hope była tuż za mną i wołała, żebym wróciła, bo muszę leżeć. Kiedy wybiegłam na korytarz chłopaka nigdzie nie było. Złapałam przyjaciółkę za ramiona.
- Idź za nim, proszę cię. Alexa ogarnie furia jak się dowie, że wam o wszystkim powiedziałam.
- Nie zostawię cię tu samej. A co jeśli ten krwiopijca przyjdzie tutaj? Sama sobie z nim rady nie dasz.
            Podszedł do nas lekarz.
- Moja droga, powinnaś leżeć.
- Doktorze ja muszę stąd wyjść. – błagałam.
- Nie mogę cię wypuścić samej, potrzebna zgoda twoich rodziców.
            Spojrzałam błagalnie na Hope, lecz ona tylko wzruszyła bezsilnie ramionami. Załamana wróciłam do sali, usiadłam na łóżku. W moich myślał już rodził się plan.
- Hope.
- Tak?
- Mama spakowała mi jakieś ubrania?
- W torbie pod łóżkiem.
             Po chwili już byłam ubrana w swoje ulubione, czarne spodnie na czerwonych szelkach, czarną koszulkę, długi, skórzany płaszcz i glany. Jak dobrze, że dziś założyłam te z klamrami. Miały ukrytą pochwę na nóż w prawym bucie. Oczywiście nie była ona pusta. Schowałam tam nóż, który dostałam na pamiątkę od babci. Był idealnie naostrzony, nosiłam go głównie wtedy, kiedy ze znajomymi chodziliśmy na nielegalne wyścigi motocyklowe. Wielu tam proponowało mi upojną noc, ale wystarczyło pomachać im ostrzem przed nosem i rezygnowali. Ze względu na rodziców, mimo przeprowadzki, nie wyjęłam go. Wolałabym nie wiedzieć jakie kazanie bym dostała za posiadanie takiego noża.
            Wzięłam krzesło i zastawiłam nim drzwi, żeby nikt nie mógł ich z zewnątrz otworzyć. Potem otworzyłam okno i zerknęłam w dół. Byłam na trzecim piętrze, jak dobrze, że tutejszy szpital był taki mały. Analizowałam drogę w dół. Na parapetach można było spokojnie postawić stopę, jednak w wielu oknach się paliło nadal światło.
- Co ty planujesz? – wyrwała mnie z zadumy Hope.
- Nie będę tu siedzieć bezczynnie. To ja wszystko zaczęłam, nie pozwolę, by Xavier ucierpiał przeze mnie.
- Spokojnie, na razie będzie tylko obserwował Alexa jak to wilk. Przemienić się może dopiero podczas pełni.
- Dziś jest pełnia.
            Szczęka mojej przyjaciółki opadła. Wyjrzałam raz jeszcze za okno. Światła powoli gasły. Zbliżała się godzina nocna.
- Zgaś światło. – poprosiłam i w pokoju zapanował mrok.
            Poczekałam jeszcze chwilę, aż ostatnie światła zgasną i wystawiłam nogę za okno.
- Poczekaj, czy ty wiesz co robisz? – złapała mnie za rękę Hope.
- Nie martw się. Nie po takich ścianach chodziłam.
            Usiadłam na parapecie i wystawiłam drugą nogę za okno. Złapałam się rękami za ramę i zsunęłam się w dół. Wisząc odwróciłam się twarzą do budynku. Zerknęłam raz jeszcze w dół. Do następnego parapetu nie miałam daleko, był dość szeroki. Ręce mnie bolały przez siniaki. Zamknęłam oczy i puściłam się. Spadałam krócej niż obstawiłam. Uderzając glanami narobiłam hałasu, więc szybko złapałam się i zeskoczyłam na kolejny parapet. Po chwili już stałam na ziemi. Spojrzałam w górę. Hope nadal patrzyła na mnie z okna. Zadzwoniła do mnie.
- Co mam robić? – pytała.
- Wyjdź normalnie przez drzwi. Jakby ktoś pytał to powiedz, że zasnęłam. Będę czekać za rogiem.
            Rozłączyła się. Po chwili zjawiła się w umówionym miejscu.
- Dzwoniłam do Xaviera, ale nie odbiera. Gdzie on może być? – zapytałam.
- Nie mam pojęcia, nie powinnaś uciekać ze szpitala. Nadal masz opatrunki.
- Mam to gdzieś. To ja wpakowałam nas w to bagno i to ja muszę nas z niego wyciągnąć.
            Hope westchnęła.
- Zadzwonię do Alexa. – zaproponowałam.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Nie mamy wyjścia.
            Wybrałam numer. Po kilku sygnałach odebrał.
- Gdzie jesteś? – w jego głosie słychać było irytację.
- W szpitalu. Zasłabłam i rodzice mnie do niego zabrali. Jutro wychodzę.
- Ehh, mogłaś mnie poinformować.
- Dopiero się ocknęłam. Cały czas byłam nieprzytomna.
- Dobrze. W takim razie wracam do domu. Dobranoc.
- Dobranoc.
            Rozłączyłam się.
- Wraca ode mnie do domu. Chodźmy.
- Poczekaj. Jako wampir nie będzie szedł grzecznie po chodniku. Pobiegnie przez las, a tam w nocy nie jest bezpiecznie.
- Nie mamy wyjścia.
- Twój opatrunek jest już zakrwawiony.
- To nie istotne. Bez Xaviera nie wracam, musimy mu pomóc.
             W oddali zawył wilk.
- W takim razie ruszajmy. – westchnęła kolejny raz Hope. – Jesteś strasznie uparta.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział, jak zawsze ^^ Mam nadzieję, że nowy pojawi się już wkrótce, bo nie mogę się doczekać! ;)

    OdpowiedzUsuń