środa, 22 czerwca 2016

MOONDANCE - Rozdział I - część 20.



            Następnego dnia miałam problem, by podnieść się z łóżka. Ręce mnie bardzo bolały, gdy podparłam się na nich, poczułam jakby moje ciało przeszył piorun. Opadłam z powrotem bezwładnie na materac. Musiałam jakoś wstać i pójść do szkoły, choć nie miałam na to w ogóle ochoty. W końcu udało mi się zwlec i udać się do łazienki. Każda czynność zajmowała mi więcej czasu niż normalnie. Wyjęłam z szafy bluzkę z długim rękawem, żeby zakryć wielkie siniaki. Spakowałam książki do torby, zjadłam szybko śniadanie i wyszłam z domu.
            Świeciło Słońce, mimo, że na dworze było chłodno. Kiedy dotarłam do szkoły byłam cała przemarznięta. W automacie kupiłam sobie gorącą kawę na rozgrzanie. Na pierwszej lekcji miałam historię wspólnie z Xavierem. Chłopak już stał pod salą. Przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- Hej Erica. – wyciągnął ramiona, by mnie przytulić. Odsunęłam się pospiesznie.
- Uważaj – podniosłam tekturowy kubeczek do góry. – Nie chce rozlać.
            To było kłamstwo. Bałam się, że od jego mocnego uścisku mogłyby się wydać moje ogromne siniaki.
- Dobrze – zaśmiał się i podszedł bliżej mnie. – Bardzo się cieszę, że poznałaś prawdę o nas. Wybacz, że okłamaliśmy cię. – szepnął.
- Nie macie mnie za co przepraszać, mówiłam już o tym Hope. Doskonale rozumiem dlaczego się ukrywaliście.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jaka to ulga.
- Domyślam się.
- Jakaś blada jesteś. Dobrze się czujesz? – zapytał.
- Tak, ostatnio bardzo źle śpię. Muszę poprosić Hope o jakąś herbatkę na bezsenność. – trzymałam się tej wersji nie tylko przed znajomymi, również utrzymywałam ją w rozmowie z rodzicami lub nauczycielami.
- Dobry pomysł. Ona zna chyba wszystkie zioła jakie rosną na tej planecie. – zaśmiał się, dołączyłam do niego.
            Nagle poczułam mrowienie na karku. Zerknęłam za siebie. Nieopodal stał Alex. Patrzył na mnie z zimną, kamienną twarzą. Jego spojrzenie mnie przerażało. Przypomniał mi się jego nocny napad furii, zadrżałam. Strach powrócił.
            Zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłam do sali za Xavierem. Przez następne kilka godzin nie mogłam się uspokoić. Dodatkowo nigdzie nie było Hope. Napisałam do niej kilka sms-ów, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nie odbierała również telefonów. Martwiłam się, co mogło się z nią dziać? W głowie pojawiła mi się potworna wizja. Co jeśli przeze mnie Alex ją zaatakował za to, że opowiedziała mi o tajemnicy Moonlight Falls? Po tym co zrobił wczoraj mi, wszystko było możliwe.
- Xavier chodźmy po szkole do Hope. – poprosiłam.
- Czemu?
- Martwię się o nią. Nie odpisuje mi na wiadomości, nie odbiera też połączeń.
- Spokojnie, może jest chora i śpi cały dzień.
- A jeśli…
- Erica, co cię napadło?
- Nic, ja tylko się o nią boję.
- Masz jakieś podstawy do tego? Podejrzewasz, że coś złego się jej stało? – zapytał poważnym tonem.
            Spojrzałam mu w oczy przerażona. Przecież nie mogłam mu powiedzieć o czym myślę.
- Nie – skłamałam.
- Więc nie ma powodu do paniki. Uspokój się i chodź. Została nam ostatnia godzina do przeżycia.
            Wracając do domu nie mogłam przestać się martwić o Hope. Włączyłam muzykę, by zagłuszyć czarne myśli, lecz i to nie pomogło. Po powrocie ruszyłam od razu do swojego pokoju, ignorując wołania mamy na obiad. Zamknęłam drzwi i zaczęłam krążyć w kółko. W końcu postanowiłam pójść do przyjaciółki i sprawdzić co się z nią dzieje.
            Szybko ruszyłam po płaszcz, lecz w połowie drogi zakręciło mi się w głowie i stanęłam. Zrobiło mi się słabo, upadłam na kolana i podparłam się rękoma. Poczułam coś mokrego na lewym ramieniu, nie miałam pojęcia skąd ta wilgoć. Dotknęłam ręką tego miejsca i spojrzałam. Dłoń była cała we krwi. Chciałam krzyczeć, ale zanim wydobyłam z siebie jakikolwiek dźwięk, straciłam przytomność.

1 komentarz: