poniedziałek, 5 lutego 2018

FALE CIEMNOŚCI, Aaron Rosenberg - recenzja.

"Fale ciemności" autorstwa Aarona Rosenberga to kolejny tytuł z serii Blizzard Legends, który pojawił się w Polsce. Książka została wydana pod szyldem Wydawnictwa Insignis, swoją premierę miała 17 stycznia br. Jako wielka fanka uniwersum World Of Warcraft nie mogłam pominąć w swojej biblioteczce tej pozycji. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam Was na recenzję. 

Aaron Rosenberg to pisarz znany ze swych powieści z gatunku fantasy oraz science-fiction, m.in. z uniwersum Star Treka oraz Warhammera. Dodatkowo pracuje jako projektant gier i w 2003 roku został nagrodzony Origins Award za podręcznik „Gamemastering Secrets”."Fale ciemności" to nie jedyna jego książka oparta na grach Blizzard Entertainment. Rosenberg jest również autorem  powieści „Królowa Ostrzy”, stworzonej na podstawie gry StarCraft.

Książka opowiada o drugiej wojnie pomiędzy ludźmi, a orkami. Po zajęciu Stormwind przez Hordę, lord Anduin Lothar zabiera małego księcia oraz niedobitków za morze, do Lordaeronu. Zamierzał szukać pomocy u króla Terenasa. Po nadzwyczajnej naradzie wojennej z pozostałymi władcami, zostało utworzone Przymierze, zrzeszające królestwa. Anduin Lothar, na czele nowo utworzonego sojuszu, stawia czoła Orgrimowi Doomhammerowi i jego potężnej Hordzie. 

Do samej fabuły nie można się przyczepić. Mimo, że książka jest dość krótka, mamy tu bardzo dużo ciekawych wątków oraz wiele znanych z World Of Warcraft postaci. Każde przedstawione wydarzenie jest bardzo dobrze opisane. Lektura jest podzielona na dwa punkty widzenia - Przymierze oraz Hordę - i mimo, że jestem całym sercem w Hordzie to muszę przyznać, że historia Przymierza jest w tym przypadku dużo ciekawsza. I choć "Fale ciemności" pod względem fabularnym są bardzo dobre to nie można tego samego powiedzieć o sposobie, w jaki zostały napisane. Język Rosenberga jest niezwykle ciężki. Już na samym początku irytował mnie sposób w jaki autor opisuje wydarzenia, bądź przemyślenia głównych postaci. Ja bardzo lubię bogate opisy, ale mam wrażenie, że Rosenberg, chcąc jak najlepiej przedstawić historię, mocno z tym przesadził. Zdania są rozbudowane i długie. Bywały fragmenty, gdzie jedno zdanie zajmowało trzy, czasem nawet cztery linijki tekstu. Dodatkowo autor tłumacząc pewne zjawiska, które odnosiły się do innych, nie raz przypominał rzeczy, o których już wspomniał wcześniej. Krótko mówiąc - tłumaczył to jak krowie na miedzy. 

Podsumowując, tak jak mówiłam fabule nie można nic zarzucić. Lektura jest bardzo ciekawa pod tym względem. Przez cały czas coś się dzieje, dzięki czemu czytelnik nie zazna nudy. Cieszę się, że powstała taka książka opowiadająca początki Przymierza, gdyż jako Hordziak nie za bardzo interesuję się przeciwną frakcją. Jednocześnie stwierdzam, że na początku Przymierze było naprawdę imponujące. Niestety, na tym kończą się plusy i przechodzimy do minusów. Jak wspominałam powieść jest bardzo ciężka. Niejednokrotnie po przeczytaniu paru stron miałam dosyć, ponieważ styl Rosenberga jest naprawdę irytujący. Zapewne dlatego tak długo mi się zeszło z przeczytaniem tej lektury. Przyzwyczaiłam się do lekkiego i przyjemnego języka Christie Golden i tutaj te opisy mnie przytłaczały zawartymi informacjami. Nie lubię tego mówić, ale dawno tak źle mi się nie czytało książki. Mimo to nie odradzam sięgania po tę pozycję. Myślę, że jest warta uwagi ze względu na bogatą linię fabularną. 


środa, 31 stycznia 2018

AVATAR COUNTRY, Avatar - recenzja.

For the heart and soul of a people forged in steel.

12 stycznia miała premierę nowa płyta zespołu Avatar - "Avatar Country". Grupa pochodzi ze szwedzkiego miasta Göteborg. Została założona w 2001 roku, początkowo istniała pod nazwą Lost Soul. Aktualnie w jej skład wchodzą wokalista Johannes Eckerström, perkusista John Alfredsson, gitarzyści Jonas Jarlsby i Tim Öhrström oraz basista Henrik Sandelin. Tworzona przez nich muzyka jest zaliczana do gatunków melodic death metal/heavy metal."Avatar Country" jest to siódmy studyjny album zespołu. Produkcją oraz mixem zajął się Jay Ruston.

1. GLORY TO OUR KING

Pierwsza pozycja na albumie jest niezwykle krótka i formą przypomina bardziej hymn, niż piosenkę. Jest delikatny podkład muzyczny oraz chór, który śpiewa na cześć naszego władcy. Jest to ciekawy wstęp, biorąc pod uwagę, że cała płyta poświęcona jest królowi Avatar Country, w którego wciela się gitarzysta Jonas Jarlsby. Warto wspomnieć, że Jonas nazywany jest przez kolegów oraz fanów "Kungen", co po szwedzku znaczy właśnie "król".

2. LEGEND OF THE KING

Tutaj mamy już cięższą kompozycję, bardziej przypominającą utwór. Piosenka jest mimo to dość wolna, wydaje się być strasznie długa przez co nie wpada w ucho. Nie ma tutaj jakiegoś punktu zaczepiania, który sprawiłby, że z przyjemnością wracałabym do tej pozycji.

3. THE KING WELCOMES YOU TO AVATAR COUNTRY

Od tego momentu dla mnie zaczyna się na poważnie cała płyta. Utwór jest niezwykle ciekawy, rytm niejednokrotnie się zmienia. Mimo, że kompozycja jest ciężka, pierwsze na co człowiek zwraca uwagę to melodia, która brzmieniem przypomina country. Zarówno linia melodyczna, jak i wokalna jest niczym wyjęta ze świata Dzikiego Zachodu. Według mnie jest to dość zabawny zabieg, dzięki któremu utwór mocno zapada w pamięć.

4. KING HARVEST 

Tutaj już od pierwszych sekund uderza w nas mocne, ostre granie oraz growl. Jest to kompozycja typowo metalowa, lecz ze zmiennym rytmem. Są szybsze oraz wolniejsze momenty, jednak przeważają te pierwsze. Niewiele mamy tu również czystego śpiewu, przez co piosenka nie każdemu może przypaść do gustu.

5. THE KING WANTS YOU

Druga z piosenek promujących album przed premierą. Również jest to kompozycja cięższa, ale za to bardziej skoczna od poprzedniej. Szczególnie można to usłyszeć przy refrenach. Posiada też przyciągające uwagę gitarowe solo. Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na tę pozycję. Do tego utworu został zrealizowany teledysk.

6. THE KING SPEAKS

Jest to krótkie przemówienie naszego króla, skierowane do poddanych, z lektorem. Kolejny "zapychacz" płyty, jak w przypadku pozycji numer 1. W tle możemy usłyszeć okrzyki ludu, fanfary oraz fajerwerki.

7. A STATUE OF THE KING

Pierwszy utwór promujący album przed premierą. Kompozycja mocna, ostra, ma świetną solówkę na gitarze. Jeśli chodzi o linie wokalną to jest ona dość zbalansowana. Mamy zarówno czysty wokal, jak i growl. Tutaj należą się ogromne brawa dla Johna Alfredssona za piękną grę na perkusji. Według mnie jest to najlepsza pozycja na albumie, do której również zostało nagrane video.

8. KING AFTER KING

To jest kompozycja, którą zaliczam do tzw. "metalowych ballad". Niby ciężka, ale na tyle spokojna, że można przy niej usiąść i zrelaksować się. Sporo tu czystego wokalu oraz naprawdę wolniutkich momentów. Rytm jest bardzo zróżnicowany. Całość mocno chwyta za serce.

9. SILENT SONGS OF THE KING PT. 1: WINTER COMES WHEN THE KING DREAMS OF SNOW

Utwór instrumentalny, niezwykle spokojny. Mamy tu zdecydowaną przewagę muzyki elektronicznej. Niestety jest dość monotonny i zdecydowanie niepotrzebny na albumie. Zespół mógł na jego miejsce nagrać normalny, fajny utwór.

10. SILENT SONGS OF THE KING PT. 2: THE KINGS PALACE

Kontynuacja pozycji numer 9, jednakże okraszona metalem. Zaczyna się od mocnego wejścia gitar i perkusji. W tym przypadku również uważam, że jest to kompozycja zbędna. 

Podsumowując, muszę powiedzieć, z bólem serca, że ten album jest najsłabszym w dotychczasowym dorobku Avatara. Jest krótki, ale przez niepotrzebne "zapychacze" wydaje się jeszcze krótszy. Przyznać trzeba, że zawiera parę fajnych perełek, które naprawdę wpadają w ucho i warto zwrócić na nie uwagę. Jednakże, biorąc pod uwagę poprzedni album "Feathers & Flesh", który był dobrze dopracowanym arcydziełem, spodziewałam się po "Avatar Country" czegoś znacznie lepszego. Tym bardziej, że promujące album (przed premierą) piosenki są bardzo mocnymi pozycjami na liście utworów i dawały ogromne nadzieje co do tego wydawnictwa. 


niedziela, 28 stycznia 2018

MAGNUS CHASE I BOGOWIE ASGARDU, Rick Riordan - recenzja.

Dzisiejsza recenzja dotyczyć będzie serii, na którą naprawdę długo czekałam. Ricka Riordana poznałam dawno temu, kiedy w ręce wpadł mi pierwszym tom z cyklu "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Bardzo spodobał mi się pomysł autora, by połączyć rzeczywistość ze starożytnym, mitycznym światem. Osobiście bardzo lubię poznawać różne mitologie. Następna w kolejce była trylogia "Kroniki Rodu Kane", które nawiązywały znów do wierzeń dawnych Egipcjan. Po greckiej i egipskiej mitologii przyszedł czas na rzymską. Z zapartym tchem czytałam książki Riordana, nie mogąc doczekać się następnych części. Mimo to czułam pewien zawód, ponieważ nie było żadnego cyklu nawiązującego do mojej ulubionej mitologii nordyckiej. Było mi smutno, bo jestem totalnie zakochana w Skandynawii, wikingach oraz ich wierzeniach. Jednak pewnego dnia, wchodząc do księgarni, moim oczom ukazał się pierwszy tom z najnowszej serii Ricka Riordana "MAGNUS CHASE I BOGOWIE ASGARDU". Bez zastanowienia go zakupiłam i jeszcze tego samego dnia zaczęłam czytać. Do tej pory w Polsce pojawiły się 3 tomy z serii. Serdecznie zapraszam Was na recenzję tego cyklu. 

Rick Riordan to amerykański pisarz, mieszkający w Bostonie. Studiował na Uniwersytecie stanu Teksas, jego specjalizacją była historia i anglistyka. Przez lata pracował jako nauczyciel. Popularność przyniosła mu ww. seria dla młodzieży "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". 

Cykl "Magnus Chase i Bogowie Asgardu" opowiada o nastoletnim, bardzo problematycznym chłopaku, który po tajemniczej śmierci matki, żyje samotnie na ulicach Bostonu. Jestem zdany tylko na siebie, często ma do czynienia z policją i prawem. Pewnego dnia spotyka swego zapomnianego wuja, który zdradza mu wielki sekret. Magnus jest synem nordyckiego boga, a wszystkie mity o Bogach Asgardu okazują się być prawdziwe. Jednak to jeszcze nie jest koniec, ponieważ Chase musi zapobiec nadejściu Ragnaroku, do którego nieustannie dąży Loki. Magnus razem z przyjaciółmi musi za wszelką cenę powstrzymać nikczemnego boga przed zagładą świata. Ale jak tu walczyć, gdy jest się martwym? 

Książki pisane są w narracji pierwszoosobowej, a ponieważ główny bohater jest dość pyskaty i sarkastyczny to zarówno opisy, jak i dialogi rozbawią Was do łez. Również tytuły rozdziałów są powalające, np: "Hearthstone mdleje bardziej niż Jason Grace choć nie mam pojęcia kto to jest" albo "Dlaczego nie należy używać noża do mięsa jako trampoliny". Język, którym posługuje się autor jest idealnie dobrany do odbiorców, czyli młodzieży. Opisy są dokładne, pełne metafor i epitetów, lecz nie są to związki wyrazowe, które zaliczyłabym do poetyckich. Raczej są to porównania humorystyczne, lekko głupkowate, bym powiedziała. Dialogi natomiast przesiąknięte są humorem. Fabuła nie jest monotonna, co chwilę dzieje się akcja, dzięki czemu czytelnik się nie nudzi. Biorąc pod uwagę, że powieść przeznaczona jest dla nastolatków, w pełni popieram taki zabieg. Przytoczone zapożyczenia z mitologii nordyckiej, jak najbardziej mają w sobie ziarno prawdy. Ciekawe w seriach Riordana jest również to, że one się ze sobą łączą. Jak? Tego Wam już nie zdradzę, musicie sami doczytać. 

Podsumowując, Rick Riordan kolejny raz mnie nie zawiódł. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ "Magnus Chase [...]" podoba mi się nawet bardziej niż "Percy Jackson [...]". Myślę, że autor świetnie wpasował się w styl książek dla nastolatków, jednak dorośli mogą mieć z językiem problem. Ogólnie rzecz biorąc z każdej serii Riordana można poznać bliżej wybraną mitologię. Autor naprawdę mocno zagłębia się w przytaczane mity, są one świetnie przedstawione. Moim zdaniem "Magnus Chase i Bogowie Asgardu" jest w stanie zaciekawić każdą młodą osobę. Naprawdę zachęcam do zapoznania się z tym cyklem. Tym bardziej, jeśli interesujecie się starożytnymi mitologiami.